Profesor Andrzej Rychard wypowiedział się ostatnio szczerze, że dalekosiężnym celem udoskonalania społeczeństwa polskiego jest wzór zachodni, który każe nam przyjąć tamtejsze osiągnięcia akceptacji dla "związków partnerskich" i najdzie nas to szybciej niż później. Zakłada zatem profesor, że jest to szczególne osiągnięcie cywilizacyjne demokracji liberalnej czyli światłych społeczeństw przewodzących duchowo ludzkości, trend nieodwracalny zachodu. Społeczeństwo nasze jest mniej konserwatywne niż nasi parlamentarzyści a przecież to oni właśnie powinni być krok do przodu i właściwe nam drogi wskazywać - głosi uczony.
Zapomniał profesor, czytaną przez nas wszystkich prognozę Samuela Huntingtona, która właśnie w tych latach dokładnie się sprawdza. A także nawoływanie tegoż byśmy byli wierni wartościom tradycyjnym, wyłuszczone w "Zderzeniu cywilizacji" oraz "Who are we?"
Można oczywiście patrzeć w zawężony sposób i przyjąć, że Polacy winni iść po wytartej już ścieżce dopędzania światłych i mądrzejszych od nas, tych co wiedzą lepiej. Państwa zachodu dorobiły się, w swoim bogactwie nie tylko gospodarczym ale i kulturowym, różnych form wspierania mniejszości, o jakich się nam tutaj nie śniło. Francuskim mniejszościom seksualnym nie starczają już związki partnerskie i parlament tego kraju będzie właśnie przystępował do debaty nad małżeństwami homoseksualnymi i ich prawem do adopcji. Francji pozazdrościć możemy jednak przede wszystkim wsparcia dla tego, co najważniejsze. Choćby rodziny francuskiej przez niezwykle korzystny system podatkowy.
Rzuciwszy jednak okiem szerzej, mamy przed sobą świat bardziej wzburzony i różnorodny. Świat, w ktôrym prymat liberalnej demokracji traci już powoli swoje imperialne przywództwo i budzą się narody dużo liczniejsze, cywilizacje bardziej żywotne, młodsze i prężniejsze, w których upada wzorzec kulturowy amerykańskiego imperium i zachodniej myśli, tracąc nad nimi kontrolę. Tzw. "Cały cywilizowany świat" kurczy się zaskakująco szybko i trzeba także w naszym obszarze kulturowym uwzględniać inne cywilizacje.
Jakże rôżnią się obecnie ulice Iraku czy Iranu od tych sprzed rewolucji Chomeiniego. Tamte ulice z lat choćby siedemdziesiątych były zamerykanizowane czy też zeuropeizowane dużo bardziej, niż te obecne, dzisiaj widziane. Rewolucja Chomeiniego oraz obalenie Hussaina sprawiły, że kraje te powrôciły do swoich islamskich korzeni. Strój i modlitwa wspólna mężczyzn na ulicach, atmosfera walki panująca wśród rozgrzanych emocjami tłumów. To jest to nowe-stare, które wraca.
Podobnie dzieje się w płonącej już stale od roku Afryce Północnej. Do tradycji powraca Turcja.
Ubocznym efektem islamskich niepokojów jest gwałtowny napływ emigrantów do Europy. Ppopulacja krajôw europejskich wzrasta właśnie i tylko dzięki uchodźcom i ich żywotności. Korzystają oni wprawdzie z istniejącego jeszcze europejskiego dobrobytu ale przechodzą też pospieszną lekcję odrzucenia, nieakceptacji. Wspierają zatem już wcześniej zadomowione enklawy muzułmańskie w Europie. Europa, jeśli nie chce wyrzec się swoich wartości, musi znaleźć także dla nich coraz wiecej miejsca nie tylko w przestrzeni geograficznej ale i społecznej, obywatelskiej. Europa nie może zbyt długo utrzymywać obywateli drugiej kategorii, i w końcu będzie musiała dać im prawo głosu. Tak już dzieje się w Holandii czy Wielkiej Brytanii. W końcu eksplodują także podparyskie czy marsylskie getta.
Jaka jest najnowsza historia naszej europejskiej drogi do wolności? Znamienny był rok 1968, czyli przełom obyczajowy, wolność jednostki i wolna miłość.
