AI
AI
Marek Budyniewski Marek Budyniewski
73
BLOG

Wyborcy nie znają postulatów polityków i partii na które głosują

Marek Budyniewski Marek Budyniewski Polityka Obserwuj notkę 0
Od lat obserwuję głęboką sprzeczność między tym, co politycy głoszą i postulują, a tym co wiedzą i myślą o nich zwykli ludzie. Bardzo często mają mylne wyobrażenie nie tylko o politykach i partiach których nie popierają, ale o zgrozo, często nie znają kluczowych postulatów i dążeń nawet tej partii, którą darzą sympatią i którą obdarowują swoim głosem. A skoro tak, to oznacza że jeszcze większym problemem niż zamknięcie w bańce informacyjnej tej czy innej ze stron politycznego sporu, jest zwyczajne niedoinformowanie.

Nie ma się zresztą co specjalnie dziwić. Zwykli Polacy ciężko pracują, a po pracy poświęcają czas rodzinie i różnym obowiązkom. Przez co zwyczajnie nie mają czasu, czy sił, by jeszcze śledzić na bieżąco politykę. Która na dodatek wywołuje wiele negatywnych emocji, co jest kolejnym powodem, by jej unikać. Swój pogląd na poszczególnych, zarówno nielubianych, jak i lubianych opcji politycznych, opierają na zdobywanych wyrywkowo strzępach informacji, między jedną przypadkową okazją, a drugą. Na dodatek informacji sprzedawanych często w sposób nierzetelny, czy wprost partyjną propagandę, serwowaną tak przez polityków, jak i przez popierające poszczególne opcje polityczne media, którym bardzo daleko do obiektywizmu. Wreszcie, zwykli Polacy na ogół nie mają czasu, ochoty oraz nawyku, by weryfikować choć część otrzymanych informacji, co w warunkach ostrej walki medialno-politycznej, jest wręcz niezbędne dla rzetelnego osądu rzeczywistości. Zamiast tego, ocenę prawdziwości poszczególnych rewelacji ograniczają na ogół do własnych wyobrażeń, opartych zresztą o myślenie życzeniowe, że popierana przez nich opcja polityczna, czy polityk, jest w sumie dobry, więc na pewno nie będzie robił rzeczy z którymi się nie zgadzamy. Założenie zgoła naiwne, nieprawdaż?

Powyższą obserwację zilustruję jednym z wielu przykładów, z jakimi się spotkałem, acz najświeższym. A i jednocześnie tym, który zainspirował mnie do podzielenia się zawartą w niniejszym tekście myślą. Otóż w pracy dwóch kolegów zażartowało z Roberta Biedronia z Lewicy, o którym było ostatnio głośno, na co zareagowała nasza koleżanka mówiąc: "a ja go lubię". Stwierdziła że jest "fajny”, a "Śmiszek to jest przystojny". Tym samym swoje sympatie do tych polityków powiązała z tym, jak zachowują się w mediach i generalnie z ich prezencją. Nie są to kryteria na podstawie których powinniśmy wybierać przywódców kraju, ale niestety rzeczywistość wygląda inaczej.

Nie to jednak było najgorsze. Postanowiłem bowiem sprawdzić jak wygląda u mojej koleżanki znajomość postulatów politycznych. Poruszyłem tylko jeden wątek, ale kluczowy, jeden z absolutnie najważniejszych tematów dotyczących Polski - zapytałem czy jest za federalizacją, czy też przeciwko. Nie budziło mojego zdziwienia, że nie wiedziała co kryje się za tym pojęciem, wszak ogromna większość Polaków nie wie czym jest federalizacja Unii Europejskiej. Wyjaśniłem jej więc pokrótce ten postulat i co z niego wynika. Stanowczo stwierdziła, że jej się taki pomysł nie podoba, że federalizacja jest bardzo złym pomysłem.

I wtedy powiedziałem jej, że Robert Biedroń wprost głosi, że jest "wielkim zwolennikiem federalizacji". Moja koleżanka nie chciała mi uwierzyć, bardzo silnie wypierając taką możliwość. Ba, nie uwierzyła mi także wtedy, gdy pokazałem jej wywiad, w którym wprost to powiedział. Co istotne, tekst wywiadu znajdował się na stronie internetowej skrajnie lewicowej Krytyki Politycznej, która wszakże jest ideowo po tej samej stronie co Biedroń, więc nie ma co ich posądzać o jakieś przeinaczanie treści w przypadku jego osoby. I nawet wtedy, widząc czarno na białym że to on jest autorem tych słów, że niczego nie zmyśliłem, wciąż słyszałem powtarzające się słowa: "nie, nie wierzę". Po prostu nie mogła przyjąć do wiadomości, że lubiany przez nią polityk, jest zwolennikiem czegoś co ona uznaje za z gruntu złe.

