Zakupiona parę lat temu leży u mnie na półce nieprzeczytana i pokryta kurzem. A jednak trzeba ją mieć jako dowód by pamiętać jak to było w Polsce przed Katastrofą Smoleńską i po niej. Zrozumieć dlaczego dzisiaj jest jak jest.
Każdy ma swój Smoleńsk - to dzień dokładnie zapamiętany przez każdego z nas osobno. Ciepły, leniwy i słoneczny poranek rozgrzewał mój balkon i wyciągał z mieszkania na kwietniowe powietrze. Sobota dla przyjemności i bez obowiązków - wreszcie wiosna! Nagle telefon od mojego 15 latka, który już od wczesnego ranka grał na komputerze u kolegi:
- Coś się dzieje, nie wiem, nie rozumiem co? Włącz telewizor ! Zobacz. - nigdy tak nie dzwonił, wolał by mu nie przeszkadzać w zabawie, a tu taka wiadomość.
I się zaczęło. Cały dzień i następne przed telewizorem lub w internecie. Wojna z Rosją? - wielu mogło tak pomyśleć bo niepokój był powszechny. Gruzowisko, dym i ten świdrujący dźwięk - obraz oglądany wielokrotnie, niemal bez przerwy. Pokazują zdjęcia ludzi, którzy tam zginęli - patrzymy kogo poznaliśmy osobiście i jakiś ścisk - wstrząs na myśl, że ich szczątki tam w tym gruzowisku dymiącym i szarym… Na tle wieczornego smoleńskiego nieba pojawiają się znajome sylwetki: ścięty bólem i oszołomiony Jarosław Kaczyński, Donald Tusk przerażony i jak w transie niemal bezwładnie poddaje się kierowaniu Putina. Nie ma tam mężów stanu ani przywódców. To jest miejsce grozy. Marne trumny na błocie i snop zimnego światła...
Nie wiadomo skąd doszła wiadomość o Mszy św. w Kościele Garnizonowym przy Rynku parę godzin po katastrofie. Tłum przed świątynią był tak gęsty, że klękaliśmy wprost na jezdni podczas Podniesienia. Ktoś rozdawał świeżo wydrukowaną gazetę z wielkim zdjęciem Pary Prezydenckiej, które do dzisiaj patrzy w moim pokoju. Po Mszy w kawiarni ze znajomymi - wiedzieliśmy każdy tyle samo i nic więcej.
Mnóstwo dni ma każdy z nas za sobą, po których w pamięci nie pozostaje żaden ślad. Są jednak takie, które pamięta się dokładnie i ze szczegółami. Dzień stanu wojennego, 31 Sierpnia, dzień aresztowania - to dni zapamiętane tak mocno jak te z najbardziej osobistych przełomowych życiowych wydarzeń.
Badania potwierdzają, że nasze młode pokolenie jest bardziej patriotyczne niż pokolenie rodziców. Sądzę, że 10 kwietnia roku owego - dla naszych dzieci był właśnie tą ich datą - ich cezurą przełomowego dla narodu wydarzenia, które w nich zostało. Po tym dniu już nie było tak samo. Oni przeżyli w szkołach swoje nowe spotkanie z dorosłymi nauczycielami uczącymi polskiego i historii wedle podręczników napisanych przez Gazetę Wyborczą i doznali rozczarowania. Pamiętam te szkolne konflikty, na dnie których grzęzła pierwsza wzajemna polityczna i osobista niechęć. Ta niezwerbalizowana gorycz niezrozumienia. Dla młodych 10 kwietnia to był szok - ani dorośli ani media nie potrafili przekonująco wytłumaczyć co i dlaczego się stało. Nie było właściwej terapii jaka się należy w cywilizowanych krajach po przeżytym wstrząsie. Potem, po okresie narodowej żałoby, powrócił język nienawiści, którym tępiono prezydenta i jego polityczną formację. Zawiedliśmy. Młodzież, podobnie jak to my pamiętamy z czasów komuny i stanu wojennego, poznała co to znaczy znaleźć się w rzeczywistości alternatywnej. Na moralne wzburzenie, na właściwy dla młodego wieku radykalizm i bezkompromisowość odpowiedzią był język pogardy i drwiny.
„Przemysł pogardy” Sławomira Kmiecika -" Niszczenie wizerunku prezydenta Lecha Kaczyńskiego w latach 2005 - 2010 i po jego śmierci". Wyd. Prohibita.2013 - to dokument naszych czasów. Choć jest to dzieło o najobrzydliwszej stronie naszej polskiej duszy to trzeba być autorowi wdzięcznym, że podjął się tej przykrej pracy - wglądu w nasze czyny pospolite i marne. Poznajemy jakim jesteśmy narodem w chwili próby i jak czasem marnym moralnie. Nie załatwiliśmy tej najważniejszej sprawy więc niech się ta książka jednak odkurzy.
Inne tematy w dziale Polityka