- Jak mamy do was mówić? Robotnicy, towarzysze, koledzy czy obywatele?
O to zapytali zachodni korespondenci strajkujących w Gdańsku ludzi.
- Mówcie : Panie i Panowie.
Na tą budzącą się w ludziach godność, jako wartość dla ludzi najwyższą podczas sierpniowych strajków 1980 roku, na podmiotowość właśnie, pierwsza zwróciła uwagę Jadwiga Staniszkis.
Doradcy z Warszawy próbowali manipulować strajkującymi, redukować żądania do spraw ekonomicznych. Tak było. To właśnie inteligenci, obarczeni realizmem panującego socjalizmu uważali, że idzie tylko o poprawianie socjalizmu. Hasło "socjalizm z ludzką twarzą" przewijało się we wszelkich produkowanych wówczas pisemkach, na które wpływ mieli główni KORowcy.
Ta rozbieżność, z początku niedoceniana, dała o sobie znać w czasie stanu wojennego, gdy największą aktywność i determinację w oporze wykazywali ludzie zwyczajni, ci, którym Solidarność otworzyła perspektywę odzyskania godnego miejsca w społeczności rodaków. To oni szli na manifestcje, drukowali i rozprowadzali gazetki podziemne, zbierali pieniądze na wsparcie rodzin uwięzionych kolegów.
Na gruncie prostej sprawy, potrzeby wolności i godności pojedynczego człowieka, kiełkowało marzenie o niepodległosci. Dlatego to nam się udało.
Ów niezwykły czas w życiu narodu, który porwał za sobą miliony Polakôw, był osobistym świętem każdego z nas. Nie liczyliśmy na swiat, na Europę. Niektórzy sami tu do nas przyszli patrzeć z zachwytem na to, co się u nas dzieje. Ale nie zwracaliśmy na nich uwagi wiedząc, że nasza sytuacja geopolityczna jest tak beznadziejna, iż żaden Zachód nam nie pomoże. Każdy gdzieś pod skórą miał świadomość, że drażnimy lwa. Ale co tam, może coś się jednak uda. I udawało się każdego dnia to, że reżim komunistyczny gdzieś przycupnął a na ulicach panowała Solidarność. Oznaczała ona przede wszystkim zaczynającą się między ludźmi ufność, pogodne usposobienie we wzajemnych kontaktach, radość ulicznej rozmowy. Rozpoznawanie się sąsiadów, ujawnienie wspólnego, drzemiącego w ludziach pragnienia by wziąć udział w proteście przeciw komunie.
Wcześniej byliśmy ponurzy, posępni i wzajemnie nieżyczliwi. Nieufność cechowała każdy kontakt z drugim. A podszyta agresją nierozłączna złośliwość naznaczała typowy codzienny kontakt z jakimkolwiek urzędnikiem, sprzedawcą czy kierownikiem czy cieciem.
Właśnie ta zmiana najbardziej mnie w tej nagle wybuchłej Solidarności zachwycała, to, że zwykli spotykani w tramwaju czy na ulicy ludzie stali się z dnia na dzień radośniejsi, chętniejsi, cieplejsi niż wcześniej.
Wspomnień o wzniosłych czasach Solidarności nikt nam nie odbierze. Ich pielegnowanie czyni nas lepszymi dla siebie nawzajem i podtrzymuje wiarę, że gdy będzie trzeba, może zdarzyć się podobny cud. Fakt, że nie trwał on dłużej, niczego nie zmienia. Taki czas jest rzadkością w życiu narodu, a może nawet nie przydarzyć się wcale.
I tylko młodszych żal!
Inne tematy w dziale Rozmaitości