Byliśmy sobie w Moskwie. Wypada podzielić się jakimiś wrażeniami.
Od czego zacząć?
Od mieszkania. Otóż uznaliśmy, że najtaniej i najwygodniej będzie wynająć na te kilka dni pobytu mieszkanie. Poprzez biuro wynajmu, ale oczywiście z miejscową pomocą.
Zamieszkaliśmy, jak to określiła osoba przekazująca klucze, w „kwartirie riadowowo moskwicza” – czyli szeregowego mieszkańca Moskwy. W dobrym miejscu – Pierowo.
Lokal to prostokąt o wymiarach ok.6,5 x 8 m, podzielony na trzy części 2,5m, 3,5 m, i reszta.
Pierwsza część zawierała korytarz wejściowy ok. 1,2 m. W środkowej części łazienka ok. 1,5 x 2 m; pozostała część to kuchnia (widna) ok. 2,5 x 2,5 m. Przejście od korytarza do kuchni to już część dużego, środkowego pokoju. Pokój przechodni do ostatniego – wąskiej „kichy”.
Standard naszego początku lat 70-tych w sensie materiałów wykończeniowych.
Ale wszystko działało.
Blok z drzwiami wejściowymi na zamek kodowy, 4 piętrowy. Między blokami pas zieleni z placami zabaw dla dzieci.
Otoczenie.
Chodniki pokryte asfaltem, często pofałdowane. Bardzo wysokie krawężniki (ok. 20 – 25 cm), co uniemożliwia wjeżdżanie samochodom (terenowe dają sobie radę). Drogi osiedlowe, także te z większym ruchem – w dobrym stanie. Po prostu drogi były wykonane solidnie od początku, co wynikiem działalności planowego budownictwa. + dla Moskwy.
Całość terenu zabudowana z dużą swobodą szafowania terenem. Duże odległości, sporo wolnych, niezagospodarowanych miejsc. Zwykle nie zadbanych. Daje się zauważyć brak troski o tereny zielone – oni tego chyba nawet nie umieją i nie rozumieją – to efekt indoktrynacji (oderwanie od związku z naturą). W okolicy sporo sklepów różnych branż.
Co dodać?
W Moskwie byłem w 1984 roku. Było to puste, „zimne” miasto. Teraz pozytywne wrażenie – pojawiły się uliczne stragany z warzywami i różnymi drobiazgami. To trochę dało życia. Bo bez życia na ulicy, kontaktów tamże – miasto umiera. (To staje się udziałem Warszawy).
Zwiedzanie.
Zaczęliśmy świadomie i celowo od Łubianki.
Dlaczego? Aby młodzieży wskazać, że dążąc do poprawnych stosunków z Rosją, a takie są moje zapatrywania, pamiętać o roli spełnianej przez instytucję związaną ze znajdującym się tam obiektem. Później, w rozmowach, na pytanie o początek zwiedzania – podkreśliłem ten fakt. Także po to, aby było wiadomo, że pamiętamy.
Co jest do zwiedzania w Moskwie?
Mało. Wszak Moskwa została spalona w 1812 roku i faktycznych pamiątek historycznych jest tam niewiele. Więc oczywiście Kreml i okolice. Standard. Trochę muzeów. Galeria Trietiakowska – robi wrażenie. Ale już inne muzea – dostrzegałem braki w opisach. Ciekawe Muzeum Sztuki Narodów Dalekiego Wschodu. Ale tu, po moich wojażach i jako takiej znajomości tematu – widziałem braki. Muzeum Roericha – które chciałem zobaczyć – to też gromadzenie trochę na zasadzie masy, a nie rzeczywistej wartości przedmiotów. Mnie tam z resztą interesowała kolorystyka obrazów Roericha -ojca. Kiedy o tym wspomniałem – stwierdzono, że ponoć jest zbliżona do widzianej z kosmosu, co potwierdził Gagarin. Fakt – rzeczywiście moje tybetańskie obserwacje takie podobieństwo wykazało. Wniosek – Roerich opierał się w swych wizjach na rzeczywistych obserwacjach tybetańskich. A jego trasa podróży w sporej części pokrywała się z moją.
Na co jeszcze zwracać uwagę przy zwiedzaniu miasta?
Oczywiście na dziewczyny. Jak wyglądają, jak się ubierają. (Niestety – mężczyźni są mniej wdzięcznym i rozróżnialnym materiałem).
W centrum dało się zauważyć robiące wrażenie długością nóg obiekty. Przy wzroście rzędu 180 cm, z dodatkowymi przedłużeniami, dolne partie miały do 120 cm. Do tego dodać trzeba, że sposób poruszania wskazywał, używając języka „Konopielki”, że „wiedzom, po co d... majom”.
Co prawda młodzież, w reakcji na moje zainteresowanie, stwierdziła, że w Warszawie więcej jest ładnych dziewczyn, ale ja ostatnio mało po mieście chodzę. Może stąd te inklinacje obserwacyjne?
Dodać mogę, że spotkać też było można obiekty o bardziej latami wypracowanych kształtach. Tam zachodziła zmiana proporcji wertykalno-horyzontalnych.
Na Placu Czerwonym, który to plac wybrukowany jest czarną kostką bazaltową (?), co pozwoliło bez uszczerbku wytrzymać defilady czołgów, transporterów rakiet międzykontynentalnych i innego ciężkiego sprzętu, dało się zauważyć, że wspomniane płytki tak ciut, ciut, ale to ciut, ciut, ale się jednak uginały pod słodkim ciężarem.
No „nastojaszczije żenszcziny”.
Spacerkiem można też przejść po Arbacie, ale tubylcy twierdzą, że w znacznym stopniu jest to miejsce spotkań młodzieży alternatywnej, obecność której mierzy się ilością strzykawek. Nie do końca sympatyczne jest też zapraszanie do licznych tam sklepów i restauracji przez czarnoskórych mieszkańców Rosji. Potomkowie Puszkina?
Gorąco było, to zrobiliśmy sobie wycieczkę statkiem po Moskwie (rzece dla wyjaśnienia) i już tylko z żoną, bo młodzi poszli zwiedzać Muzeum Starych Samochodów (ponoć nasze złomowiska są bardziej ciekawe), wybraliśmy się do Monastyru Nowodiewiczego. Jeden z częściowo ocalałych obiektów, zachowane ikonostasy (może ktoś odważy się napisać notkę o zasadach budowy ikonostasu?), w sumie interesujący.
Tam też spotkaliśmy godny największego zainteresowania widok wskazujący (pośrednio) jak wielce zaabsorbowane codziennością były tamtejsze mniszki. Do tej pory jestem pod wrażeniem.

Śpię i proszę mnie nie budzić.
Dalsze uwagi w następnej notc
członek SKPB, instruktor PZN, sternik jachtowy. 3 dzieci - dorośli. "Zaliczyłem" samotnie wycieczkę przez Kazachstan, Kirgizję, Chiny (prowincje Sinkiang, Tybet _ Kailash Kora, Quinghai, Gansu). Ostatnio, czyli od kilkudziesięciu już lat, zajmuję się porównaniami systemów filozoficznych kształtujących cywilizacje. Bazą jest myśl Konecznego, ale znacznie odbiegam od tamtych zasad. Tej tematyce, ale z naciskiem na podstawy rzeczypospolitej tworzę portal www.poczetRP.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości