Ostatni Synod raz jeszcze pokazał, że schizma w Kościele jest coraz bardziej realna
Dziękujmy Bogu za niedawno zakończony w Rzymie Synod o synodalności. Rzeczywiście trzeba się cieszyć, bo mogło być wiele gorzej. Pamięć to czasami bardzo cenna rzecz. Dokładnie 10 lat temu miał miejsce Nadzwyczajny Synod Biskupów o rodzinie, który miałem możliwość obserwować z bliska. Mamy wiele analogii z tym co zdarzyło się teraz. Niewielka grupa ojców synodalnych, która była we władzach tegoż synodu (10 lat temu), niespodziewanie zaczęła promować LGBT, tak jakby to był najważniejszy temat w temacie rodzina. Pozostali niespodziewanie wyrwani z synodalnego letargu (jeden mówi, reszta śpi) w pierwszym momencie byli tak zaskoczeni tym co się dzieje, że dosłownie nie mogli z siebie słowa wydusić. Po chwili szoku ojcowie synodalni ochłonęli i cała dywersja spaliła na panewce. Podobne też były różne manewry związane z mediami. Wzywano do pełnej szczerości, aby potem blokować przepływ informacji. Jak i tamtym razem, tak i teraz Synod o synodalności znowu pokazał, że w ostatnim czasie mamy w Kościele sytuację, gdy ktoś prowokuje raban, a kiedy ten raban się zaczyna wycofuje się na z góry upatrzone pozycje przyjmując rolę bezstronnego arbitra. Ale pytanie w tym komu potrzebny ten raban, bo Kościół i bez tego ma wiele problemów, żeby rozniecać jakieś dodatkowe?
Siły postępu nie dały za wygraną i tym razem próbując jakoś wcisnąć swoje wieczne postulaty, które mają być dla Kościoła zbawienne, a zaaplikowane byłby zabójcze. Jest taki typ ludzi, których ciągle coś świerzbi, żeby przystosować Kościół do świata, a najlepiej doprowadzić do tego, aby się w tym świecie rozpłynął. Nic nie pomoże przypominanie, że luteranie w Niemczech i Skandynawii oraz anglikanie poszli tą drogą i w rezultacie z ich kościołów niewiele już pozostało: ekologia, LGBT, BLM, uchodźcy, dialog wszystkich ze wszystkimi, no i najważniejsze: finansowanie państwa. Teraz i KK miałby się rozwodnić i siły postępu nie ustaną dopóki tego nie osiągną.
Obecnie sztandar kościelnej rewolucji trzyma dumnie w swym ręku mój współbrat kard. Jean-Claude Hollerich (co za piękne nazwisko!), metropolita Luksemburga. Oto fragmenty jego wywiadu dla oczywiście szwajcarskiego czasopisma:
Zapytany, czy papież Franciszek wprowadzi kapłaństwo kobiet, odparł:
– Trudno powiedzieć. Papież jest niezły w niespodziankach. Powiedziałbym jednak, że raczej nie. Krótko przed synodem kilku kardynałów przesłało dubia. Pytali, czy odrzucenie kapłaństwa kobiet przez Jana Pawła II jest dla Kościoła wiążące. Franciszek odpowiedział bardzo roztropnie: jest wiążące, ale nie na zawsze. Powiedział też, że teologia musi dalej o tym rozmawiać – wskazał.
– To oznacza, że nie ma obecnie żadnej nieomylnej decyzji nauczycielskiej. Może zostać zmieniona. Potrzeba argumentów i czasu – dodał. Według hierarchy w tej sprawie nie można się spieszyć, żeby nie wywołać nadmiernego oporu.
– W przeciwnym wypadku istniałoby ryzyko, że będzie się [kapłaństwo kobiet] postrzegać jako przepchnięte przez liberalnych katolików. Potrzeba taktu i cierpliwości, jeżeli chce się osiągnąć prawdziwe rezultaty – wskazał. Kiedy sięga się zbyt wysoko, niewiele można osiągnąć. Trzeba być ostrożnym, iść do przodu krok po kroku i w ten sposób można zajść daleko – stwierdził.
– Musimy bardzo uważać, żeby nie wywołać wielkiej reakcji przeciwnej – dodał. Jak wyjaśnił kardynał, nie wszyscy w Kościele myślą po europejsku; w innych kulturach nie ma tak silnej zasady indywidualności i trzeba to wziąć pod uwagę.
