Pan Sitko zdawał sobie oczywiście sprawę ile ma lat, ale lekarz wyłożył mu to w dość bolesny sposób. Zresztą, robienie czegokolwiek boleśnie jest dla lekarzy bardzo charakterystyczne.
- Starość - rzekł lekarz z satysfakcją, bo sam był młody.
Pan Sitko się zasępił.
- Jak to: starość? Już?
- Ano już, proszę pana. Musi pan na siebie uważać. Bo to, proszę pana, nie ma żartów.
- Ile mi czasu zostało? - zapytał dzielnie pan Sitko.
Lekarz wzruszył ramionami i zaczął postukiwać palcem w stojącą na biurku tabliczkę "Dr Grzyb, dermatolog".
- Tego to ja panu nie powiem.
- Każdy lekarz tak mówi!
- Więc sam pan widzi. Zresztą, takie wyliczenia są nic nie warte. Przecież może pan umrzeć nawet jutro!
Dla pana Sitko był to cios.
Zakończył szybko wizytę i w minorowym nastroju wracał do domu. Pod blokiem omal nie wpadł pod samochód.
- Co pan?! Życie panu niemiłe?! - z okna pojazdu wychylił się robotnik Andrzej z brygady remontowej.
- Miłe, ale... - westchnął pan Sitko ocierając pot z czoła rozdygotaną ręką. - Żeby to człowiek wiedział jak i kiedy się ono skończy... A tak... To można w każdej chwili...
- Można - przytaknął robotnik Andrzej. - Nazywa się to memento mori.
- O Boże - pan Sitko cofnął się wstrząśnięty i chwycił się za szyję. - To widać po mnie?!
- Każdego to czeka, szanowny panie...
- A da się coś z tym zrobić?
- Receptą jest carpe diem - robotnik Andrzej uniósł palec do góry.
Pan Sitko był w takim stanie psychicznym, że nawet zapomniał podziękować i poszedł do domu.
Kiedy znalazł się już w mieszkaniu zrobił coś dziwnego. Sięgnął bowiem do szafy stojącej w korytarzu, na najwyższą półkę i wyjął stamtąd futro pani Sitko. Ułożył je na kanapie, a sam zasiadł za stołem w kuchni.
I tak zastała go żona.
Wpadła do mieszkania owiana wiosennym wiatrem, zakręciła się po korytarzu i zajrzała do kuchni, gdzie w jesiennej rozpaczy siedział jej małżonek.
- A! Tu jesteś! Co robisz?! Znowu piłeś!
- Nic nie piłem, byłem u lekarza.
- No i co ci powiedział?
Pan Sitko wstał, założył ręce za plecy, przeszedł do pokoju, podszedł do okna i stamtąd obejrzał się na żonę i rzekł:
- Powiedział, że mogę umrzeć nawet jutro.
- Bzdura - rzekła autorytarnie pani Sitko. - Pić powinieneś mniej, a nie jakieś takie... Co to leży na kanapie? Futro? Kupiłeś mi?
- Nie, to twoje stare. Wyjąłem z pawlacza.
- Czyś ty oszalał?!! Po co mi futro w maju?!!
- Teraz nie, ale na zimę... Schowaj sobie gdzieś pod ręką.
- A czemu nie w szafie, gdzie było?
- Bo sama tam nie sięgniesz.
- No to ty mi sięgniesz jesienią.
- Przecież mówię ci, że mogę umrzeć nawet jutro - przypomniał łagodnie pan Sitko.
Pani Sitko była twardą kobietą, ale logika w rozumowaniu jej męża zachwaiła jej pewnością siebie.
- No a co ci właściwie jest? Co ci powiedział lekarz? Masz raka?
- Mam mementomorię - oświadczył zgaszonym głosem pan Sitko.
- Nigdy o czymś takim nie słyszałam!
- O piwie milk stout też nie słyszałaś, a jest.
- Co to właściwie jest ta mementomoria? - pani Sitko była podejrzliwa.
- Nie wiem dokładnie, ale widać ją gołym okiem. Jeden taki robotnik budowlany pod naszym blokiem mi potwierdził. Że mam. Echh... - i pan Sitko westchnął głęboko.
Pani Sitko myślała intensywnie.
- Lekarz! A ten lekarz nie powiedział ci jak się leczyć?!
- Nie. A ten robotnik też dobry. Powiedział mi, że lekarstwem ma być karp na receptę. No powiedz sama, kto w aptece sprzedaje ryby.
Pani Sitko sięgnęła do bogatych pokładów pamięci własnej i przyznała, że nie zna apteki, w której sprzedawano by ryby.
- Sama więc widzisz - i zrezygnowany pan Sitko stał na kanapie.
Pani Sitko runęła do kuchni. Szybki przegląd zapasów potwierdził jej najgorsze przypuszczenia. Karpia nie miała. Miała za to golonkę.
- Właściwie... - zamyśliła się pani Sitko. - Właściwie to prawie to samo...
Kiedy golonka była w trakcie przyrządzania pani Sitko zajrzała do pokoju. Jej mąż już nie siedział na kanapie, tylko stał przy otwartym barku i kontemplował ciasno upchaną obfitą zawartość.
- No i powiedz sama - zwrócił się pan Sitko do małżonki. - Czy jest sens? Czy jest sens gromadzić tak to wszystko, skoro człowiek może umrzeć na ten przykład jutro?
- Nie ma - przyznała pani Sitko. - O Boże, przecież ja sama w życiu tego wszystkiego nie wypiję. Ty to musisz zrobić.
- Ja?
- A co, mam to może wylać? Żeby się zmarnowało? Siadaj zaraz i pij. Zacznij od tych napoczętych.
- Ale jak tak na pusty żołądek...
- Zaraz będzie golonka.
- A co będzie jak wypiję wszystko?
- To kupimy nową. Bo co to za polski dom bez wódki - powiedziała z mocą pani Sitko. - A zresztą nie myśl co będzie tak daleko. Przecież możesz umrzeć nawet jutro. Cieszmy się więc tym, co mamy.
--------------
NOWOŚĆ -> marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html - blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to co robi Łukaszek, a tym bardziej za to, co mówi Gruby Maciek.
A tak poza tym, to fikcja, czysta fikcja.
UWAGA! Podczas czytania nie należy jeść i pić! Nie zaleca się czytania pokątnie w obecności szefa! Opluty monitor czyścimy specjalną chusteczką, a klawiaturę szczoteczką do zębów (by Redpill)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości