Amerykanie bywają tak prymitywni!
To mi tak bardzo nie przeszkadza. ... opowiadał mój wuj... W czasie pierwszej wojny światowej walczył we Francji. Wspominał o strasznych miesiącach spędzanych w okopach, o znużeniu, o rozpaczy, o całkowitym załamaniu woli walki, o nocnych dyskusjach... Nicowano wtedy najoczywistsze prawdy, relatywizowano bez końca i do absurdu, dochodziło do tego, że dla zaborczego i służalczego Niemca, siedzącego w przeciwległym okopie, miano więcej serca niż dla własnych oficerów, którzy przypominali o konieczności oporu. Znużenie walką - rzecz ludzka, ale wtedy już z czarnego robiono białe. To nie brak amunicji, lecz zwątpienie rozbrajało Europę i wydawało ją na łup cesarza Wilhelma.
I co się nagle stało? Ameryka przysłała swoich żołnierzy. Zaroiło się w okopach od tej kipiącej młodości. Już sam ich przyjazd był zdumiewający: przyjechali śpiewając. Śpiewali jakieś nieznane piosenki, od których powiało wielkim wiatrem, wielkim oceanem, wielkim krajem, dolinami, kanionami; beztroska i pewność wkroczyły do okopów, gdzie siedzieli Francuzi, skuleni tyloma latami wielkiej wojny, patrzyli ze zdumieniem na tych rosłych, roześmianych chłopców, którzy żyli lekko i umierali łatwo, bez tragizowania, z jakąś świadomością konieczności i z brawurą łowców przygód. Do tego dochodziło jeszcze przekonanie, że przyjechali tu walczyć z zaborczym germanizmem. W niedługi czas potem cesarz Wilhelm skapitulował. Wiem, że z punktu widzenia strategii przeważyły szalę czołgi, ale nie tylko (...) nie tylko. To w ogromnej mierze optymizm tych beztroskich przybyszów ożywił ducha oporu w pesymistycznej Europie.
(J. Narbutt, Ostatnia twarz portretu, Katowice 2002)
Niewytłumaczalne to polskie miłowanie. Kochamy wolność - kochamy Amerykę. Dla mnie mniejsza czy słusznie. Potrzebuję tej miłości, pewnie dla równowagi...
No i kocham Steinbecka. A muzyka...
W kwietniu 2012 "drogą wszystkich ludzi" odszedł Levon Helm, członek legendarnej amerykańskiej (kanadyjsko - amerykańskiej) grupy The Band. Mawiano: "najlepszy wokalista wśród perkusistów", ale to krzywdzące - wokalnie bronił się bez bębnów i odwrotnie. Jego południowa fraza zawsze będzie dla mnie symbolem amerykańskiej muzycznej tradycji. A The Band to niezwykły amalgamat wszystkiego, co w tej tradycji najlepsze - rockandrollowe Himalaje! I jak tu nie kochać?...
Posłuchajcie... (dzięki Martin;-))
Inne tematy w dziale Rozmaitości