–Sądzę, że na innych kontynentach wybuchłaby burza, gdyby jutro wprowadzić kapłaństwo kobiet. Watykan musiałby się wycofać. Już przy Fiducia supplicans doszło do wielkiego wybuchu. A to niewielka sprawa. Nie chodzi tu przecież o akceptację homoseksualizmu, ale tylko o to, by błogosławić pary nieregularne – powiedział.
Zapytany na koniec, czy papież zmieni kanon 1024 Kodeksu Prawa Kanonicznego, mówiący o święceniach wyłącznie dla mężczyzn, kardynał odparł:
– Odpowiem tak: dajmy się zaskoczyć.
Po pierwsze co zwraca uwagę w tym artykule to wyjątkowa naiwność, zadufanie, a nawet prostactwo kardynała. Takie nachalne wywalanie kart na stół wzbudza pytanie: głupi czy o drogę pyta? Filuterna odpowiedź na pytanie o zmianę KPK nie naznaczona jest żadną przenikliwością, lecz raczej oderwaniem od rzeczywistości, w tym zadziwiającą nieznajomością taktyki działania obecnego pontyfika: wszystkim robić nadzieję, ale potem nic nie zmieniać. Sam kardynał daje przykład tej taktyki, kiedy Franciszek odpowiada, że decyzja JPII na temat kapłaństwa kobiet: „jest wiążąca, lecz nie na zawsze”.
Kardynał jasno mówi, że należy stosować bolszewicką taktykę salami w walce z Kościołem. Jeśli teraz jesteśmy zbyt słabi, aby wprowadzić swoje postępowe idee (kapłaństwo kobiet, małżeństwo dla LGBT), to chociaż próbujmy plasterek za plasterkiem kroić salami, kropla za kroplą drążyć mur, aby go w końcu obalić. Nie można dać dzisiaj ślubu gejom, to chociaż dajmy im jakieś błogosławieństwo, a potem jak się gawiedź przyzwyczai, to i sakrament damy. „Nie ma żadnej nieomylnej decyzji nauczycielskiej” – możemy to sformułowanie rozszerzyć na całe nauczanie Kościoła. Wszystko jest płynne, zależy od kontekstu kulturowego i historycznego. Doktryna kościoła jest jak plastelina, jak klocki lego, które w każdej chwili można ułożyć od nowa, aby tylko iść z duchem postępu.
„Nie wszyscy myślą po europejsku” – tutaj kardynał nieźle pałkę przegina. Wiadomo, że ma na myśli murzynów, co to jeszcze kanibalizmem się zajmują, wierzą w duchu itp. choć niestety nie w ducha postępu. Zahamowali reformy proponowane przez siły postępu podczas Synodu o rodzinie, tak samo teraz spowolnili destrukcję Kościoła od wewnątrz, której miał posłużyć Synod o synodalności. No wiadomo dzikusy, czego się od nich spodziewać. Ale brat Damian to myśli po europejsku, czy po afrykańsku? I tutaj kardynał przeholował, bo uzurpuje sobie prawo nazywać swoje postępowe bredzenie europejskim, a ja jako Europejczyk się na to nie zgadzam. A biskupów afrykańskich podziwiam. Dlaczego? Bo jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę. Hollerich reprezentuje postępowe siły Kościoła z Niemiec i z okolic. Otóż Kościół w Afryce ciągle jeszcze zależy w dużym stopniu w sprawach finansów od Niemiec i okolic. Tutaj dialog między biskupami niemieckimi i czarnoskórymi jest bardzo subtelny, ale po odszyfrowaniu brzmi mniej więcej tak: Nie chcecie lesbijkom ślubu dawać, to my wam na seminarium kasy nie damy. Gra ze strony biskupów afrykańskich też jest więc bardzo finezyjna, aby Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek.
Synod o synodalności zajmował się wszystkim co tylko uczestnikom przyszło do głowy, a to znaczy, że jak dokazuje praktyka, to wielomówstwo (może na szczęście) nie będzie zbyt sprawcze. Aby krótko go podsumować, skupmy się na tych punktach, które wywołały najwięcej kontrowersji wśród uczestników Synodu. Pamiętajmy, że końcowy rezultat jest już kompromisem, w tym między siłami postępu a czarnoskórymi. Jeśli by dzikusy się nie sprzeciwiały te artykuły brzmiały by o wiele inaczej.
