Wszyscy chwalą Radka za znajomość angielszczyzny ale okazuje się, że nie potrafi on posługiwać się nią właściwie i ze zrozumieniem.
Żyjemy tutaj u siebie w błogiej nieświadomości jakie są konsekwencje dla naszego kraju z powodu głupiego i prymitywnego zachowania byłego ministra spraw zagranicznych, Radosława.
Na przyjęciu w Lizbonie zaczepił nas czarnoskóry Amerykanin, wielki i dorodny niemal jak Denzel Washington, który po chwili zaczął mówić nawet trochę po polsku. Świetnie orienował się w polskiej polityce ten filozof z Kalifornii. Uchodżca, prześladowany we własnym kraju, Polsce zawdzięczał życie, jak twierdził, jeszcze w czasach komuny znalazł w Polsce schronienie i tego naszej ojczyźnie nigdy nie zapomi. U nas zrobił nawet doktorat a dzisiaj jest profesorem na kalifornijskim uniwersytecie.
Polską interesuje się na bieżąco, pytał o naszą powyborczą sytuację polityczną. Na każdym kroku zadziwiał jakimś polskim idiomem lub znajomością historycznych uwarunkowań. Niemniej lepiej rozumieliśmy się po angielsku. Krytycznie wypowiedział się o Sikorskim i podzielaliśmy ten pogląd. Dopytany jednak następnego dnia zdradził, że jest nasz Radek prymitywnym i wulgarnym człowiekiem.
Przypomniał nędzny dowcip, z którym Radek obnosił się po dyplomatycznych salonach.
Z pogardą mówił o Sikorskim, śledzę tego faceta, jego życiorys - za ten fatalny dowcip o prezydencie Baraku Obamie, który ma mieć przodków w Polsce bo jego przodek zjadł polskiego misjonarza. Potem Sikorski błagał Obamę o spotkanie i szansę wytłumaczenia się. Nigdy takiej nie uzyskał - opowiedział filozof.
Już prezydent Lech Kaczyński ostrzegał Platformę przed Sikorskim, mówiąc że będą przez niego same kłopoty, ale Platforma nie posłuchała. I co z tego, źe włada on językiem angielskim sprawnie skoro czyni to bez zrozumienia świata, w którym żyjemy. To, co nim wypowida w europejskich kuluarach bardzo zaszkodziło wizerunkowi naszego kraju.
Nie mamy jako naród większych doświadczeń z innymi rasami a przez to także nie czujemy wagi słów wypowiadanych pod ich adresem. Korzystamy śmiało z wolności do agresywnych słów. Nasz czarnoskôry przyjaciel, ktôry odwiedza czasem Polskę z wykładami zauważył jednak, że teraz słyszy tutaj za plecami słowo "asfalt" pod swoim adresem. Tego wcześniej nie było, mówi.
"Reduta dobrego imienia" powinna także o tym pomyśleć, że są skargi pod naszym adresem zawinione także przez nas i naszych polityków. Taki "zachodni Sikorski" musiałby się publicznie kajać a ze stołka spadłby z impetem w jednej chwili.
Inne tematy w dziale Polityka