Wówczas to Europejczycy wyzwolili się z mieszczańskich więzów, z okowów tradycyjnej obyczajowości. Dzisiaj są już na emeryturze i pragną wygodnej starości. Nie zostawili zbyt wielu potomków ale pozostały im ambicje do coraz wiekszej beztroski oraz rosnąca lista roszczeń wobec państwa.
Miłość dzisiaj nie chce już być taka wolna! Miłość, jaka by ona nie była, chce opieki państwa nad wszelką jej formą, egoizmem, dewiacją, niechęcią do dawania i odpowiedzialności za drugiego. Miłość ucieka od wolności w związek partnerski, konkubinat. Chce opieki państwa nad nierozważnie nabytym potomstwem lub tylko nagłym własnym porzuceniem i samotnością. Chce alimentów! Jeśli nie da się wyciągnąć od niego czy od niej to choćby i od państwa. Chce opieki prawnej, awantury sądowej, opieki nad losem. W coraz bardziej atomizującym się społeczeństwie ludzi coraz bardziej samotnych, obrosłych ścianami własnego egoizmu, wykluczonych w wielkomiejskim pędzie, ten krzyk jest zrozumiały. Czy jednak to właśnie przymusowe związki prawnie sankcjonowane są rozwiązaniem na ból braku wspólnoty?
Akceptacja dla związków partnerskich nie jest wcale zjawiskiem tak powszechnym jak to się nam wmawia. Mamy wprawdzie środowiska bardziej krzykliwe medialnie, odważne we wszelkim publicznym rozpasaniu, ale czy naprawdę aż tak liczne by los europejskich narodów naginać do egoistycznych i sprzecznych z europejskim interesem, kulturą, szansą na przetrwanie, żądań?
Mieliśmy pod sowieckim knutem sporo obyczajowej wolności. Liczba samotnych matek na utrzymaniu państwa w NRD, czy liczba rozwodôw w Rosji, powszechność aborcji to tylko drobne przykłady. wskazują, że reżim w tych sprawach był obojętny. Wolność obyczajowa zapewniała postępującą laicyzację, wykorzenianie narodów i niwelowanie wpływu Kościoła.
W naszej części Europy mamy raczej niedosyt wartości tradycyjnych, do których chcemy wracać by odbudować się jako narody.
Zachód powinien także zobaczyć w tym szansę na swoje własne przetrwanie. Hiszpania, Włochy i Francja już zaczęły w tłumnych protestach występować w obronie rodziny. Także warszawski marsz w obronie Telewizji Trwam był w istocie taką manifestacją.
Dlatego życzenie profesora Rycharda byśmy doszlusowali w końcu do światłej zachodniej obyczajowości może nie zdążyć się spełnić. Na razie parlament nasz, ku złości Premiera, okazał się zbyt konserwatywny i nie dość dojrzały by za Europą w sprawie związków partnerskich nadążyć.
Inne, wielkie cywilizacje, naszego globu bardziej są konserwatywne w kwestii obyczajowości niż nasza, zachodnioeuropejska. Wkrótce to one mogą zacząć nam dyktować co jest właściwe a co niegodne. Niedługo już wspôlnoty islamskie w miastach zachodu będą tak liczne, że to one będą dyktować czy chcą finansować emerytury zdegenerowanych biologicznie i moralnie starych europejczyków czy też przyszłość swoich rodzin.
A dzieci zaadoptowane przez homoseksualistów będą masowo skarżyły swoje państwa za dodatkową krzywdę jaką im zadano - czyli zgodę na adopcję przez osoby niezdolne do spełnienia roli normalnych rodziców.
Dlatego nam zupełnie się nie opłaca podążanie drogą tej obecnej, wątpliwej wartości obyczajowej modernizacji zachodniej, która wciąga nas w proces zapadania się w niemoc i wymierania populacji rodzimych Europejczyków.
Sejm, zamiast wydawać kolejne miliony na komfortowe toalety dla wszelkich dodatkowo pojawiających się płci, powinien zadbać o tych, którzy dźwigają przyszłość - dzieci żyjące na prowincji w trudnych warunkach bytowych, często niedożywione, bez komputerów i internetu, często bez przyzwoitej drogi do szkoły. To będzie modernizacja prawdziwa.
Inne tematy w dziale Kultura