Artykuł 60 – o roli kobiety. Wiele komunałów i rzeczy oczywistych, a nawet pożytecznych, ale kluczowe jest to: „Kwestia dostępu kobiet do posługi diakonatu pozostaje otwarta. Należy kontynuować rozeznawanie w tym zakresie”. Więc na tym etapie historycznym nie udało się nawet wcisnąć słowa o prezbiteracie dla kobiet, lecz jedynie o diakonacie. Najważniejsze, że można kontynuować, maleńka szparka w drzwiach pozostała, poprzez którą cierpliwie można będzie prowadzić dalszą dywersję.
Artykuł 125: Doktrynalny autorytet konferencji episkopatu. Meritum sprawy tutaj: „Określenie zakresu kompetencji doktrynalnych i dyscyplinarnych konferencji episkopatu.” - Chodzi tutaj o to, że biskupi niemieccy, holenderscy i szwajcarscy są już coraz bardziej zirytowani czarnymi hierarchami, jakimiś dzikusami z Azji i Wschodniej Europy, bo przez nich sprawa postępu tkwi w miejscu. Więc jeśli nie można pchnąć całego Kościoła na właściwe tory, to pchnijmy go chociaż w Niemczech. Niech każdy episkopat sam zdecyduje, co czarne, a co zielone, czyli wprowadźmy teologiczny i moralny pluralizm. Każdy wierzy w to co mu bliższe duszy i żyje jak do tego przywykł. Wprowadźmy w Berlinie księży w spódnicach, a potem to już w drugich krajach pójdzie łatwiej. Niezbyt wiadomo, co ma znaczyć to „określenie”, ale chociaż mały kroczek został zrobiony, a potem już z górki się poturlamy.
I dalej: „Bez uszczerbku dla autorytetu biskupa w Kościele, który mu powierzono, ani nie narażając na szwank jedności i katolickości Kościoła, kolegialne wykonywanie tej kompetencji może sprzyjać autentycznemu nauczaniu jednej wiary w sposób adekwatny i inkulturowany w różnych kontekstach, identyfikując odpowiednie wyrazy liturgiczne, katechetyczne, dyscyplinarne, duszpasterskie, teologiczne i duchowe” – niewiele Państwo zrozumieli? I o to właśnie chodzi, bo to jest taka nowomowa, którą trzeba czytać jak kiedyś wstępniaki w Trybunie Ludu, czyli wszystko na odwrót. Czym bardziej mętnie i w języku ente-pente, tym w okresie posynodalnym można z tych fusów swoją rybkę wyłowić. Ale spróbujmy coś zrozumieć. Otóż jeżeli mówi się tutaj o obronie władzy biskupa, jedności Kościoła i autentycznym nauczaniu to znaczy, że zakłada się tutaj możliwość uszczerbku dla władzy biskupa, jedności Kościoła i jego doktryny. W jaki sposób? Przez „kolegialność”. Otóż Kościół w Niemczech funkcjonuje inaczej niż w Polsce, działa w nim nieprzebrana rzesza świeckich aparatczyków (KK jest największym pracodawcą w Reichu) – od poziomu parafii zaczynając. Często proboszcz jest już całkowicie ubezwłasnowolnionym przez rady parafialne, ekonomiczne i różnych Pastoralreferent. Ci zawodowi katolicy traktują proboszcza jako maskotkę, którą po Mszy świętej wystawia się przed kościół do ściskania ręki. Ta masa kościelnych biurokratów niezadowolona jest jednak z tego, że nie może wiele zrobić biskupowi, choć ten jest już pod straszną presją psychiczną z ich strony. Więc teraz trzeba sprawić, aby różne rady diecezjalne i episkopalne przejęły część władzy biskupa. To jest właśnie kolegialność: my będziemy decydowali, a nie on. A jak? Oczywiście przez głosowanie. Kto chce, aby dać komunię tym dwóm miłym chłopcom, którzy regularnie odbywają stosunki analne? Kto przeciw? Nie widzę. Przeszło.
Artykuł 27: Bardziej synodalna liturgia i przepowiadanie
„Istnieje ścisły związek między synaksą a synodem, między zgromadzeniem eucharystycznym a zgromadzeniem synodalnym.” – no to już klasyka ente-pente. Tłumaczę na ludzki: Zwolennicy postępu nie wierzą w realność Boga wcielonego, czyli w Chrystusa. Według nauczania Kościoła w centrum Eucharystii stoi Jezus (ucieleśniany przez chleb i wino, kapłana, ołtarz, inne znaki np. świece), ale jeśli Jezus jest jedynie mitem, ideą, to jak coś tak nieuchwytnego może być centrum liturgii? Realna w takim razie jest wspólnota. To wspólnota staję się centrum celebracji. Celebrujemy nie śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, ale nas samych w kupie. Stąd Msze Święte, które przemieniło się stopniowo w party albo studniówkę, a ich atrakcyjność mierzy się ilością wypowiedzianych przez kapłana kawałów (sam w takich uczestniczyłem kilkadziesiąt lat temu).
„W tym celu prosimy o utworzenie Grupy Studiów, której powierzamy także refleksję nad sposobem, w jaki celebracje liturgiczne mogą bardziej wyrażać synodalność; grupa ta mogłaby również zajmować się przepowiadaniem podczas celebracji liturgicznych oraz rozwojem katechezy na temat synodalności w duchu mistagogicznym.” – niezły galimatias, co? Cóż to za tajemnicze Grupy Studiów? Bojówki złożone z tychże kościelnych aparatczyków, które odsuną biskupów, kapłanów i diakonów od przepowiadania Słowa Bożego.
„Pogłębienie więzi między liturgią a synodalnością pomoże wszystkim wspólnotom chrześcijańskim, w różnorodności ich kultur i tradycji, przyjąć style celebracji, które ukażą oblicze Kościoła synodalnego.” – tłumaczę: Nic nowego, to międlony już od kilkudziesięciu lat postulat liturgicznego pluralizmu, który w radykalnej formie oznacza, że w Niemczech zamiast wina piwo, w Stanach Coca-cola, w Indiach herbata (autentyk z lat 80tych), u Eskimosów tran, a u Kirgizów kumys.
Cały szkopuł w tym, że te fragmenty dokumentów synodalnych są w większości tak sformułowane, że można z nich wyciągnąć zupełnie pobożne wnioski, ale niestety można z nich też wypić truciznę. I to chodzi. Jak powiedział kard. Hollerich: Idziemy krok po kroczku, plasterek po plasterku.
W czym jest problem? Problem jest w tym, że heretycy teraz się zrobili bezczelni i jakbyś ich nie wyganiał z Kościoła, to oni z niego wyjść nie chcą i własnej sekty założyć nie pragną. A to byłyby dla obojga stron najlepsze: wy tam sobie idźcie ze swoimi kobietami-kapłankami, które sobie nawzajem dają lesbijski ślub (tak właśnie jest w kościele luterańskim), a my tutaj zostaniemy w swoim katolickim ciemnogrodzie. Więc dlaczego nie chcą sobie pójść i z nami ciemnymi katolikami się męczą? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jak by sobie poszli, to by się okazało, że ich laikat, co to tak mu się pilnie niemieccy hierarchowie przysłuchują, to akurat ci, co kościelnego podatku nie płacą. A za co wtedy żyć? Za Bóg zapłać?
Problem tymczasem nie polega na tym, że przy pomocy dwuznacznych i zagmatwanych wyrażeń coś się chce wcisnąć do nauczania i praktyki kościoła. Wiele większy problem jest w tym, że na te dyskusje traci się mnóstwo czasu i energii. Dzięki walce o takie innowacje zajmujemy się w Kościele sprawami zbędnymi i fikcyjnymi, natomiast nie starcza już sił na sprawy najważniejsze (np. w Europie znalezienie sposoby ewangelizacji postchrześcijańskiego społeczeństwa). I właśnie o to chodzi Komuś, kto stoi za tym zamieszaniem i zręcznie pociąga za sznurki w zespole kardynała i jego popleczników. A Kto to taki, to już niech się czytelnik domyśli.
Ta ofensywa sił postępu trwa już dobre kilkadziesiąt lat. Postulaty w dużej mierze te same oczywiście z nowymi dodatkami aktualizującymi mainstream do sytuacji Kościoła. Siła hunwejbinów wygasa, głównie dlatego, że Kościoły z których się wywodzą umierają. Jakieś 10 lat temu byłem w niedzielę w kościele jezuickim w centrum Monachium (onegdaj arcykatolicka część Niemiec uchowana od protestanckiej zarazy dzięki poświęceniu pokoleń moich współbraci). U wejścia do ogromnego kościoła był ustawiony stół, wokół którego zebrała się kilkuosobowa grupka wiernych. Jest jeszcze wielu ludzi, którzy nie chodzą do kościoła, ale z rozpędy płacą podatek kościelny, a że Niemcy są bogate, więc kasy do podziału między hierarchię i aparatczyków jest wystarczające dużo i tak to się kręci. Pieniążki się skończą i towarzystwo się rozbiegnie. Módlmy się więc, aby kardynał Hollerich i jego drużyna byli ostatnim pokoleniem bojowników postępu.
br. Damian TJ. Urodzony 1968 Lublin, uczęszczał do liceum Zamoyskiego. Należał do związanego z „Solidarnością” Niezależnego Ruchu Harcerskiego, potem do podziemnego Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza”. W 1987 wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Gdyni. Zakończył filozofię w Krakowie na Wydziale Filozoficznym TJ (specjalizacja „kultura, estetyka, mass-media, kino”). Praca dyplomowa u bp. Jana Chrapka. Od 1991 pracował w TVP, jako dziennikarz i producent. Przechodzi szkolenie telewizyjne w Kuangchi Program Service – Tajwan. W 1996 wyjechał na Syberię, gdzie organizuje Studio Telewizyjne „Kana” w Nowosybirsku. Korespondent TVP i Radia Watykańskiego. Pomaga w szkolenia dziennikarzy z Europy Wschodniej w „European Center for Communication and Culture” w Falenicy. W 1999 rozpoczyna studia podyplomowe w szkole filmowej w Moskwie. W tym samym roku składa śluby wieczyste. Studia kończy w 2004 filmem dyplomowym „Wybacz mi Siergiej”, który uzyskał liczne nagrody na międzynarodowych festiwalach http://www.forgivemesergei.com. Wyjeżdża do Kirgizji - praca charytatywna Kościoła Katolickiego (więzienia, domy inwalidów) i prowadzi Klub Filmowy przy Ambasadzie Watykanu w Biszkeku. W 2006 wyjeżdża na południe Kirgizji, pomaga przy zakładaniu nowych parafii w Dżalalabadzie i Oszu www.kyrgyzstan-sj.org . Buduje i kieruje Domem Rekolekcyjnym nad jeziorem Issyk Kul, gdzie co roku przebywa ponad 1000 dzieci (sieroty, inwalidzi, dzieci z ubogich rodzin, dzieci i młodzież katolicka, studenci muzułmańscy) www.issykcenter.kg . Zakłada Fundacje Charytatywną “Meerim Bulak – Źródło Miłosierdzia” i społeczną „Meerim nuru”. Kapelan więzienia - w tym zajęcia w grupie AA. 2012 w Pawłodarze (Kazachstan). 2012-13 w Domu rekolekcyjnym w Gdyni i w portalu Deon w Krakowie. 2013-14 w Moskwie – odpowiada za sprawy finansowe, prawne, organizacyjne i budowlane Instytutu Teologicznego św. Tomasza. Od 2014 pracuje w Radiu Watykańskim w Rzymie. Od IV 2016 pracuje w TVP przy przygotowaniu transmisji z ŚDM. Obecnie współpracuje z różnymi stacjami telewizyjnymi i redakcjami jako reżyser i dziennikarz. Pisze artykuły między innymi do „Poznaj Świat”, „Góry”, „Gość niedzielny” i „Opoka”. Od 2017 ekonom Apostolskiej Administratury w Kirgistanie, ekonom jezuitów w Kirgistanie, ekonom Fundacji "Meerim Nuru" i Centrum Dziecięcego nad j. Issyk-kul. Przewodnik wysokogórski: organizował wyprawy w Ałtaj, Sajany, Tuwę, Chakasję, na Bajkał, Zabajkale, Kamczatkę, Ałaj, Pamir i Tienszan, Półwysep Kolski. www.tienszan.jezuici.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo