Jerzego Różańskiego syna podpułkownika Józefa Różańskiego poznałem kilka ładnych lat temu. Od tej pory zresztą, z pełnym przekonaniem mogę przyznać, iż łączy nas przyjaźń. Być może za przyczyną wspólnej sprawy i ducha patriotycznego - trudno powiedzieć. Jest to postać na tyle intrygująca i oddana sprawie polskiej, że ze świecą szukać mu podobnych. Może dlatego, iż jest również człowiekiemniezwykle przyzwoitym i religijnym, który mimo tego, iż ostatni raz widział Polskę w 1947 roku, kiedy to wraz z matką czekał, po latach tułaczki i niepewności wojennej, na przerzut do Wielkiej Brytanii, zachował Ojczyznę w sercu pieczołowicie pielęgnując pamięć o niej. W domu Jerzego jest pełno pamiątek po ojcu Józefie Grzegorzu. Między innymi 3 medale Virtuti Militari, odznaczenie Bronze Star Medal przyznany przez amerykańskiego generała Marka Clarka za bohaterską walkę i zdobycie włoskiego miasta Bolonii. Są też zdjęcia. Józef Grzegorz Różański był zapalonym fotografem. Zresztą część wykonanych przez niego zdjęć spod Tobruku czy Monte Cassino trafiła do książki Melchiora Wańkowicza wydanej tuż po wojnie, dotyczących zmagań 2 Korpusu Armii Andersa we Włoszech.
W trakcie naszych wielogodzinnych rozmów z Jerzym Różańskim na temat jego ojca, wielowątkowych i miejscami tragicznych, przewija się znany schemat z wielu opowiadań o żołnierzach walczących na frontach II wojny światowej. Którym po wojnie musiała wystarczyć emigracja, bardzo ciężka i niesprawiedliwa. Po akcji zdobycia Bolonii, w której główną grupę operacyjną stanowił oddział majora Różańskiego. Żołnierzom i dowódcom przyznano obywatelstwo honorowe tego miasta. Obok Andersa, na oficjalnym dokumencie znalazło się nazwisko Różańskiego. Jeszcze w 1946 roku, na jakimś wycinku z gazety żona Różańskiego znalazła „listę zdrajców Polski” pozbawionych obywatelstwa. Wśród kilkunastu nazwisk dowódców widniało nazwisko Józefa Grzegorza Różańskiego. Zatem nie było powrotu. Zawodowy przedwojenny oficer Wojska Polskiego, po tym jak przedostał się w 1939 roku na Węgry następnie do Francji a później na Bliski Wschód, został palaczem na nocne zmiany w jednej z londyńskich szkół. Ciężka praca fizyczna, ale pozwalająca na utrzymanie rodziny.
Wycinki z opublikowanego życiorysu, który zamieściłem w okrojonej wersji również w Wikipedii, nie zawierają wielu istotnych elementów. Nie da się, chyba, że jest to obszerna monografia książkowa, oddać atmosfery i poczucia zdrady którą dostrzegali Polscy żołnierze walczący na różnych frontach wojny. W znacznej mierze taki nastrój panował w środowiskach emigracyjnych w Wielkiej Brytanii tuż po wojnie. Po demobilizacji, Anglicy dawali coraz bardziej do zrozumienia Polakom, że są problemem i zbędnym elementem ich państwa. Niechęć społeczna wobec polskich żołnierzy narastała wraz z pogarszaniem się sytuacji gospodarczej tego kraju. Żołnierska gorycz również nie miała granic. Wykrwawieni Polacy, zostali zdradzeni przez sojuszników i przehandlowani Stalinowi. Stracili bezpowrotnie Ojczyznę. Liczyli, wprawdzie po cichu na kolejny ogólnoeuropejski, a może nawet światowy konflikt zbrojny, który umożliwi i powrót do kraju i wypędzenie szalejącej watahy komunistów. Nadzieje okazały się złudne i pozostał ciężki i smutny los wygnańców. Józef Grzegorz Różański został ranny w trakcie walk o Monte Cassino tylko raz – w palec lewej nogi. W dodatku była to rana na tyle niegroźna iż pozwoliła mu na ciągłe dowodzenie swoim batalionem.
Ten krótki zapis życiorysu to hołd oddany dla żołnierza, który całe życie, bez reszty, poświęcił Ojczyźnie. Zapomniany, walczący dla ważnej sprawy, spoczął na ziemi obcej, chociaż zawsze pragnął powrotu do kraju.
Józef Grzegorz Różański (ur. 12 marca 1906 roku w Kołomyi, zm. 26 grudnia 1981 roku w Londynie) – podpułkownik, żołnierz Wojska Polskiego, działacz niepodległościowy na emigracji w Wielkiej Brytanii.
