„Chyba tylko w tej dzikiej Polsce może się zdarzyć taki problem” - myślą zapewne jurorzy Berlinale. Stąd i nagroda dla pani Agnieszki za dzieło „Pokot”. Niemieccy inteligenci i w ogóle zachodni nie podróżują na Wschód, co widać po doniesieniach prasowych, gdzie panuje tak wielka ignorancja na temat naszego kraju, że trudno mi w tych ich opisach moją ojczyznę rozpoznać.
Jeśli w kraju naszym istnieje jeszcze kłusownictwo to chyba już tylko jako wymierające hobby. Kto by się chciał trudzić tym pracochłonnym procederem, tym brudnym oprawianiem zwierza? W kraju gdzie w markecie na każdym niemal kroku nabyć można pięknie obrobiony i gotowy do obróbki termicznej kawałek mięsiwa w cenie doprawdy niewygórowanej takie zagadnienie jest już zupełnie egzotyczne i niewarte frasunku. A jednak dla naszych „obcych” sąsiadów to kraj dziki. Dla pani Holland także. Zapewne słynna reżyserka oprócz paru znajomych saloników, kilku ulic z marszami KODu i lotniska międzynarodowego zbyt wiele o Polsce nie wie.
Tymczasem u nas następuje zjawisko w przyrodzie nowe. To zwierzęta same przychodzą do miast dla wygodnego żerowania. Coraz liczniejsze są przypadki wkraczania stad dzików do dzielnic na skraju Wrocławia czy Szczecina i śmiałego ich wędrowania nie tylko po parkach ale i nawet między budynkami mieszkalnymi. Śmiało i bezpiecznie sobie poczynają. Strach ogarnia mieszkańców przed dziką zwierzyną. Podwarszawskie łosie nieraz rozłożą się z młodymi na drodze, i kłopot. Cały sznur samochodów czeka pod Kampinosem aż to piękne zwierzę raczy w końcu drogi ustąpić.
W cieplejszych miesiącach na mojej ulicy w środku miasta nieraz zbieramy nocą zagubione jeże i kłując się od igieł tego wystraszonego stworzenia, przenosimy je w bezpieczne miejsce. Bezpańskie koty są pod opieką starszych pań dokarmiających i zapewniających im opiekę medyczną do tego stopnia, że już nie chcą łowić myszy. Zimą trzeba ludzi ostrzegać przed nadmiernym dokarmianiem łabędzi i mew na rzece ale inne ptactwo już i tak jest przekarmione.
Spodziewam się, że niedługo i do nas także przywędrują szkockie króliki i będą pracowicie wyskubywać trawniki naszych miast i miasteczek. Oczywiście tylko do czasu aż mieszkańcy nie zaczną ich karmić słodką marchewką.
Pani Agnieszka, niestety, nie tylko w tej sprawie, odjechała i walczy z jakimiś wyimaginowanymi potworami, zjawami, które ją dręczą - nie ma to nic wspólnego ze znaną nam rzeczywistością. W jej filmie "Pokot" jest mnóstwo wątków i postaw, z którymi trudno się zgodzić ale kłusownictwo wydało mi się najbardziej absurdalne.
Owszem, w odległych czasach stanu wojennego zdarzyło mi się nocą, przypadkowo i nie naumyślnie, wtargnąć do góralskiej stodoły w Kościelisku gdzie dokonywano krwawego sprawiania dzikiego zwierza. Widok był dla mieszczucha przejmujący grozą. A sytuacja wskazywała na jakiś pokątny, nielegalny odstrzał. W tamtym czasie także wojskowa elita urządzała sobie huczne pikniki urodzinowe na terenie parku narodowego w Dolinie Chochołowskiej. Polska socjalistyczna oddawała chętnie tereny dziewiczej leśnej ostoi brutalnej uciesze zachodnich kapitalistów, którzy tutaj śmiało i za dewizy uprawiali swoje krwawe łowy. Ale to był zupełnie inny kraj.
Inne tematy w dziale Kultura