Barak Obama to był prezydent, który został zapamiętany przez to, że gdy miały miejsce zbrodnie podobne syryjskiemu atakowi chemicznemu na ludność cywilną - od razu reagował protestami i groźbami. A potem wszystko ucichało. Można nawet zaryzykować twierdzenie, iż gdyby nie ta jego gołosłowna polityka, nie poparta żadnym działaniem, to Rosjanie nie ośmieliliby się wejść na teren Syrii i poprzeć rząd krwawego Asada bezlitosnymi bombardowaniami syryjskich miast. Nie doszłoby do wzmocnienia aliansu Rosji z Iranem i umacniania stref wpływów w tamtym regionie. Także romans Rosji z natowską Turcją nie doszedłby do skutku.
Prezydent Trump zdenerwował się wczoraj i już w nocy doszło do ataku amerykańskich rakiet Tomahawk na syryjskie lotnisko, z którego wystartowały samoloty ze śmiercionośną bombą chemiczną, a która spowodowała śmierć 90 ludzi.
Z tej wrogiej dotychczas Trumpowi Europy posypały się natychmiast słowa wsparcia wszystkich po kolei rządów państw Unii Europejskiej - ucieszyli się Holland i Merkel, Londyn i Ankara mocno wsparły, oczywiście Warszawa a także cały cywilizowany świat od Japonii po Australię. Wszyscy jakby wyczekiwali z utęsknieniem na powrót Pax Americana.
Jednym zdecydowanym działaniem Donald Trump przywrócił solidarność zachodniego świata. Wcześniejsza niepewność, jaką pozostawił bierny Obama i obawy wywołane eskalacją kampanii prezydenckiej w USA, które z kolei wywołały oskarżenia o sprzyjanie Rosji przez nowy gabinet waszyngtoński - wzmogły międzynarodową nieufność. Dołączył do tego apel - groźba Trumpa o wspólne wzmacnianie NATO i nie unikanie nakładów na zbrojenia ze strony sojuszników. Narastały napięcia i destabilizacja. Jednak ten kto bez uprzedzeń obserwował Donalda Trumpa mógł przewidzieć, że zachowa się on zdecydowany sposób gdy wartości zachodnie zostaną tak drastycznie pogwałcone.
Dzisiaj zachodni przywódcy odpowiadają zawołaniem Muszkieterów z ulgą przyjmując, że Waszyngton przyjmuje przywództwo. Tylko eurokraci mają wątpliwości. I tylko Rosja protestuje.
Inne tematy w dziale Polityka