
Pamiętacie polskie filmy rodzinne z lat osiemdziesiątych? Pomijając, że często były lepsze niż dzisiejsze, zauważyłem pewną prawidłowość. Otóż we wszystkich tego typu produkcjach, jako element codzienności mogłem zobaczyć rzeczy, które moją codziennością nie były.
Duże mieszkania z meblościankami, jakich nie widziałem u nawet najzamożniejszych sąsiadów, zachodnie samochody, których nie widziałem na ulicach, coca-cola do obiadu, klocki Lego na półce oraz mnóstwo innych drobiazgów „z Pewexu”, o których mogłem tylko pomarzyć. Wprawdzie mieliśmy w domu jednego dolara, za którego można by w Pewexie butelkę Coca-Coli kupić, ale leżał w dolnej szufladzie naszej taniej meblościanki, schowany na czarną godzinę.
Zastanawiałem się wtedy, jaki jest cel tego typu ekspresji? Chyba nie było nim przybliżenie mi bohaterów filmów, ponieważ nasze statusy materialne różniły się tak bardzo, że trudno mi się było z nimi identyfikować. Raczej nie było nim również przekazanie jakiejś prawdy o statystycznej polskiej rodzinie. Więc co?
Po latach doszedłem do wniosku, że celem było wytworzenie we mnie poczucia winy spowodowanego moim nieudacznictwem. Miałem myśleć: „jak muszę być beznadziejny, skoro w sytuacji dającej możliwości posiadania Coca-Coli i lepszej meblościanki, nadal tkwię w niekokakolowej i gorszościankowej rzeczywistości”.
Cezary Krysztopa
Cały artykuł w najnowszym numerze "TS" (33/2014)
źródło: TygodnikSolidarność.com
>>>koszulki z rysunkami nahttp://cezarykrysztopa.cupsell.pl/<<<
Inne tematy w dziale Rozmaitości