Urodził się 12 marca 1906 roku w Kołomyi, ziemia czerwieńska. Skończył seminarium nauczycielskie w Stanisławowie. Po zdaniu matury odbył służbę wojskową jako elew Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty w Zaleszczykach. Następnie jako podchorąży rezerwy zostaje przyjęty do Szkoły Podchorążych Piechoty Rezerwy w Ostrowi Mazowieckiej. Edukację wojskową kończy w 15.9.1930 w stopniu podporucznika z przydziałem służbowym do 54 Pułku Piechoty. Następnie zostaje odkomenderowany do Centrum Wychowania Fizycznego w Warszawie. Po jego ukończeniu, zostaje oddelegowany, jako instruktor wychowania fizycznego do Szkoły Podchorążych Piechoty w Różanie nad Narwią. Jest tam komendantem 2 kompanii, a następnie instruktorem w Ośrodku Wyszkolenia Oficerów Piechoty. Z dniem 1 sierpnia 1938 zostaje przeniesiony do 5 Pułku Strzelców Podhalańskich na stanowisko dowódcy kompanii przeciwpancernej. Otrzymuje awans na kapitana, bierze udział w akcji Zaolzie i kampanii wrześniowej. Przekracza granice węgierską 18 września 1939 roku. Przedostaje się następnie do Francji gdzie w Paryżu zgłasza się do Wojska Polskiego.
Po weryfikacji stopnia dostaje przydział do 4 Pułku Piechoty na stanowisko dowódcy kompani broni towarzyszącej. Wraz z grupą oficerów zostaje odkomenderowany z Francji do Brygady Strzelców Karpackich w Syrii. Następnie z Brygadą Strzelców Karpackich przechodzi do Palestyny 26 czerwca 1940 roku. W styczniu 1941 roku dochodzi do reorganizacji Brygady na Samodzielną Brygadę Strzelców Karpackich, w której otrzymuje przydział do Dywizjonu Pancernego na stanowisko dowódcy 2 batalionu z którą odbywa całą kampanię libijską. Przechodząc przez Palestynę, Egipt, Marsa, Maruch, Tobruk, Gazalę, Sidi, Rezegh. Po kolejnej reorganizacji Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich na 1 Dywizję Strzelców Karpackich zostaje dowódcą 3 Batalionu Broni Pancernej, a później dowódcą Dywizjonu Pancernego. Z Samodzielną Brygadą Strzelców Karpackich, 12 maja ląduje w Taranto we Włoszech i bierze udział w akcjach bojowych pod Monte Cassino do Linii Gotów. Dnia 22 października 1944 roku zostaje przeniesiony na kurs Dowódców Baonów w Benevento, gdzie następnie jako zastępca 6 Batalionu Strzelców Karpackich walczy pod Senio, aż do Bolonii, którą wraz ze swoim oddziałem zdobywa, jako dowódca specjalnego oddziału wydzielonego z 9 Batalionu Strzelców Karpackich.
Zdobycie Bolonii zudziałem majora Józefa Grzegorza Różańskiego.
Ze wspomnień uczestnika walk księdza Rafała Grzondziela:
W walce o Bolonię 9 Baon Strzelców Karpackich pod dowództwem grupy pościgowej Józefa Grzegorza Różańskiego otrzymał rozkaz – dojść i zająć miasto. Oddziały włoskie miały uchwycić przyczółek Idice. Podczas odprawy stwierdzono, że artyleria nie może zapewnić żołnierzom ochrony – zasięg ognia kończy się na S. Lazzaro. Musimy więc iść cicho, szybko i ostrożnie, żeby zaskoczyć nieprzyjaciela, co będzie jedyną szansą powodzenia. Nagle nieprzyjaciel zaczyna okładać domek odprawy ciężką artylerią. Dowódca Baonu major Różański mówi: „Niech wam towarzyszy szczęście żołnierskie – To dla Polski! Dajcie z siebie wszystko”.
Próba zdobycia przyczółka przez Włochów okazała się porażką. Idziemy wciąż naprzód, trzymając się cienistej strony drogi. Już domy to Idice! Niczym koty skradamy się pod osłoną nocy. Jest 4.15 gdy 4 Kompania jest na drugim brzegu. Chwila ubezpieczonego postoju, brak łączności z Baonem radiostacja została gdzieś w tyle, skończył się drut. Krótka narada wodzów. Już postanowiono. Posuwać się dalej ostrożnie. Ubezpieczyć się z lewej i z prawej i iść. Roztrząsamy między sobą, major Różański, kapitan Nowak, porucznik Biliński-Stalgis i ja. Jeśli w pułapkę wleziemy? To bić i koniec! Każdy ma swoje miejsce. A iść trzeba szybko, bo z tego co widać nikt nas się tu nie spodziewa.
Już szarzeje. Godzina 05.10. Wchodzimy na przedmieście Bolonii – Deumeadonne. Że też nikogo nie ma z cywilów, by móc zasięgnąć języka. Nagle strzały na naszych tyłach – meldunek – to Niemcy. Trwamy na stanowiskach – walka trwa. Pluton podporucznika Witkowskiego otrzymał rozkaz rozbrojenia nieprzyjaciela i pociągnięcia z nim razem za czołem. Ruszamy, robi się jasno – do śródmieścia Bolonii. Jest godzina 5.30. Po prawej strony przy ziemi, pokrzywiona tablica i na niebieskim tle napis: Bologna. Na rozwalony wiadukcie kolejowym przygląda nam się kilka postaci. Zlatują gdzieś w dół. Za chwilę jest iż ich kilkanaście. A my szykiem patrolowym, idąc obiema stronami szosy, zbliżamy się do nich.
