Pan Przemysław Wipler, z Fundacji Republikańskiej, wyjaśnił kilka dni temu na czym polega zakłamanie premiera Tuska w jego niedawnym entuzjazmie co do rychłego wydobycia gazu łupkowego w Polsce. Rząd nie poczynił żadnych kroków aby ten gaz wydobywać możliwie jak najszybciej.
Niedawno o tym polskim nieprzygotowaniu donosiła także amerykańska agencja Stratfor. Gdyby uczynić z pozyskania gazu priorytet dla rządu, to i tak nie byłoby to tak szybko, jak to w swym pijarowskim zadufaniu ogłaszał premier. A wiemy, że premier różne rzeczy ogłaszał, a potem nic się nie działo. Zabrakło wykonawców, czy też wydarzyło się coś innego? Premierowi brakuje cierpliwości i wytrwałości w działaniu, to pewne.
Dzisiaj nie wiadomo kto dokładnie posiada koncesje na wydobycie gazu łupkowego. Dziennik Gazeta Prawna podaje, że już ponad 20% tych koncesji jest w rękach Rosjan, którzy są zainteresowani hamowaniem polskiego wydobycia. Kto w rządzie Tuska rozdawał te koncesje i dlaczego stało się to bez zabezpieczenia polskiego interesu?
Pojawiło się kilku kandydatów na posłów, którzy mogliby przypilnować rząd PO w pozyskaniu dla Polski tego wyjątkowego dobra. Skarbu natury, który daje szanse na niezależność energetyczną kraju, a co za tym idzie na niezależność od dyktatu sąsiadujących z nami potęg. Pojawili się oni na listach wyborczych PiSu.
Oprócz wymienionego pana Wiplera jest prof. Mariusz Jedrysek i pan Piotr Naimski. Są oni ekspertami w tej dziedzinie już od kilku lat.
To dzięki aktywności profesora Mariusza Jędryska z Wrocławia sprawa gazu łupkowego w ogóle pojawiła się w przestrzeni publicznej. Był on pierwszym, który rozpoczął aktywne działania w celu poszukiwania gazu łupkowego w Polsce, przyznawał pierwsze koncesje poszukiwawcze. Warto zajrzeć na jego stronę internetową. Apelował do premiera Tuska w czasach, gdy członkowie Platformy wygłaszali banialuki na temat przyszłości gazu łupkowego w Polsce. Natomiast
naukowcy i eksperci już posiadali ugruntowaną wiedzę na ten temat. Zatem nawet jeśli PiS nie wygra wyborów, co powinno być wkalkulowane w strategię tej partii, to jest nadzieja, że znajdą się w sejmie osoby, które bedą w sposób fachowy pilnowały naszego narodowego interesu.
Wspomniani kandydaci nie zawsze są na eksponowanych miejscach list wyborczych PiSu. Zmieceni zostali w głąb list, w walce o miejsca dla lokalnych działaczy. Jako ludzie nauki, nie posiadają własnych zasobów finansowych, które umożliwiłyby zmasowaną akcję propagandową na ulicach miasta. A przecież, z powodu wagi reprezentowanej przez nich problematyki dla polskiej racji stanu, należy im się chyba godne miejsce na listach wyborczych.
Pojawiają się natomiast kandydaci mierni lecz lepiej przez kogoś sponsorowani.
Trzeba o tym pamiętać i z uwagą przeglądać listy wyborcze a nie tylko sugerować się rozwieszonymi po mieście bilbordami. Nauczką powinien być przykład biznesmena, który wszedł na miejsce po pani Aleksandrze Natali-Świat. W krótkim czasie zdążył już opuścić PiS, by przechodząc na chwilę przez PJN, wylądować w Platformie. To powinno być dla wyborców wszelkich partii ostrzeżenie.
Jeśli chcemy ludzi nowych i kompetentnych w naszym sejmie musimy uważniej przyglądać się kandydatom podsuwanym nam przez partie.
Inne tematy w dziale Polityka