Używanie brzydkich i obraźliwych słów w języku obcym przychodzi każdemu z łatwością bo nie znamy ich wagi, konotacji kulturowej, stopnia obrazy jaki dźwigają. Potem dziwimy się gdy jesteśmy źle zrozumiani. Korwin-Mikke na pewno się nie dziwi.
W swoim europarlamentarnym wystąpieniu zastosował tą samą strategię dzięki której zdobył sławę i uzyskał mandat europosła na krajowej scenie politycznej. Bezkarnie mówił rzeczy szokujące a wszystkie stacje telewizyjne chętni go zapraszały, w ten sposób promując jego ekstrawaganckie poglądy. Korwin świadomie przyjął taką postawę. Wiedział, że aby być widzianym trzeba głosić poglądy skrajne a u nas tak można, bo "wszyscy tak robią".
To samo uczynił w Brukseli. Po pierwszym jego wystąpieniu już wszyscy europejscy parlamentarzyści wiedzą kim jest Korwin-Mikke, choć on sam zna tam zapewne jedynie kilka osób. Nigel Farage potrzebował na to chyba jednak więcej czasu i intelektualnego wysiłku. Sprytny ten nasz Mikke!
Przypuszczalnie też kara, jaka czeka Korwina za użycie obraźliwego słowa "nigger" też nie będzie poważna, o ile w ogóle do niej dojdzie. Przebiegły ten nasz Mikke, powołując się na lekturę z naszego dzieciństwa w systemie politycznej izolacji, może śmiało bronić faktu, iż pejoratywna konotacja zastosowanego przez niego słowa, nie była jego intencją. On przecież lubił czrnoskórego przyjaciela Tomka Sawyera i Huckleberego Fina. A poza tym to my wszyscy i Murzynka Bambo i Wuja Toma z chaty zawsze kochaliśmy. Już sam kontekst użycia słowa "nigger" wskazuje, że odniósł je Korwin do grupy, której współczuje bo nie zasłużyła na swój los. Argumentów ma Korwin mnóstwo. Czy są to argumenty uczciwe?
Jest jednak cienka granica między prawdziwymi intencjami Korwina i rzeczywistymi konotacjami tego słowa w dzisiejszym zachodnim świecie. Polacy od wojny żyją w izolacji od innych nacji, kultur, ras i nie stykają się z nimi w życiu codziennym. Nie przechodzą na co dzień szkoły życia z odrębnymi społecznościami, które należy tolerować bo takie są wymogi miru społecznego.
Ale nie można też podejrzewać, że Korwin, biegły w języku angielskim i oczytany w nim także, który skupia całe swoje zaintaresowanie na zwalczaniu wszelkich socjalizmów, nie wiedział, jak bardzo obraźliwego słowa używa. Zrobił to dla sławy. Ale czy na prawdę wiedział jak zła jest to sława?
Chyba jednak intuicja zawiodła Korwina-Mikke i przekroczył on cienką czerwoną linię, za którą jest tylko niesława.
Podobnie jest z obnażeniem języka naszych elit politycznych - nie dość, że knajackiego ale i właśnie mafijnego, czyli wprost przeciwnego do tego języka, który wyraża obywatelską misję demokratycznego parlamentaryzmu - które to obnażenie spłynęło po nas jak po kaczce - "To takie przecież normalne!"
Ale to nie jest jednak normalne w świecie, do którego aspirujemy, tam jest to hańbiące.
Inne tematy w dziale Polityka