W Monachium na Konferencji Bezpieczeństwa nie powiedziano właściwie nic nowego i tylko Ławrow wygłosił, z pozoru oderwane od rzeczywistości ale testujące słabość UE, pragnienie końca zimno wojennego i w ogóle zachodniego porządku świata.
Uparcie to jednak temat Trumpa nie schodzi z pierwszych stron niemieckich gazet gdzie naraz ukazuje się po kilka artykułów na jego temat na jednej stromie. I tak trwa od samych wyborów a i wcześniej „trumpizm” ze wszech stron był najchętniej krytycznie omawiany.
Wraz z tą prezydenturą blady strach padł na Europę, iż utraci ona jedynego i prawdziwego obrońcę przed niebezpieczeństwami płynącymi ze świata a szczególnie ze strony Rosji. Skończy się także ciepły komfortowy bezwład trwania w miłującej ludzkość lewicowej post modernistycznej i wszechogarniającej globalnej mądrości - jako jedynie słusznej recepty na problemy świata.
Trump stawia bowiem warunki natowskim sojusznikom i dopiero w zamian obiecuje solidarność. A przecież owe 2% na zbrojenia może zagrozić dobrobytowi Europejczyków. Trump nie wypowiada się też entuzjastycznie o samej konstrukcji UE. Szczęśliwie dla europejskich sojuszników wice prezydent Mike Pence potwierdził związki transatlantyckie w Monachium. Zdołali to szybko podchwycić zachodni politycy, którzy teraz na nowo mogą hulać kartą rosyjską na swój i właściwy dla siebie sposób. Rosja to nieskomplikowany partner biznesowy i wielki rynek zbytu oraz kuszące bogactwa naturalne.
Martin Schulz powrócił do domu z Parlamentu Europejskiego i z hukiem objął szefostwo SPD czym zagroził pozycji Merkel - wyrażonej w sondażach poparcia. Sam tylko pompatyczny entuzjazm uwiódł potencjalnych niemieckich wyborców. Od kiedy Steinmeier został po Gaucku wybrany prezydentem a jego miejsce zajął były szef SPD Gabriel pani kanclerz jest coraz ściślej otoczona przez socjaldemokratów.
Nawet bardzo lewicowy Der Spiegel, zaniepokojony tą zmianą, wypuścił przedwczoraj artykuł bardzo krytyczny o Schulzu i jego nieczystych sprawkach w PE. Tekst ten został od razu podchwycony przez inne główne pisma. Istnieje wśród elit poważna obawa o kompromitację gdy wyjdą na wierzch możliwości intelektualne i styl uprawiania polityki przez nowego szefa SPD - gdyby, na nieszczęście dla kraju, został on kanclerzem Niemiec. Człowieka bez programu ale za to z silną tendencją do autorytaryzmu i budowania wokół siebie dworskich zależności.
Naród niemiecki nie wie czego tak naprawdę spodziewać się po socjaldemokratach i że to oni najbardziej wspierają politykę uchodźczą i prorosyjską w Bundestagu. Podczas Konferencji monachijskiej nowo mianowany min. spraw zagr. Gabriel już zdążył ogłosić, że nie trzeba słuchać Amerykanów i zbytnio się zbroić. To zapewne gest w kierunku Moskwy, z którą teraz znowu można się będzie bratać i robić interesy, mając pewność, że w razie czego to USA jednak obroni. Dzieje się to wbrew deklaracjom kanclerz Merkel obiecującej, że dotrzyma zobowiązania przeznaczenia 2% budżetu na zbrojenia. W innym tonie wypowiedział się szef Komisji Europejskiej J-C Juncker : zamiast zbrojeń Europa niech lepiej dalej pomaga światu ekonomicznie i cywilizacyjnie. Odmiennie jednak twierdzi rzecznik KE Margaritis Schinas:
KE już dawno opracowała „ambitny pakiet obronny, którego celem jest zwiększenie wydatków na obronność i pogłębienie współpracy militarnej w UE, oraz pogłębienie współpracy w ramach NATO i „z naszymi międzynarodowymi partnerami”.
Rada Europejska już rok temu apelowała do państw UE, by zwiększyły swoje budżety obronne do minimum 2 proc. PKB. Komisja Europejska zasadniczo się z tym zgadza —dodał rzecznik KE.
Rysę na wizerunku Komisji Europejskiej pogłębiła niepotrzebna i nie na miejscu utarczka Timmermansa, który zaatakował min. Waszczykowskiego a potem wezwał kraje Unii do walki z rządem Polski. Widać jednak wyraźnie, źe Niemcy nie chcą brać udziału w tym sporze skoro wezwanie komisarza omijało właśnie ten kraj. Pani Kanclerz już od dłuższego czasu wykazuje zniecierpliwienie w stosunku do szefów Komisji Europejskiej coraz bardziej rozbijających jedność UE. Sam szef KE Juncker zaczyna zastanawiać się nad rezygnacją ze stanowiska i widać, że nie czyni tego z własnej woli.
Druga dusza odezwała się także w ciele Tuska, który w słynnym liście sprzed siedmiu tygodni do 27 przywódców stawiał USA w gronie państw zagrażających Europie. Szef Rady Europejskiej nazwał siebie tym razem "nieuleczalnie proamerykańskim Europejczykiem fanatycznie oddanym transatlantyckiej współpracy".
Demokracja to od greckiego „demos”, populizm natomiast od łacińskiego „populus” ale oba wskazują na to samo - władzę ludu. Co ciekawe, to owo łacińskiego pochodzenia i świeżo wprowadzone pojęcie populizmu, uznane za mętne - stało się określeniem pejoratywnym na określenie przywództwa ruchów społecznych. Demokracja jest uznana za „godniejszą”. Demokracja Ateńska dotyczyła bowiem tylko elit i być może dlatego tak się spodobała w naszej tradycji historycznej.
Dzisiaj, gdy dokonuje się wymiana elit pojawiają się „nowi populiści” - to często spadające ze stołków elity, nie mogące znaleźć sobie miejsca w nowej rzeczywistości. Doświadczenie to łączy nas, Polaków, z Ameryką Trumpa. Oba nasze kraje doświadczają tego na ulicach, w mediach, na uczelniach i w sądach. Zmiany zachodzące w Europie mogą kastę "nowych populistów" jeszcze bardziej rozszerzyć.
Inne tematy w dziale Polityka