Zapchane drogi dojazdowe do lotniska w Babich Dołach. Słynna gdyńska serpentynka zakorkowana i prawie nieruchoma. Prawie, bo to gaz sprzęgło, hamulec i stoimy... do następnej sekwencji; hamulec, z górki trochę do tyłu, ten z tyłu trąbi, gaz sprzęgło, zdechło, ręczny... Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że można to było zorganizować trochę lepiej, otworzyć dla samochodów ze dwie lotniskowe bramy zamiast jednej. Sprowadzić jakąś policję, drogową. Tutaj akurat bardzo by się przydała.
Po słonecznym początku niebo staje się bezpostaciowe z chmurami schodzącymi coraz niżej, pod koniec dnia nawet na sześćset, osiemset metrów. Warunki do fotografowania trudne i zdjęcia wychodzą mało efektownie, niebo jest płaskie i jednolicie szare. Koziołkujące w podniebnych akrobacjach samoloty toną we mgielnym obłoku co tylko niekiedy daje interesujące efekty.
ale to specjalne dymne akrobacje, którym mgiełka nie przeszkadza.
Nawet podkreśla powolny i efektowny ruch tych, prawie, motoszybowców.
Cokolwiek szybszego i wyżej latającego gubi się w chmurach myląc beznadziejnie fotograficzną elektronikę, autofocus nie nadąża za cieniem, który nagle materializuje się z oparu i mknie wprost w obiektyw z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę.
Ten tam Su 22 najwolniej lata 260 kilometrów na godzinę. Poniżej tego spada w dół jak kamień. Ukraiński Su 27, w tych warunkach, nie dał się sfotografować. Tylko na ziemi.
Zaraz obok innych wytworów sowieckiej myśli technicznej.
Śmigłowce i ich śmigła...
Ale też śmigłowe samoloty. W powietrzu,
i na płycie lotniska.
Kilku akrobatów.
Niektórych bardzo starożytnych.
Efektownie zakręcających.
To, mniej więcej tyle. Coś tam jeszcze było więcej ale nie bardzo do oglądania bo organizatorzy lotniskowego pikniku odgrodzili publikę od lotniska bardzo skutecznie setkami tandetnych bud z dykty, bynajmniej nie lotniczej, za to z lotniczą tandetą. Niewiele było widać. Nisko nad ziemią lecące samoloty niespodziewanie pojawiały się zza jakiegoś gastronomicznego namiotu, z oszałamiającą prędkością przemykały przed zdumioną publiką ba zaraz zniknąć za reklamową ciężarówką.
Czasem któryś z odważnych pilotów wypryskał świecą w górę, ale zaraz niknął w chmurach...
W sumie jednak, cały dzień na powietrzu. Fajnie. Nie padało.
Inne tematy w dziale Rozmaitości