Jagoda, dziewczyna Łukaszka poznana na koloniach, była zła.
- Jak to: nie dasz rady?
Łukaszek westchnął smutno.
- Nie znasz mojej rodziny.
- Chętnie poznam - oznajmiła z mocą Jagoda. - Przyjdę dziś do was na obiad.
- Powiem mamie, ale nie wiem, czy się zgodzi...
- Łukasz - powiedziała skośnooka brunetka. - Ja się nie pytam. Ja mówię, że przyjdę do ciebie na obiad.
- A jak moja mama niczego nie uszykuje?
- To ty mi coś uszykujesz.
- Ale ja nie umiem gotować...
- Nie musisz. Wystarczy kanapka. Chodzi o to, żeby było cokolwiek. Rozumiesz?
- Rozumiem, ale do kina i tak nie będą mnie chcieli puścić...
- Puszczą. Ja się o to postaram.
Łukaszek zapowiedział w domu, że przyjdzie Jagoda. Reakcje był dwie. "Niech tam sobie przyjdzie, ale niech nie liczy nie wiadomo na co" i "do kina i tak nie pójdziesz, masz robić lekcje/zakupy/porządki".
Jagoda miała mocne wejście. Powiesiła kurtkę na haczyku, zdjęła buty, po czym zakrzyknęła gromko:
- Dzień dobry! Niech będzie pochwalony!
Dziadek się skrzywił, ale odpowiedział:
- Na wieki wieków amen.
- Ja po Łukasza. Chcieliśmy iść do kina.
- O, nie ma mowy. Łukasz musi odrobić zadanie z historii, mam mu opowiedzieć o Żołnierzach Wyklętych... Wie panienka zapewne kto to był?
- Wiem, wiem. Wszyscy o tym mówią.
- A może u panienki ktoś w rodzinie...?
- No, niezupełnie, był dziadek...
- I on był wyklęty?
- Nie.
- Wyklinał? - spytał dziadek drżącym głosem.
- Też nie. Uratował tak na oko z osiemnaście tysięcy ludzi.
- Co? Jak?
- Uruchomiał wodociąg w mieście - odparła z prostotą Jagoda. - I ludzie mieli co pić. Kobiety, dzieci... Ci wyklęci ile osób uratowali? Hm? To co, Łukasz, może iść do kina?
- To nie fair - zamruczał boleśnie dziadek i usunął się na bok.
- Zjedz coś, moje dziecko - babcia Łukaszka postawiła obiad przed Jagodą i uśmiechnęła się przyjaźnie. - Co prawda, Łukasz i tak nie pójdzie dziś do kina, ale warto podkreślić, że za socjalizmu każdy miał obiad. Była to wielka, wielka zdobycz, należna każdemu, nieważne, czy pracował czy nie...
- Ja bym nie pracowała - oświadczyła bezczelnie Jagoda patrząc wyzywająco babci w oczy. - Bo i po co jak obiad i tak będzie? Zamiast tego poszłabym do kina.
- Kwestionujemy zdobycze socjalizmu, jak widzę - rzekła lodowato babcia zlewając kompot z salaterki z powrotem do słoika. - Młoda jesteś, to nie wiesz o wielkim sukcesie jakim była elektryfikacja wsi...
- Fstrząsające - Jagoda z lubością rozduszała ziemniaki widelcem. - Bo w takim kapitalizmie wsie nie są zelektryfikowane. Mieszkańcy muszą kupować prąd w wiaderkach...
Tego dla babci było za wiele. Wstała, blada, i orzekła głucho:
- Za socjalizmu odbudowano Warszawę.
- I co z tego? - Jagoda nie zwracając uwagę na panikujących Hiobowskich ze spokojem krajała ogórka kiszonego. - A Drezno?
- Drezno było niemieckie!! - nie wytrzymała babcia - To oni rozpoczęli wojnę!!
- Mówię o kwestii technicznej odbudowy.
- Drezno było NRD, czyli socjalizm - ośmielił się wtrącić tata Łukaszka.
- Zagłębie Ruhry to było RFN - skontrowała Jagoda. - A poza tym weźmy takie Coventry... O? Nie słyszała pani o tym? Naprawdę? A o niemieckim czasowniku "coventrieren" też nie? smutne. Ale sosik pyszny. Tak więc do kina chcielibyśmy...
Babcia zacięła usta i spojrzała w okno na znak, że cała ta sprawa jej nie obchodzi.
Do ataku przystąpiła siostra Łukaszka.
- Ach, ach - siostra zamachała śliczną dłonią. - Już ja wiem po co wy chcecie do tego kina. Seks. Tak. To jest teraz najważniejsze.
- Niekoniecznie - Jagoda ze spokojem odłożyła sztućce. - A brak seksu? Nie jest ważny? A może ważniejszy?
- Co ty...? - żachnęła się siostra i sztucznym uśmiechem usiłowała pokryć zmieszanie. - Jak brak czegoś może być ważniejszy?
- Na ten przykład... - Jagoda zbliżyła twarz do twarzy siostry. - Co jest ważniejsze? Makijaż czy brak makijażu?
Siostra wstrzymała oddech, zagryzła wargi, potem zaczęła rzucać oczami na boki i się rozpłakała.
- Tak nie można - mama Łukaszka wzięła pochlipującą siostrę za łokieć i delikatnie odprowadziła na bok.
- Widzę, że mamy tu bardzo zdecydowaną osobę - tata Łukaszka zasiadł naprzeciwko Jagody.
- Która jest zdecydowana iść do kina - kiwnęła głową Jagoda.
- Ha ha! He he! Hm... Może powiesz coś o sobie...
- Zamierzam iść na studia.
- O! A jakie?
- Zarządzanie konfliktami.
- Nie ma takiego kierunku. Bo nie ma już konfliktów. Ludzkość żyje w pokoju...
- Pan daruje, ale to kompletna bzdura. Są całe korporacje żyjące z tego, że ludzie nie potrafią się ze sobą porozumieć...
- Może jakiś przykład?
- Tłumacze. Prawnicy. Żołnierze.
- A! - zakrzyknął boleśnie tata i więcej już się nie odzywał.
Nadeszła kolej na ostatnie starcie.
- Może sałatki? - spytała kusząco mama Łukaszka.
- Dziękuję, już zjadłam...
- Ale to sałatka po żydowsku.
- Mimo to dziękuję.
- Antysemityzm!!! - oczy mamy miotały pioruny.
- No, no! proszę uważać na słowa. Nie ma pani prawa mnie tak nazywać!
- Jak to nie?
- Bo ja sobie tak nie życzę!
- Moja droga, do nieżyczenia sobie trzeba mieć solidne podstawy...
- Parę dni temu przyjęliśmy do domu uchodźcę z Syrii!
Dla mamy Łukaszka był to potwornie ciężki cios. Za to Łukaszek najpierw osłupiał a potem zaczął okazywać silne rozbawienie.
- Każdy może tak powiedzieć - odparła po dłuższym namyśle mama.
- Ale ja mam zdjęcia w telefonie - Jagoda sięgnęła po aparat. - O, tu! Proszę!
Mama Łukaszka zagotowała się z wściekłości.
- Przecież to chomik!!!
- Ale syryjski!
I Jagoda wstała pytając się gdzie tu łazienka, bo musi skorzystać. Łukaszek pospieszył ze wskazaniem. Jagoda wróciła po dwóch minutach z zakłopotaną miną.
- Proszę państwa... Ależ to pomieszczenie woła o remont!
- Mówiłam, że płytki... - zaczęła mama Łukaszka.
- Musicie wyrzucić wannę i wstawić prysznic!
- Czemu? - spytał tata Łukaszka.
- Musi być miejsce aby obrócić się z wózkiem.
- Jakim wózkiem???
- Inwalidzkim - Jagoda podeszła do taty Łukaszka, kucnęła przed nim i spojrzała mu prosto w oczy. - Przecież Łukasz i ja będziemy się wami opiekować na jesieni życia. Ale bądźcie spokojni. Ja jestem przeciwna eutanazji.
- Na którą wy idziecie do tego kina? - wychrypiała babcia. - Na pewno się spóźnicie!
- To możemy iść? - spytał skołowany Łukaszek.
- Tak! Możecie!! Idźcie!!!
Kiedy wyszli już na klatkę Łukaszek odważył się zapytać na jaki film idą.
- Na żaden. Nie idziemy do kina. Idziemy na pizzę.
- Moment, przecież cały czas mówiłaś, że do kina. I złamałaś cała moją rodzinę, żeby mnie puścili, a teraz co? To po co to była ta awantura?
- Chciałam ci tylko pokazać co potrafię - szepnęła słodko Jagoda i przytuliła się do Łukaszka.
--------------
NOWOŚĆ -> marcinbrixen.pl
http://www.wydawnictwo-lena.pl/brixen3.html - blog w formie książki
https://pl-pl.facebook.com/marcin.brixen
Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to co robi Łukaszek, a tym bardziej za to, co mówi Gruby Maciek.
A tak poza tym, to fikcja, czysta fikcja.
UWAGA! Podczas czytania nie należy jeść i pić! Nie zaleca się czytania pokątnie w obecności szefa! Opluty monitor czyścimy specjalną chusteczką, a klawiaturę szczoteczką do zębów (by Redpill)
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości