Marsz Wolności czy Marsz Przeciw Wolności? To podstawowe pytanie, które się nasuwa rozsądnemu obserwatorowi jak i przypadkowym przechodniom.
Centrum Warszawy zablokowane na kilka godzin aby pokazać światu, że w Polsce demokracja kwitnie a wolność słowa jest szanowana jak nigdzie indziej w Europie. Miejsce akcji wiec na Placu Bankowym, pod siedzibą Prezydent Warszawy, i swobodne przejście do Placu Konstytucji gdzie czeka Big Cyc by zagrać tym, którzy tam dzielnie dotarli.
Widzę z balkonu hotelu te nieprzemyślane symbole, tą zupełną prowizorkę nagromadzonej dekoracji. Brak jest jakiejś elementarnej estetyki, jakiejś ideowej spójności w tych głośno zapowiadanych protestach, które nie wiadomo już właściwie czego dotyczą. Przetacza się przez główną arterię stolicy migotanie bezładnie pomieszanych barw, niebieskie baloniki, elementy z meczów piłkarskich, chorągwie zielone i niebieskie z rzadka biało-czerwone, ludzie w dziwnym stanie niejasnego podniecenia, wzbudzanego przez megafon przypominający o tym, że to grupki ludzi z różnych miast Polski zostały tutaj zwiezione. Słupsk przechodzi, Szczecin, Dolny Śląsk..
Właściwie dominujące obrażanie aktualnej władzy oraz pogróżki, że gdy przyjdą następcy to się surowo z nią rozprawią, były głównymi werbalnymi motywami. Brak jasnych postulatów wypowiadanych z troską o ten ogólny szerszy projekt jakim jest troska o naszą ojczyznę. Ogólnie rzecz biorąc to uciecha pospólstwa z głośno wyrażanej nienawiści. Chętnych by w taki sposób sobie użyć zawsze się trochę znajdzie.
Gorąco i duszno maszerującym - ale na koniec imprezy ożywczy deszcz, który zmywa wszystkie przykre wrażenia i powrót normalnej komunikacji do centrum stolicy. Trochę też z nieba zagrzmiało… i powietrze zrobiło się znowu czystsze.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo