Zgadzam się ze wszystkimi mądrymi argumentami wspierającymi decyzję o abdykacji papieża Benedykta XVI ale jej rewolucyjność także i mnie niepokoi. W dobrych dla Kościoła czasach Papież nie miałby powodu do abdykacji.
Jest to zatem postawa Papieża Zbuntowanego. Musi on obawiać się, że brak jest ładu, brak zrozumienia i że spraw Kościoła nie można pozostawić w stanie, w którym się on znajduje. Jest natomiast pilna potrzeba wstrząsu oraz nowego świeżego i silnego przywództwa. Papież odchodzi by jak najszybciej umożliwić potrzebne zmiany, daje jednocześnie do zrozumienia, iż zmiany takie są palące i konieczne. Nie wolno już czekać. Przyznaje także, że nie jest już w stanie podołać ciężarowi zła, z którym trzeba walczyć.
To już nie jest ten Kościół, w którym bez obawy Papież może spokojnie dożyć swoich dni - ufając, że hierarchia kościelna i administracja watykańska spełniają w najlepszej wierze swoje zadania.
O tych niepokojach i troskach papieża Benedykta XVI wspominano w programie "Bliżej" Pospieszalskigo. Papież widział grzeszność w swoim najbliższym otoczeniu, w kościelnej hierarchii; upadek wiary i działanie szatana. To Ratzingerowi zarzucano ukrywanie problemu pedofilstwa gdy był kardynałem. Ale to właśnie papież Benedykt XVI rozprawił się z pedofilstwem księży i przepraszał publicznie za ten wielki grzech Kościoła. Kościół musiał zająć się sam sobą niedostatecznie dbając o wiernych.
Większym przecież problemem dla katolików staje się to, co dzieje się na naszych oczach i czego już nie dostrzegamy. Wspólnota nasza niebezpiecznie maleje i się rozchodzi. Trzyma nas razem w naszym poczuciu katolickości jeszcze tylko tradycja przyjmowania sakramentów świętych, którą staramy się kontynułować by uświecić ważne momenty naszego życia. Codzienna chrześcijańskość przemija.
Każdy z nas może zaobserwować jak wiele osób z naszego otoczenia, często bardzo nam bliskich osób, odchodzi od Kościoła. Odchodzi nie z własnej woli lecz zostało z niego wykluczonych przez rozwody czy życie w wolnych związkach, choćby tych związkach młodych ludzi, nie gotowych jeszcze na poważne decyzje.
Kościôł nie jest tą przez wszystkich oczekiwaną wspólnotą wiernych, ich schronieniem u bliźniego, przez którego przemawia Bóg.
A tego właśnie dzisiaj od Kościoła oczekujemy. Wysłuchujemy kazań ale nie mamy żadnej komunikacji z naszym proboszczem ani też ze sobą nawzajem.
Wspólnota może być silna. To nie jest wprawdzie nasz europejski model, jest to model amerykański. Tam parafianie spotykają się po nabożeństwie, przy kawie i ciastku, i rozmawiają ze sobą i swoim duszpasterzem. Ale widać konieczność próby absorbcji takiego modelu na nasz grunt. Niech nasz Kościół wie o czym myślimy.
Rygoryzm obowiązków, jakie przechodzi młodzież w przygotowaniu do bierzmowania, przysłania to co najważniejsze, przykazanie miłości bliźniego. Działa wbrew młodzieńczej naturze i jej potrzebie wolności. Ludzie masowo odchodzą od Kościoła. Wierzą w Boga ale nie chcą być nieustannie pouczani i kontrolowani.
Problemy te zauważył bp Dajczak na słynnej już konferencji, o której mówi "Nasz dziennik". "Nie wolno krzyczeć na ludzi, że nie chodzą do kościoła" - mówi biskup - "trzeba ich zachęcać". Duch w jakim opowiada on o powszechnym zjawisku laicyzacji młodych rodzin, które już nawet nie znają podstaw wiary, brzmi jak konieczność działalności już niemal misyjnej w naszym kraju.
Tkwimy dzisiaj w internecie i inaczej budują się nasze wspólnoty. Nie tylko te internetowe, także te wynikające z wolnościowych i równościowych aspiracji. Potrzeba wiary, potrzeba Boga nie przeminęła w ludziach. Oczekujemy zatem, że Kościół znajdzie sposób być być z wiernymi i będzie tworzył wspólnoty odpowiadające współczesnemu językowi i realiom naszej globalnej wioski, w jakich żyjemy.
Inne tematy w dziale Kultura