Partisan gardening Partisan gardening
280
BLOG

PRL to nie jest moja ojczyzna

Partisan gardening Partisan gardening Polityka Obserwuj notkę 0

 

 

                     Notkę tą dedykuję wszystkim tym bliskim memu sercu osobom, po które         

przyszli o świcie.


Oni, dla których istnieje ciągłość między PRLem a obecną Polską, wcale nie chcą byśmy się tutaj zadomowili. Byśmy poczuli się wspólnotą, która ma cele i pragnienia.

Przejście od braku ojczyzny do ojczyzny, powoli i po kroku zdobywanej, to jest taka swoista wewnętrzna, duchowa transformacja. Sprawia ona, że czujemy się u siebie bezpiecznie, że znane są i akceptowane zasady i reguły w jakich przychodzi nam żyć. Tworzy się wspólnota narodowa, zdolna do rozwoju ale i do wyrzeczeń dla wyższych celów, na przykład dla perspektyw młodego pokolenia.

 Ale odbudowa tej wspólnoty napotyka w naszym kraju na nieustanne przeszkody i jest na każdym kroku kwestionowana. Oczekiwana ojczyzna ciągle się gdzieś gubi.

PRL trwał w naszym kraju niestety na tyle długo, że zdołał zdeprawować Polaków i wykorzenić narodowe aspiracje. Straciliśmy nie tylko zdolność do samodzielnego decydowania o sobie jako narodzie. Dla wielu ludzi współżycie z innymi zastąpione zostało egoistyczną walką o czysto indywidualną korzyść. Taki właśnie był ten PRL.

Po nim został nam garb jego prominentów, którzy stale przypominają nam dlaczego ta nasza ojczyzna jest taka kulawa i taka wybrakowana.


Dla nich właściwie nic się nie zmieniło w przejściu od niedawnej zależności politycznej i ideologicznej do obecnej wolności. Zostało w tych ludziach, ich mentalności i sposobach radzenia sobie w życiu zbyt wiele z PRLu. Młody, wyszczekany i nie przebierający w słowach poseł PO, którego ta partia wysyła na pierwszą linię frontu, jest synem PZPRowskiego prominenta, który dalej dobrze sobie radzi. Prosty chłop zawsze wyląduje na cztery łapy. Bo partia rządząca zawarła z nimi sojusz.

Natomiast dla tych, dla których ojczyzna pojawiła się wraz ze wspólnotą "Solidarności", z poczuciem, że coś nas w tym kraju łączy, oczekiwania od obecnej Polski są większe niż to, co nam dzisiaj wolno. Coś więcej musi się stać byśmy mogli powiedzieć, że ojczyznę mamy. Nie doczekaliśmy państwa silnego ani prawego ani też pomagającego tworzyć się narodowej wspólnocie.


Weszliśmy do UE - klubu państw silnych bo wspartych na silnych narodach, ale tylko mojemu narodowi odmawia się godnej ekspresji wspólnotowych pragnień. Lekceważy się wolę tych, co chcieli uszanowania poległych obywateli, napuszcza się na nich zdezorientowanych, dryfujących w swoim życiowym zagubieniu, młodych ludzi, podszczuwanych przez starych graczy. Nie chce się dopuścić do budowania wspólnoty dającej narodowi oparcie. Zanika etos bohaterów, których chciał narodowi przywrócić zmarły Prezydent. I tych bohaterów dawnej Polski i tych z historii nieodległej. Żyjemy bez jasnych zasad i systemów wartości. Ręczne sterowanie rzadzących daje przykład spryciarzom, że nie należy niczego traktować poważnie.

Pierwszym, który rozgrzesza to gronio jest Wojciech Jaruzelski – a jest to przypadek szczególny. Syn żołnierza wojny dwudziestego roku, wnuk powstańca styczniowego - zatem piękna rodzinna karta. Z rodzicami zostaje przez Rosjan wywieziony na Syberię, gdzie umiera jego ojciec. A syn ?
Syn idzie na służbę do wrogiej armii... Zdradza ideały ojców!
Wysyła wojsko, czołgi i zomo przeciwko własnemu narodowi, nasyła esbeków na Polaków, zamyka ludzi w więzieniach. To lojalny człowiek Moskwy i sprytny karierowicz.
Jego śladem poszły tysiące. Całe mnóstwo pospolitych spryciarzy cynicznie robiących kariery w PRLu. Proste chłopy spadają zawsze na cztery łapy przy każdej formie władzy. Do dziś mają się świetnie. A nawet jeszcze lepiej. Starczyło tylko spacyfikować w 1989 roku "Solidarnośc" by mieć otwarte i przez nikogo nie kontrolowane przejmowanie majątku państwa.

Ten tłum podążający za uhonorowanym w nowej Polsce Jaruzelskim, to setki tysięcy, jeśli nie więcej, dawnych pracowników wojska, służb bezpieczeństwa i wszelkich rodzajów pezetpeerowskiej elity, dla których obecna Polska jest finansowym rajem. Bo nie trzeba mieć żadnych wiekszych umiejętności prócz stale potwierdzanych związków z PRLowską przeszłością, by przez kolejne pokolenia dziedziczyć po przynależności do tamtych elit i korzystać z profitów uwłaszczenia się na majątku ongiś wspólnym a dziś korzystnie dla owych elit sprywatyzowanym za grosze. Potem się okazuje, że owe grosze to miliony a powstające przy wzajemnym wsparciu finansowe instytucje i banki są dla ich powiększania wspaniałym miejscem. Odziedziczyły więc tamte socjalistyczne elity kapitalizm pełną gębą. Spryciarze.

Ci zatem dla których istnieje państwowa ciągłość między PRLem a obecną Polską, wcale nie chcą byśmy się tutaj zadomowili. Żyjemy w postPRLu, w państwie, w którym stale obecne są stare hamujące rozwój nawyki.

Ojczyzny bedziemy mieli tyle, ile zdołamy  wyrwać jej tamtym. Tamtym spryciarzom z PRLu. Oni, z ich pazernoscią nie dają nam być porządnym państwem. Oni pielęgnują w nas bylejakość i lenistwo umysłowe. Oni wolą ten chaos i ręczne sterownie, przy którym spryciarze się obłowią, a konsekwencje nadmiernego zadłużenia poniesiemy my . Zawsze można przecież zwalić na światowy kryzys.




PRL nie jest moją ojczyzną. Pytanie czy ta Polska jest już ojczyzną? A może jeszcze nie? A może z tą ojczyzną to tylko złudzenie. Sposób w jaki traktuje ona młode pokolenia jest przygnębiający. Etos wyższego wykształcenia rozpuszcza się w marazmie i lenistwie uczących i nauczanych. A także kupowaniu dyplomów w prywatnych szkołach, gdzie za mizerną wiedzę płaci się krocie. Wybicie się na europejski poziom edukacji jest w wielu dziedzinach hamowane przez dawną profesurę, która nauczyła się jednego, jak przetrwać w postpeerelu. Nie ma ambicji edukacyjnych, ani poznawczych. Opieszałość wykładowców, którzy sami wolą przepchnąć studentów niedokształconych niż obarczać siebie dodatkowymi obowiązkami dydaktycznymi i naukowymi, jest powszechne. Choć są zaskakująco miłe zakątki.


Nie jesteśmy przez to w stanie zmierzyć się z wyzwaniami zewnętrznymi. A dumnie brzmiący "kapitał ludzki", wyprodukowany przez Boniego, to kartki papieru, pijar taki sam jak i inne posunięcia pasywnych wykonawców decyzji władz.
Stanowimy nawóz dla gospodarki niemieckiej, jak to słusznie zauważył jeden z jej przedstawicieli. W czasie kryzysu okazuje się, że trzeba poszukiwać tańszych nawozów, więc nasza oferta może już nie byc atrakcyjna.

Nie jest łatwo zadomowić się w miejscu, którego nie było. Jego istnienie było jakieś mityczne, w starych opowieściach, zmurszałych krajobrazach. Rzec można nie było go naprawdę. Może u innych, w jakiś cudzych krajach ludzie to mieli. Może gdzieś w przedwojennych przyjaźniach rodziców, dziadków, którzy zdołali ojczyznę poczuć. My takiej ojczyzny nie mieliśmy.

Ojczyzny będziemy mieli tyle, ile jej wydrzemy tamtym, co ją w postPRLu zawłaszczyli.


Próbuję zrozumieć

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka