Nadszedł żałobny dzień gorzkiej satysfakcji, której nikt z nas nie chce. Niewinni ludzie polegli lub zostali poranieni w stolicy Europy a ponury cień strachu i niepewności jutra zaciągnął nad europejską wspólnotę.
Trudno więc odnieść się do naszych polskich wewnętrznych podziałów bez obawy o przesadę i czarnowidztwo - nadużywających emocji w chwili próby dla Europejskiego projektu. I gdy to solidarność właśnie ma naszej Europy narody - łączyć. Ale przecież tej właśnie solidarności od tychże narodów chcemy - w chwilach trudnych - dla budowania bezpieczeństwa i wzajemnej pomocy. Po to właśnie do tej Unii weszliśmy. Dzisiaj Bruksela objawiła swoją nieznaną drugą twarz agresywnego islamskiego kalifatu sąsiadującego z siedzibą Rządu Europy. Tolerowanego i przemilczanego zabójcy.
Projekt europejski poszedł, w coraz powszechniejszym odczuciu, zbyt daleko i się wypaczył, gubiąc po drodze ludzi. Słyszę skarżących się naszych europosłów, Thun, Czarneckiego, na trudy ich nowej sytuacji w Brukseli ale nikt z nich nie pobiegł by oddać krew, zaoferować pomoc, zorganizowacć się w oporze, w gniewie i proteście przeciw zaszłemu złu. Wszyscy chcą uciekać z tonącego okrętu. Ludzie spod klosza, można pomyśleć.
Inaczej było w USA po ataku na Wieże - mieszkańcy od razu zaczęli się organizować, 2,5 tysiąca ludzi stanęło w kolejce w Nashville, aby oddawać krew dla odległego o setki kilometrów Nowego Jorku. Tej wspólnoty zwykłych ludzi w Europie brakuje, Jesteśmy wyręczani, obezwładnieni, liczymy na służby, za nas się organizuje nasze życie bez udziału naszej woli. Więc coraz bardziej nie lubimy urzędników, którzy nam narzucają obcych i chcą kontrolować z oddali. Nie ufamy sobie nawzajem, jesteśmy nawzajem szczuci przez media, czujemy się poddawani manipulacji i tresurze moralizatorów brukselskich.
Jest w naszym kraju spora "grupa", która na marszach KOD u nazwała się "narodem" ale swój rząd znalazła poza granicami kraju. W tej właśnie Brukseli dzisiaj zrujnowanej i w stanie wojny z islamem. KOD owcy uwiedli lewicujących młodych i starych zawiedzionych utratą wpływów w nowym politycznym rozdaniu. Ale jest w tej sympatii dla KOD u coś głębszego - jakaś wiara, że rządy spoza kraju nas ucywilizują, że tam są mądrzejsi od naszych. Trzeba jednak nie wystawiać nosa z domu, poza polskie granice, żeby nie wiedzieć, że to nie jest prawda.
Jeżeli "dobra zmiana to kaszana" - jak krzyczą KOD owcy, to znaczy, że oni tego 500+ nie potrzebują. A ten ,kto nie potrzebuje, należy do elitarnego niewielkiego zbioru możniejszych obywateli.
Opanował ludzi jakiś amok złości i nienawiści. Oni, brew wartościom europejskim, życzą swemu prezydentowi nieszczęścia, podważają demokratyczny wybór, chcą obalać władzę i szukają w Brukseli współudziałowców spisku. Starsi Polacy mogliby nazwać szmalcownikami tych, którzy chodzili na skargę do Brukseli.
Lewicowców nie da się usunąć, oni nie znikną. Opanowali nasze uczelnie, szczególnie wydziały humanistyczne pracują nad wdrażaniem ideologii, która nie tylko w Polsce opanowała myślenie elit. Pisze o tym prof. psychologii społecznej Jonathan Haidt i zauważa, że tak właśnie się stało w zachodnim świecie i ludzie po prostu dzielą się na prawicowych i lewicowych, są umysły prawe i lewe, respektujące bardziej wartości wspólnotowe albo racje indywidualne - trzeba to przyjąć do wiadomości i się porozumieć.
Autor 'Buntu elit" Christopher Lash, jest mniejszym optymistą - uważa, że elity współczesne zrezygnowały ze swej przewodniej roli, wycofały na egoistyczne pozycje zabiegania o własny interes. Te procesy w Ameryce owocują dzisiaj ostrą walką w prawyborach prezydenckich i stały się areną protestu wobec establiszmentu. Ale Ameryka jest silnym, wielkim państwem i nie ma problemu z ochroną swej suwerenności.
W naszym kraju takie procesy są dużo groźniejsze dla bezpieczeństwa państwa. Ojkofobia - nienawiść do rodzinnego domu, leje się z ust wyznawców Nowoczesnej. To są te elity, bezradne i niesamodzielne, które sa głodne szybkiego egoistycznego sukcesu, najlepiej wedle cudzych wzorów, sztucznych na naszym gruncie, gwarantowanych przez obcych zarządców, u których chcą się wynająć. Nieustanne obelgi i lekceważenie autorytetów, jakimi posługuje się Petru, są dla niego jak bumerang ale jego zwolennicy nie cenią ani logiki ani głębszej wiedzy.
Nasz Lewica intelektualna nie potrafi znaleźć swojego miejsca, kołata się między Zandbergiem a Kijowskim. Straszy Rosją jak Sierakowski. Jest zagubiona i bezpańska ale brak jej wytrwałości, choćby przez rezygnacje z pikietowania TK. Ciąży nad nią nieestetyczny gen zdrady. Przaśny jezyk elit sięga dna wobec bezradności braku argumentów u panów Balcerowicza, Cimoszewicza czy Maziarskiego, którzy zaczęli wychwalać krakowską lumpengwarę.
Zaletą lewicowej postawy jest otwartość na inność, tolerancja dla nowości, chęć zmiany, często rewolucyjna gotowość do poprawiania świata. Kłopotem staje się nietolerancja dla tradycji i wartości wyznawanych przez wspólnotę, wiara w inżynierię społeczną, która zbuduje lepszy, jej zdaniem, model człowieka. Lewicy trudno się przyznać do błędów, cofnąć zamierzony projekt, i często brnie w coraz większą katastrofę chcąc udowodnić słuszność realizowanej idei.
Z taką sytuacją mamy dzisiaj do czynienia w Unii Europejskiej, nie potrafiącej wycofać się z założeń, których nie jest gotowa udżwignąć. Eksperymenty realizowane na żywym organizmie wspólnoty nie wytrzymują próby integracji obcych, wzajemnej akceptacji, narzuconych reguł.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo