Czerwiec, po miesiącach krótkich dni i długich nocy nastał czas bajkowy.
Słonce zaszło dając czerwoną łunę na pół horyzontu, niebieskie do zieleni morze, jakby wycięta z czarnego kartonu sylwetka frachtowca za rufą. Trochę bardziej w lewo dwie wysepki Karlso i wapienny brzeg Gotlandu.
W nawigacyjnej trzech sabarytow kończy kolację, czy tam przednocną przegryzkę, czy przedśniadanie, jak zwał tak zwał, w każdym razie Tomek ćwiczyl chińskie pałeczki a my z Rysiem bardziej tradycyjnie i po staropolsku - widelcem.
Kawka, żar papierosa odbity w panoramicznej szybie pokładówki. Baksztag prawego halsu bukszprytem do domu, na południe. Na masztach komplet wraz z topslem na grocie. Wiatr; tężejąca piątka odkręcająca do półwiatru. Na GPSie sześć, siedem węzłów, przechył umiarkowany lecz zdecydowany.
Ostatnie dwa machy i zostawiając komplet poleceń nocnych; by w razie stężenia zwalili latacza i topsla, budzili jakby co i w ogóle, ładuję się do koi na pozostałe dwie godziny wolnego. Kiedy zamykam drzwi kabiny słyszę jeszcze:
- śpij spokojnie, zwalimy, obudzimy, zadbamy i w ogóle.
Fala wali w burtę i zasypiam snem niespokojnym i przerywanym. Coraz bardziej mnie wciska na szot, przechył rośnie a po burcie woda przechodzi nieregularnym bębnieniem. Jednak skaylight ciemny, zatem noc i zatem dwu fachowców czuwa.
Śpię, na ucho lecimy z dziewięć knotów, na czucie już chyba zawietrznym waterwas'em w wodzie, na rozum musimy po południu być w domu a tutaj jeszcze pół Bałtyku do przeszorowania. Dwu najlepszych fachmanów przecież czuwa, no to na drugi boczek w objęcia morfeusza.
Coś mnie budzi, leżę na szocie a po oczach wali słoneczko.
To jest jeden skok, kopniak w drzwi i cztery schodki w górę do nawigacyjnej - pusta. Na pokładzie sternik wczepiony w koło, wachta ma oczy jak spodki. Na masztach wszystko, morze zbałwanione, zawietrzne nadburcie w wodzie na nawietrznym seria gejzerów - a tych dwu kutafonow NIE MA.
Topsel w dół, latacz i kliwer też, nieco się prostujemy a mnie gula skacze i z wyraźnym przechyłem w stronę morderstwa idę do maszynowni. Wolniej nieco niż w przeciwną stronę, ale za to z większym wyrachowaniem; JA ICH...
Drzwi kabinki nieco uchylone i przywalone ciężką skrzynią narzędziową, która na przechyle musiała łukiem przelecieć spod agregatu na prawej burcie na drzwi po lewej. Nie da się ich otworzyć.
Odwalam. W środku dwie niewinności:
Najpierw nie chcieliśmy cię budzić, bo byś kazał zwalać, potem się rozjaśniło, tośmy tutaj wpadli ciutek odpocząć, a potem to już nie mogliśmy stąd wyjść.
[...]
Fajnie, ze wpadłeś...
Inne tematy w dziale Rozmaitości