Źródło: flickr.com, na licencji CC BY 2.0
Źródło: flickr.com, na licencji CC BY 2.0
Marek Budyniewski Marek Budyniewski
1358
BLOG

Upadek mitu Tuska, czyli przemyślenia po debacie wyborczej

Marek Budyniewski Marek Budyniewski Donald Tusk Obserwuj temat Obserwuj notkę 22
Przedwczoraj, 9 października 2023 roku odbyła się w TVP debata wyborcza przed wyborami parlamentarnymi. Komentarze po niej sugerują, że choć na jej zwycięzców typuje się różnych kandydatów, to na miano przegranych tego starcia zasługuje dwóch premierów: obecny Mateusz Morawiecki oraz były Donald Tusk. Czego mogliśmy się dowiedzieć o tym ostatnim dzięki debacie? Poniżej znajduje się próba odpowiedzi na to pytanie.

Donald Tusk już blisko dwie dekady jest promowany przez sprzyjające mu ośrodki medialne, których ilość i zasięg oddziaływania jest dominująca, a na pewno taka była do niedawna. Wręcz przymilanie się wielu dziennikarzy do byłego premiera, wydaje się być jeszcze bardziej groteskowe obecnie, gdy Tusk wrócił do Polski po zakończeniu sprawowania unijnego urzędu przewodniczącego Rady Europejskiej, co może po części wynikać z pewnego kompleksu pośród środowiska dziennikarskiego wobec zachodu. Z tego powodu lider PO wydaje się być przyzwyczajony do tego, że dziennikarze nie zadają mu trudnych pytań, nie wywołują trudnych tematów oraz że tworzą przyjazną atmosferę, która prowokuje złośliwe komentarze o wzajemnym "spijaniu sobie z dzióbków". Być może nawet on sam uwierzył we własną propagandę, czy raczej propagandę sprzyjających mu mediów, kreujących go na męża stanu.

Na wrogim gruncie

Poniedziałkowa (9 X 2023) debata w TVP pokazała, że ten wizerunek to jedynie mit, pokazała jak chybotliwa okazała się ta medialna kreacja Donalda Tuska. Gdy przewodniczący PO przesiadł się z mediów przychylnych, do stacji jawnie wobec niego wrogiej, prysła jak bańka jego pewność siebie. Znalazł się w miejscu w którym był zdany tylko na siebie, gdzie dziennikarze nie byli gotowi go wspierać, jeśli zaliczy wpadkę, lecz czekali tylko by wykorzystywać każde jego potknięcie. Ba, więcej, gotowi byli robić wszystko co w ich mocy, by do takiej wpadki doprowadzić. W takim wrogim otoczeniu Tusk sobie nie poradził, pomimo tego że już bardzo długo działa w polityce i teoretycznie doświadczenie powinno mu pomóc. Problemy z czasem wypowiedzi, a zwłaszcza trzęsące się ręce, będące przejawem niekontrolowanego stresu, nijak mają się do wizerunku jaki tworzą osobie Donalda Tuska zaprzyjaźnione mu media. Ale najgorsza ze wszystkiego była sama treść wypowiedzi, gdzie Tusk z Morawieckim wzajemnie przerzucali się oskarżeniami, obsesyjnie wręcz skupieni na sobie nawzajem, prezentując żenujący poziom polityczny, który można przyrównać z zachowaniem wręcz przedszkolnym. Nie dziwi więc, że choć różnych kandydatów wskazuje się jako zwycięzców debaty - co zwykle odzwierciedla to, kogo popiera osoba oceniająca - natomiast najczęściej komentatorzy zgodni są co do tego, kto te starcie przegrał. A konkretniej że debatę przegrali Donald Tusk wespół z Mateuszem Morawieckim.

Po starciu w TVP

O samym Morawieckim można powiedzieć dużo złego, najbardziej oczywiste jest to, że w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki na stanowisku premiera, nie ma za grosz charyzmy. Nawet jego wrogość wobec Tuska była groteskowa, wręcz śmieszna. Ale Mateuszowi Morawieckiemu nikt nie wystawia laurek jako o mężu stanu, kreuje się go raczej jako takiego technicznego premiera, zadaniowca. Więc jego wizerunek specjalnie nie ucierpi, jako że i tak nie był szczególnie wywindowany. Natomiast w przypadku Donalda Tuska mamy do czynienia z upadkiem z wysoka, bo jego kreacja, ten obraz jakim nas karmiono, wyniesiono dużo powyżej stanu faktycznego, stąd zderzenie z rzeczywistością jest tym bardziej bolesne. Oczywiście dziennikarze przychylni PO, którzy nie mogli być rzecz jasna na debacie w TVP, już śpieszą na ratunek Donaldowi Tuskowi w swoich artykułach traktujących o wydarzeniu zaprezentowanym w telewizji publicznej. Ci co bardziej rozgarnięci nie piszą o tym że lider Platformy debatę wygrał, są świadomi jak słabo wypadł Tusk, piszą zatem że obrał on złą strategię. Niektórzy z nich może nawet w to wierzą, natomiast jest to z pewnością łagodniejsza diagnoza, niźli powiedzenie wprost, że prawdziwy Tusk nie dorasta do pięt sylwetce Tuska, przez nich samych wykreowanej w lewicowych i lewicujących mediach.

Oprócz debaty

Dziennikarze stojący po tej stronie barykady, sami pozwolili by ich poglądy, zapewne też kompleksy, a często pewnie wprost interesy (czyt. nadzieje na reklamy ze spółek skarbu państwa po wyborach) wpłynęły na to, jak przedstawiają poszczególnych polityków. Gdyby byli uczciwi w ocenie, to już dawno przyznaliby że Tusk nie dorasta do swojego wizerunku. A mieli ku temu kilka dobrych okazji. Można przypomnieć jak tragicznie wypadł Donald Tusk, w czasie gdy był jeszcze przewodniczącym Rady Europejskiej, podczas spotkania z ówczesnym prezydentem USA Donaldem Trumpem. Jego głupkowate słowa "panie prezydencie, czy wie pan, że mamy w tym momencie dwóch prezydentów w Unii Europejskiej?", które Trump krótko skwitował "wiem", a wyśmiał drugi "prezydent", czyli przewodniczący Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker, pokazują że Tusk nie umie się zachować pośród światowych graczy. Nie jest aż tak nieporadny jak jego następczyni w Polsce, premier Kopacz, którą kanclerz Niemiec Angela Merkel musiała szarpać i wołać na ceremonii dyplomatycznej. Ale to że były premier umie jeść nożem i widelcem jeszcze nie oznacza, że wie co powiedzieć. A najwyraźniej tego nie wie, bo nawet przed kamerami został ustawiony do pionu przez Trumpa i Junckera. Inną dobrą okazją był słynny wpis na Twitterze o treści "jeden Donald wystarczy", w odniesieniu do wyborów w Stanach Zjednoczonych. Skoro Donald Tusk pozwolił sobie tymi słowami wyrazić poparcie dla jednej ze stron podczas kampanii wyborczej w USA, to po pierwsze wtrącił się w wybory innego państwa (w tamtym czasie jako przewodniczący Rady Europejskiej, czyli przedstawiciel UE). Po drugie dużo ryzykował w przypadku wygranej kandydata, którego w swoim wpisie na Twitterze nie poparł. A to się właśnie stało, bo Donald Trump wówczas wygrał wybory, przez co Tusk sam siebie bezmyślnie postawił w sytuacji, w której żaden poważny polityk nigdy nie chciałby się znaleźć. Bo nikt nie chciałby, bez żadnego wyraźnego powodu, zrazić do siebie prezydenta największej potęgi świata i to zanim jeszcze objął on swój urząd. Ta wypowiedź Donalda Tuska to był wręcz hazardowy zakład, w którym postawił wszystko na jedną kartę, i w sumie nie wiadomo nawet co chciał w ogóle na tym ugrać - po czym z kretesem ten zakład przegrał.

image

Źródło: https://twitter.com/donaldtusk/status/794942186647416832

Co gdyby nie wsparcie medialne?

W tym kontekście można się zastanowić, gdzie byłby dzisiaj Donald Tusk, gdyby przez tak wiele lat nie miał wsparcia medialnego. Gdyby musiał opierać się tylko i wyłącznie na sile własnych argumentów, na własnym programie i propozycjach. Wszakże nawet teraz, na finiszu kampanii wyborczej, nie widać by Platforma szczególnie promowała jakieś postulaty programowe, do czego zresztą wszystkich przyzwyczaiła. Już od lat ze strony PO można usłyszeć niemal wyłącznie tyle, że trzeba odsunąć PiS od włazy. Natomiast o tym co potem, co by chcieli zrobić już po przejęciu władzy, to w zasadzie się nie słyszy w ich narracji. Jeśli zatem ogromna większość argumentacji Platformy i Tuska, to jest straszenie PiSem, bez zauważalnych kontrpropozycji, to można wątpić, czy ta formacja cokolwiek by osiągnęła, gdyby nie zaplecze medialne. Zwłaszcza, że jak partia ta już coś w dobie kampanii wyborczej zaproponuje, to najgłośniejsze postulaty Platformy, są niejako zdublowaniem pomysłów ich największego konkurenta, tj. 800+ nie od stycznia nowego roku, ale od czerwca, czy też kredyt na mieszkania nie 2%, ale 0%. Ciężko takie postulaty uważać za poważne, ciężko też taką retorykę traktować poważnie, bo jeśli z jednej strony Platforma z Tuskiem na czele twierdzą, że trzeba odsunąć zły PiS od władzy, a drugiej strony postulują to samo co PiS, tylko że bardziej, to jest w tym silna wewnętrzna sprzeczność. Tym samym, głosem swoich propozycji nie twierdzą, że to co robi PiS jest złe, bo nie wysuwają postulatów przeciwnych, lecz niemal identyczne. Jedyne co, to przyznają że zwyczajnie chcą zająć ich miejsce. Przy korycie, rzecz jasna.

Niniejszy blog jest próbą wejścia na ścieżkę dziennikarsko-publicystyczną. Powoli, własnymi rękami, buduję również swoją stronę internetową, jednocześnie dzieląc swój czas z codziennymi obowiązkami. Polityką bardzo intensywnie interesuję się od blisko dekady, pobieżnie od zawsze. Jestem po trzydziestce. Jako że świat dziennikarsko-polityczny jest brutalny, przez co dopiero przekonam się na co się piszę, być może zderzę się ze ścianą, to zdecydowałem że na blogu Salonu24 będę publikować pod pseudonimem: Marek Budyniewski. Zaznaczam to na samym początku, już przy rejestracji konta, z uczciwości. Inna sprawa, że moje imię i nazwisko i tak nic by nikomu nie powiedziało. Natomiast jeśli przygoda z dziennikarstwem i publicystyką okaże się owocna, jeśli pewnego dnia będę w stanie z tego tytułu opłacić rachunki i się utrzymać, to wówczas planuję przejść do publikacji pod własnym nazwiskiem. Póki jednak jest to hobby, działalność pozazawodowa, pozwolę sobie działać pod pseudonimem.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (22)

Inne tematy w dziale Polityka