Parno, nie biorą i pada. Jāgermeister jak lód winien być. Nie ma lodu. Jeszcze trochę i upiję się, słowo daję, ciepłym likierem! Pięknie!
Czytam sobie spokojnie, bo i tak nic mnie nie spotka. "Tren" Czeszki. Takie sobie reminiscencje młodzieńcze funduję. Jak wtenczas słyszałem? Nie najgorzej chyba... Posłuchajcie...
Brzmiało to jak deszcz na szybie w ten gnuśny poranek wczesnego przedwiośnia, kiedy za oknem jest szaro, a gdy nawet trzeba wstać, sen nie ustępuje i wystarczy usiąść przy piecu bodaj na chwilę, aby z tego pobrzękiwania, szarości i resztek ciepła utajonego przy skórze, sen odrodził się na nowo w swej pluszowości, miękki i nieważki jak obłoczek kurzu pod kanapą.
Ładnie nam polszczyzna szeleści. A Masłowskiej „fajerwerki” pamiętacie? No!
Pozdrawiam znad stawu. Ognisko se palę. BW
Inne tematy w dziale Rozmaitości