Na Tupolewie trotylu nie było... a zresztą na drugim tupolewie też jest trotyl ! Taki absurd logiczny głoszą z pełnym przekonaniem wiodące krajowe media. Na kogo one liczą?
Natomiast publiczne oświadczenie Sikorskiego, iż poprosił szefową unijnej dyplomacji, panią Catherine Ashton, o poruszenie sprawy zwrotu szczątków Tupolewa podczas przyszłotygodniowego szczytu Unia - Rosja, wywołało w kraju burzę.
Ministrowi dostało się po łapach i z prawa i z lewa, a i od prezydenta też.
Ostatnie informacje o odkryciu na szczątkach owej Tutki śladów trotylu stały się ważnym newsem nie tylko w Polsce. Poważna i wpływowa prasa niemiecka, w nowym tonie i z powagą wobec faktów, pisała o tej sprawie. Co interesujące i nowe - wspomina osobę poległego w katastrofie prezydenta Lecha Kaczyńskiego z należytą atencją. Nie zapomniano o inicjatywach politycznych Kaczyńskiego w krajach postsowieckich a szczególnie podczas wojny gruzińsko-rosyjskiej.
Podobnie problematykę "trotylu na Tutce" opisywała prasa węgierska. A zwolnienie z pracy w Rzeczpospolitej dziennikarza Cezarego Gmyza odbiło się echem w środowisku i wzbudziło na Węgrzech solidarność z polskim kolegą. Takie są fakty.
Na polskiej scenie politycznej inicjatywa Sikorskiego spotkała się z powszechną krytyką. Krytyką w momencie, gdy nareszcie zrobił krok sensowny. To właśnie dzisiaj niemiecka opinia publiczna oraz rząd Angeli Merkel są bardzo krytyczne w stosunku do polityki Putina. Putina, który staje się coraz bardziej radykalny wobec wzrastającej w siłę opozycji rosyjskiej. Przypomnienie Europie o katastrofie smoleńskiej właśnie w tej chwili jest zatem jak najbardziej słuszne.
Dociera do świadomości Zachodu prawda, że szczątki tego nieszczęsnego Tupolewa tkwią dalej w Rosji. Są, w sposób zamierzony, wystawioną na zniszczenie czynnikami atmosferycznymi kupą złomu, która jednak kryje jakieś cenne tajemnice.
Nie idzie tym razem o to, czy Rosja, po błaganiach i upokorzeniach, cichcem odda nam te szczątki - bo już wiadomo, że nie odda! Chodzi o to, dlaczego nie chce ich oddać? I tu na jaw wychodzi stara mentalność postsowiecka, mentalność przestępczej buty. Putin już nie jest w oczach Zachodu tym cudownie nawróconym demokratą. Jest zdolnym do wszystkiego postkagiebistą. Współpraca międzynarodowa z Rosją w sprawie Syrii też się nie układa. A jedynym krajem, któremu Putin ostatnio ulega są Chiny.
Radosław Sikorski skorzystał z okazji by znowu głośno zrobiło się o katastrofie smoleńskiej.
Na pewno nie podoba się to naszej lewicy. Poseł Kalisz dwoił się i troił, przerywał i krzyczał, żeby tylko prokuratorzy wojskowi na konferencji z posłami nie powiedzieli zbyt dużo. A jednak przyciskani powiedzieli.
Wszystko wychodzi na jaw gdy idzie o politykę naszej lewicy. Dawne lojalności, ze wspólnego gniazda w sowieckim bloku, nie pozwalają posłowi Kaliszowi dopuścić do prawdy o rosyjskich przewinieniach.
Ostatnio, szykujący się do powrotu do polityki, eksprezydent Kwaśniewski popisał się nawet stwierdzeniem, że on w momencie katastrofy smoleńskiej postąpiłby mądrzej niż Tusk. On by już 10 kwietnia jechał do Rosji przygotowany taktycznie do rozmów z Putinem. Liczy zatem Kwaśniewski Aleksander na to, żeśmy zapomnieli, jak to on, już gdy tylko wsiadał do samolotu do Rosji - to od razu zapadał na "filipińską chorobę". A wtedy każdy ruski lokalny aparatczyk mógł z naszym prezydentem robić co chciał a i filmować jego wyczyny chętnych nie brakowało.
Rozumiem poniekąd posła Błaszczaka, że chwalenie tego, co chciał "dożynać watachę" pisowską, przez gardło mu nie przechodzi. Politycy mają swoje wojny, które jak widać tym razem w jednym froncie, choć za przyczyną innych celów, ich stawiają.
Wspólny polski interes jest jednak taki, iż decyzję ministra Sikorskiego popierać trzeba. Niech Europa mówi o Katastrofie Smoleńskiej.
Inne tematy w dziale Polityka