Dzisiaj rano dostałem na pocztę mailową, raczej niespodziewanie, wiadomość od jakiejś poczciwej fundacji - Zorganizuj Dzień Dawcy.
Zanim zatem, celem organizacji, wyciągnę z szopy motocykl by udać się na szybką wycieczkę, garść wspomnień z lata, bo mimo wszystko, szczytnego celu, jednak trochę żal.
Tak niedawno był lipiec i drzewko wiśniowe obsypane kuleczkami. Raczej małymi bo tegoroczny lipiec nad polskim morzem był zimny i deszczowy, trochę się, w drugiej połowie, rozsłonecznił i wtedy właśnie to zdjęcie.
Szybko zagospodarowane;
Według starej, jeszcze od dziadków, receptury przerobione.
Odstawione na parapet by, w drugiej, słonecznej połowie miesiąca, powoli dojrzewały w szklanym inkubatorze. Ślizgnęło się to jeszcze na sierpień kiedy na parapet dołączyły podobne słoiki ze świeżo zebraną, umorożoną oczywiście przez noc w zamrażarce, jarzębiną. Potem, w ramach procesu technologicznego, rozlane do kolorowych zawartością, szklanych naczyń.
No, wcześniej troszeczkę, orzechy włoskie ze drzewa na podwórku. Orzechy należy poszatkować, zanim się je w cukrze obtoczy, i jest to czynność wielce brudząca i nieco uciążliwa. Ale... efekt...
Wspomnień nieodległych pamiątki ostatniego lata w stołowym kredensie, bo dzisiaj to wszystko dojrzewa w ciszy i ciemnościach przepastnego i, z rzadka tylko używanego mebla.
Czeka oczywiście jeszcze ze trzy tygodnie na dojrzenie pigwowca, który w krzakach pod oknem powoli nabiera i kształtu pigwowcowego i koloru właściwego dla środka jesieni.
Czy się doczeka, nie wiem. Ten apel mailowy mocno jest niepokojący... i ocieplenie klimatu, nie wiadomo czy pigwowca właściwie przymrozi. Wino zeszłoroczne z krzaku własnego winnego nie za bardzo się udało, więc może z tym ociepleniem to plotki tylko.
Jadę!
Inne tematy w dziale Rozmaitości