Wycieczka szkolna dziewcząt, licealistek idących górską ścieżką. Nie różnią się niczym od europejek. Te same stroje, może tylko te chusty na głowach, ale przecież jest zimno. Na pytanie co chciałyby robić w życiu jedna odpowiada, że chciałaby studiować matematykę i zostać inżynierem. Wie, że liczby wymyślili Arabowie i z dumą mówi o tej ich działce w rozwoju cywilizacji. Czy brak im wolności? Chciałyby zwiedzać świat.
Bagdad to wielkie pulsujące miasto, szerokie ulice pełne samochodów takich jak wszędzie. Zachodni dziennikarz wypatrzy nadmiar ogromnych portretów Husajna. Kierowca taksówki poskarży się na niedobór benzyny na stacjach, a przecież Irak siedzi na ropie. Inteligent chciałby więcej demokracji. Jest jednak jakiś ład w Bagdadzie 2002 roku.
Bagdad zrujnowany. Podzielony na sektory dzielnic oddzielających sunnitów i szyitów. Dzielnice zamknięte dla obcych, pooddzielane trzy metrowymi betonowymi murami, ciągnącymi się wzdłuż ulic, na których co chwilę stoją jakieś patrole wojska lub sekciarskich służb. Kolega ze szkolnej ławki poluje na tego drugiego, bo dowiedział się, że jest z innego klanu. Wewnątrz dzielnic cmentarze wojowników, czyli zwykłych ludzi, ofiar tej bratobójczej wojny. Już nie ma młodych dziewcząt. Bezpowrotnie zginęły ich dżinsowe spodnie i europejskie płaszczyki. Są tylko stare bezdomne żebrzące kobiety wyrzucone ze swych domów, bo mieszkały w dzielnicy zajętej dzisiaj przez obcych religijnie. Ludzie w łachmanach. Są matki opłakujące swoich synów poległych w wojnie nienawiści. Irak cofnął się do wojen plemiennych w ciągu kilku zaledwie lat okupacji amerykańskiej. Kraj zrujnowany materialnie i moralnie. To kraj w 2010 roku, widziany we wczorajszym reportażu.
Więc co będzie z Egiptem?
Inne tematy w dziale Polityka