Warto tu zaznaczyć, że z koleżanką z pracy nie odbyliśmy wielu rozmów o polityce, nie mamy zaszłości żadnych sporów na tym, czy jakimkolwiek innym tle. Innymi słowy, nie było nigdy podstaw do utraty zaufania. A mimo to nie potrafiła przyjąć faktów, przedstawionej rzeczywistości do wiadomości.

Przedstawiłem tu tylko jeden przykład, z nadzieją że dobrze naświetli czytelnikom ten problem. Ale niestety taka postawa wydaje mi się być szeroko rozpowszechniona. Widać to chociażby w tym, jak szeroko potrafią dotrzeć tzw. fake newsy, rozprowadzane przez media, zwłaszcza wobec swoich przeciwników politycznych. Bo tak, media, jako strony politycznego sporu, mają swoich przeciwników politycznych, w których chcą uderzać, zwalczać, zniszczyć. Następnie ewentualne dementi, nawet jeśli ktoś się przyzna do rozprowadzenia nieprawdy - co już samo w sobie jest rzadkością - ma znacznie węższe grono odbiorców niż oryginalny fake news. W efekcie czego, kłamstwo czy manipulacja na czyjś temat żyje swoim życiem, zwłaszcza w umysłach przeciętnego wyborcy, który nie ma motywacji, czasu i sił, by przyswajane informacje weryfikować.

W tym miejscu stawiam tezę: gdyby wyborcy faktycznie wiedzieli co postulują i chcą zrealizować ich ulubione formacje polityczne, to spora ich liczba w żadnym wypadku nie zagłosowałaby na obecnie popierane opcje polityczne (z wyłączeniem najtwardszego elektoratu). Może oddaliby głos na kogoś innego, a może zrezygnowaliby z udziału w wyborach, przynajmniej do czasu, aż zorientowaliby się w sytuacji. Ale rzeczywistość jest jaka jest. Bardzo często, a może nawet na ogół, głosują ludzie niedoinformowani, okłamani, oszukani, zmanipulowani. Dzieje się tak dlatego, że celem polityków, partii politycznych i zaprzyjaźnionych im mediów, nie jest przekonać nas, wyborców, do ich wizji prowadzenia polityki, jak to teoretycznie powinno wyglądać. Zamiast tego starają się oni nas skutecznie oszukać. Byśmy zagłosowali na nich, nawet wtedy - a zwłaszcza wtedy - kiedy ich cele i dążenia są sprzeczne z naszymi. A gdy już ich wybierzemy, a oni zrealizują swoje zamierzenia, o których albo nam nie mówili, albo mówili bardzo mało, to obudzimy się w takiej Polsce w jakiej w żadnym wypadku swoimi głosami nie chcieliśmy doprowadzić.


Niniejszy blog jest próbą wejścia na ścieżkę dziennikarsko-publicystyczną. Powoli, własnymi rękami, buduję również swoją stronę internetową, jednocześnie dzieląc swój czas z codziennymi obowiązkami. Polityką bardzo intensywnie interesuję się od blisko dekady, pobieżnie od zawsze. Jestem po trzydziestce. Jako że świat dziennikarsko-polityczny jest brutalny, przez co dopiero przekonam się na co się piszę, być może zderzę się ze ścianą, to zdecydowałem że na blogu Salonu24 będę publikować pod pseudonimem: Marek Budyniewski. Zaznaczam to na samym początku, już przy rejestracji konta, z uczciwości. Inna sprawa, że moje imię i nazwisko i tak nic by nikomu nie powiedziało. Natomiast jeśli przygoda z dziennikarstwem i publicystyką okaże się owocna, jeśli pewnego dnia będę w stanie z tego tytułu opłacić rachunki i się utrzymać, to wówczas planuję przejść do publikacji pod własnym nazwiskiem. Póki jednak jest to hobby, działalność pozazawodowa, pozwolę sobie działać pod pseudonimem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka