stefanplazek stefanplazek
391
BLOG

Umieranie sądów

stefanplazek stefanplazek Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Niedawno temu zdarzyło mi się oglądać reportaż z Afganistanu, mający pokazać prymitywizm tamtejszych realiów i dobroczynny wpływ na nie ze strony zachodnich interwentów. I przy jednej scenie doznałem wstrząsu. Pokazywano lokalny sąd. Dwaj faceci pozostający w prawnym sporze usiedli przed jakąś lepianką na dywanie z kilkoma starymi dziadkami i przez kilka godzin pijąc herbatę dyskutowali wszyscy razem o wszelkich aspektach sprawy tak długo, aż je wszystkie dokładnie zbadali. Były i dokumenty, wędrowały po prostu z rąk do rąk. Po czym dziadkowie zaproponowali projekt orzeczenia, wysłuchali uwag stron, coś tam jeszcze skorygowali i powód z pozwanym uścisnęli sobie ręce. I to był koniec posiedzenia, nie spisano nawet wyroku bo i po co? Przecież wszyscy go słyszeli.

 

  W naszym kodeksie pracy jest takie zapomniane roszczenie „o uznanie wypowiedzenia umowy o pracę za bezskuteczne”. Ma ono polegać na tym, że jeśli sąd pracy orzeka o nieprawidłowości tego wypowiedzenia gdy ono jeszcze biegnie, to nie „przywraca do pracy” (jeszcze jej bowiem nie stracono), a tylko anuluje mający dopiero nastąpić prawny skutek wypowiedzenia.

Jestem już starszym adwokatem, a ostatni raz widziałem wyrok uznający wypowiedzenie za bezskuteczne może z ćwierć wieku temu. I to nie dlatego, by nie miało ono sensu , tylko dlatego, że przez cały ten czas chyba żaden polski sąd pracy nie zdołał wydać wyroku w prawie odwołania od wypowiedzenia jeszcze w okresie jego biegu. I to mimo, że przy umowach na czas nieokreślony okres ten wynosi 3, a w praktyce często niemal 4 miesiące.

Przychodzą do mnie do kancelarii adwokackiej wyrzuceni z pracy ludzie. Rozmowa najczęściej wygląda tak:

- Panie mecenasie, z tym wypowiedzeniem to jest tak a tak, czy są szanse w sądzie?

Słucham więc, oglądam papiery a jeśli odpowiadam że szanse są, pada kolejne pytanie:

- A kiedy będę mógł zostać przywrócony do pracy?

Więc mówię uczciwie, że za rok - dwa. Nie wcześniej.

- A dostanę wtedy wynagrodzenie za czas gdy byłem go pozbawiony?

- Tak. Za 1 miesiąc.

- To może jakieś odszkodowanie?

- Owszem, ale też dopiero za rok – dwa, do tego góra za 3 miesiące i bez przywracania do pracy.

Nieraz ludzie każą sobie te informacje powtarzać, bo nie od razu w nie wierzą. Ale gdy już uwierzą, nadchodzi ta najgorsza chwila: obserwuję ich rozpacz z uświadomienia sobie, że sąd im nie pomoże, bo nawet jeśli wygrają, zdechną wcześniej z głodu oni i ich rodziny. Z reguły wtedy wizyta się kończy. Wstają, dygocącym głosem dziękują za pomoc i wychodzą jak ślepi.

  Trafiają też do mnie ludzie usiłujący wyżyć z działalności gospodarczej. Przedkładają mi niezapłacone przez kontrahentów faktury, dokumentację wykonania usługi i pytają, ile będą czekać na wyrok. Odpowiadam zgodnie z prawdą że na nakaz parę miesięcy, ale gdy ten zostanie oprotestowany, to na wyrok ze 2- 3 lata.

Nieraz również i ci ludzie  każą sobie te informacje powtarzać, bo nie od razu w nie wierzą. Ale gdy już uwierzą, nadchodzi ta najgorsza chwila: obserwuję ich rozpacz z uświadomienia sobie, że sąd im nie pomoże, bo nawet jeśli wygrają, zdechną wcześniej z głodu oni i ich rodziny. Z reguły wtedy wizyta się kończy. Wstają, dygocącym głosem dziękują za pomoc i wychodzą jak ślepi.

Niektórzy jednak próbują walczyć. Jednak wówczas ich głównym wrogiem staje się nawet nie przeciwnik, a procedura sądowa w sprawach gospodarczych, stawiająca każdego przedsiębiorcę w pozycji linoskoczka nad przepaścią. Jeden niebaczny ruch – i po wszystkim. Gdy jednak wytrwają, po paru – kilku latach zapada prawomocny wyrok. Nierzadko przy tym ma on walor merytoryczny taki, jak rozstrzygnięcia oczadziałej dymem Pytii Delfickiej, bowiem na skutek istniejących w sądach mechanizmów rekrutacyjnych praktycznie nie zdarza się, by sędzią sądu gospodarczego został ktoś, kto choć raz miał bezpośredni kontakt z działalnością gospodarczą i jakiekolwiek o niej praktyczne pojęcie.

A potem nader często okazuje się, że owym wytęsknionym przez lata wyrokiem można sobie np. buty wyczyścić, bowiem organy egzekucyjne nie są w stanie z takich czy innych względów go wykonać.

Nie dziwi zatem ów przedsiębiorca, który przyszedłszy po poradę prawną do mojego kolegi zagaił swój problem słowami:

- Panie mecenasie, to sprawa zbyt poważna by powierzać ją sądom”.

Odnośnie długotrwałości postępowań administracyjno – sądowych powiem jedynie tyle, że znaczna część moich klientów po prostu nie dożywa wyroku.

Dlatego bacznie nasłuchuję, co dla przywrócenia postępowaniom sądowym wymiaru czasowego skorelowanego z długością człowieczego życia czyni Minister Sprawiedliwości. I jedyne, czego ostatnio się dowiaduję, to zapowiedź likwidacji małych sądów. A idei tego pomysłu nie jestem w stanie objąć umysłem. Już prędzej likwidację małych ministrów sprawiedliwości ( nie żeby od razu fizyczną), których mamy istotnie nadmiar.

Każdy bowiem adwokat przyświadczy, że im mniejszy sąd tym szybsze postępowanie. Być może jest to sprawa mniejszej w nich skali parkinsonizmu, który jak wiadomo żywi się złożonością struktur organizacyjnych.

Od siebie dodam, że właśnie w jednym maleńkim, prowincjonalnym sądzie odebrałem przed kilku laty wspaniałą lekcję tego, jak powinien działać wymiar sprawiedliwości. Przybyłem tam reprezentować jednego uczestnika intensywnej scysji sąsiedzkiej, wynikłej z wieloletniego konfliktu. Sąd to były raptem ze trzy biedne izdebki po byłym kolegium do spraw wykroczeń, salka rozpraw oddzielona drewnianym przepierzeniem. Sędzia – bardzo poważny młody człowiek skumulował cały materiał dowodowy na jednym posiedzeniu, a sekretariat zadbał wpierw pieczołowicie o szybkie i prawidłowe doręczenia i zawiadomienia. Sędzia wysłuchał wszystkich świadków i strony i tego samego dnia wydał wyrok, mimo zawikłanego stanu, z bardzo porządnie i szczegółowo ułożonym uzasadnieniem, które wszyscy – to było widać – od razu zaakceptowali. Mało tego, zaraz potem palnął mowę do stron wskazującą przyczyny konfliktu i wzywającą do poprawy. I oni rzeczywiście się wszyscy zawstydzili i pogodzili (ludzie ze dwa razy od niego starsi), apelacji też potem nie było. I wszystko to rozegrało się w mniej więcej miesiąc od znalezienia się sprawy w sądzie.

A ja patrząc na to autentycznie wtedy poczułem, że ów Sąd godnie reprezentuje powagę i majestat Rzeczypospolitej.

Bardzo bym chciał jeszcze choć raz coś takiego zobaczyć.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Rozmaitości