Dzisiaj, pierwszego sierpnia, w rocznicę wybuchu w Warszawie antyniemieckiego powstania, ambasada niemiecka opuściła flagi do połowy masztu. Wydała z siebie komunikat, że to ze wstydu.
Otóż ja, jako człowiek i Polak w nosie mam wstyd ambasady Niemiec.
Pusty, fałszywy gest potomków zbrodniarzy. Zbrodniarzy, których czynów żadne państwo niemieckie nie osądziło i nie ukarało. Kat Warszawy burmistrzem Syltu, taka go spotkała kara. Rzeź Woli, szacuje się do osiemdziesięciu tysięcy dzieci, kobiet, starców i mężczyzn zamordowanych rozstrzeliwaniem w ciągi pięciu dni i następujących po sobie nocy. Prochy spalonych ciał, w czasie powojennych ekshumacji liczyły się na tony. Na tony, tysiące kilogramów ludzkich prochów, osiemdziesiąt tysięcy zamordowanych przez niemieckie wojsko i policję, bez grobów, bez nazwiska z pamięcią jedynie ale też położoną na szali normalizacji wzajemnych stosunków.
Jakiej normalizacji? Puste gesty opuszczania flag i gęby pełne frazesów o praworządności w ustach byłej niemieckiej minister od Bundeswery na nic nam i nikomu, prócz Niemców, nie są potrzebne.
Nie będzie żadnego pojednania, żadne niemieckie gesty na kolanach nikogo nie przekonają, dopóki Niemcy nie zapłacą za zniszczenia. Z rozkazu niemieckiego, żadnego tam nazisty, kanclerza Warszawa była, po Powstaniu, metodycznie grabiona i niszczona, wysadzana, palona. Dopóki Niemcy za to nie zapłacą, w gotówce, chociażby taka zapłata miała by ich doprowadzić na skraj nędzy i słusznego bankructwa, mowy o dobrym sąsiedztwie i pojednaniu być nie może.
Niech ambasada Niemiecka sobie odpuści to opuszczanie flagi, wstydu w nich żadnego nie ma, pozór jedynie od święta, na co dzień jest za to teutońska buta, poczucie wyższości i europejska idea cywilizacyjna.
Kubek w kubek to samo co za Bimarcka, Wilhelma i Hitlera, ciągłość niemieckiego państwa.
Ustami pani von der Leyen, to są cały czas ci sami Niemcy, butni, teutońscy, przemądrzali.
Dzisiaj, zwłaszcza, cały czas musimy o tym pamiętać.
Inne tematy w dziale Kultura