Poznali. Już biegną. Pytają: „Americani, Inglesi?”
- Nie! Polacchi my są!
- Benventui!Viva nostri liberation! Viva Polonia!
Otwierają się wszystkie drzwi i okna. W szlafrokach w bieliźnie, jak kto stał, ciśnie się bliżej, zobaczyć tych na których tak długo czekali. A my idziemy wciąż naprzód, ot zwykła piechota w coraz większym tłumie, który się już gorączkuje. Przed nami chorągiew polska, a wokoło morze głów i rąk uniesionych w pozdrowieniu. O godzinie 6.00 otwierają się przed nami drzwi do pałacu ratusza i wchodzimy do sali prezydialnej magistratu. Polska chorągiew załopotała na balkonie na którym stanęli major Różański, kapitan Nowak, porucznik Biliński-Stalgis i ja. Po chwili dołączył pułkownik Perkowicz, z dowództwa zgrupowaniu „RUD”.
Do wiwatującego tłumu przemawiam po włosku:
„Jesteśmy oddziałem Wojska Polskiego, Polakami. Polska chorągiew jest biało czerwona, przynieśliśmy wam wolność”
A tłum wznosił niemilknące okrzyki: Eviva Polonia, Viwa nostri Liberatowi! Biło-czerwona chorągiew zostaje zawieszona na 104 metrowej wieży Torre degli Asinelli na znak, że Polacy zajęli miasto, pierwsi do niego wkraczając. Jest godzina 8.00. Była to ostatnia bitwa 2 Korpusu, która zajęciem Bolonii zdecydowanie położyła kres Niemcom w Italii.
Gdy po nabożeństwie ludzie na nowo zapełnili plac Re Enzo, przemówił prezydent Bolonii, p. Dozza:
Z brzaskiem dnia 21.IV oddziały Dywizji Polskiej wchodziły przez bramę Mazzini do naszego miasta, pierwsze z oddziałów alianckich. W naszych miastach i na szczytach Apeninów spoczywają snem wiecznym bohaterzy polscy, którzy dali swoją krew za wspólną sprawę. Polegli w bitwie, która otworzyła drogę do Rzymu i w kierunku na północ. Uwolnienie Bolonii było sygnałem narodowego powstania całych północnych Włoch, co spowodowało wzięcie w dwa ognie barbarzyńskiego nazisty i zmusiło go do szybkiego skapitulowania. Historia chciała tego, aby Naród polski i włoski były zbratane w walce za wolność tych dwóch krajów.”
Uchwałą senatu bolońskiego obywatelstwo honorowe otrzymał Giuseppe – Gregorio Rozanski czyli Józef Grzegorz Różański.
Po zdobyciu Bolonii na jego rozkaz została wywieszona polska flaga na wieży najwyższego budynku w mieście. Miasto ofiarowało wyzwoleńcom medale honorowe a dowódcom, w tym kapitanowi Józefowi Grzegorzowi Różańskiemu, obywatelstwo honorowe. Za wierną służbę i czyny bojowe zostaje mianowany majorem 1 września 1944 roku. Zostaje odznaczony również odznaczony 3 krotnie Krzyżem Walecznych, Krzyżem Monte Cassino, Medalem Wojska Polskiego, medalem amerykańskim Bronze Star Medal który otrzymuje z rąk generała Marka Clarka. Jako uwieńczenie swojego bohaterskiego szlaku bojowego major Józef Grzegorz Różański otrzymuje odznaczenie Kawalera Orderu Wojennego Virtuti Militari klasy 5. Jest to najwyższe odznaczenie na polu walki. Z dniem 1 sierpnia 1946 zostaje dowódcą 6 batalionu, z którym przybywa do Wielkiej Brytanii. Po demobilizacji przechodzi do życia cywilnego osiedlając się w Londynie. Po wojnie odnajduje syna i żonę, których sprowadza do Wielkiej Brytanii. Koleje losu podpułkownika Różańskiego na emigracji były bardzo złożone i trudne. Aby utrzymać rodzinę pracował fizycznie na nocne zmiany. Jednocześnie ciągle oddając się pracy społecznej dla dobra zniewolonej przez komunistów Ojczyzny. Był członkiem Koła Szkoły Podchorążych Piechoty, Koła Brygady Karpackiej. Od 1952 roku pracuje w londyńskiej Komisji Skarbu Narodowego. Za pracę społeczną i niepodległościową został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Polski Odrodzonej. Podpułkownik Józef Grzegorz Różański zmarł 26 grudnia 1981 roku. Został pochowany na londyńskim cmentarzu Streatham Park Cemetary.
Fot. © P. S ( wszystkie prawa, zarówno do zdjęć jak i treści zastrzeżone)
Inne tematy w dziale Kultura