tekst opublikowany na Blogpublika.com 03.04.2014
Nie czuję się ekspertem w zakresie badania katastrof lotniczych. Nie uważam jednak żeby odbierało mi to prawo do posiadania zdania w tej kwestii. Co więcej, biorąc pod uwagę ilość wątpliwości jakie rodzą się wokół śledztwa smoleńskiego, jako obywatel uważam, że takie zdanie mieć mam obowiązek. Nie wolno mi chować głowy w piasek i udawać, że nie widzę tego co widzę. A widzę, że coś tu nie gra.
Na przykład w kwestii podziału kompetencji pomiędzy śledztwo PKBWL, czyli w przypadku katastrofy smoleńskiej tzw. Komisję Millera, a prokuraturę. Do tej pory mówiło się, że PKBWL wyjaśnia CO się stało a prokuratura wskazuje KTO jest temu winien. Pięknie. Czym więc zajmują się biegli opracowujący na rzecz prokuratury tzw. ”kompleksową opinię ws. śledztwa smoleńskiego”? Czy nie tym samym czym zajmowała się Komisja Millera i co kontynuuje tzw. Zespół Laska? Czy złożenie zapotrzebowania na tę opinię nie jest swego rodzaju wotum nieufności prokuratury wobec ekspertów Millera i Laska, z których bodaj żaden nie zajmował się katastrofami dużych samolotów pasażerskich?
Inaczej jest w przypadku zespołu biegłych współpracującego z prokuraturą, którym kieruje płk dr inż. Antoni Milkiewicz. Jak pisała dwa dni temu Rzeczpospolita: „…To legendarna postać – wyjaśniał katastrofę samolotu LOT Tadeusz Kościuszko, do której doszło 9 maja 1987 r. w Lesie Kabackim pod Warszawą. Kierowani przez niego eksperci dowiedli Rosjanom popełnienie błędów konstrukcyjnych w silniku samolotu Ił-62M. Milkiewicz zapłacił za to stanowiskiem naczelnego inżyniera Wojsk Lotniczych…”. A sprawa działa się w czasie kiedy polskie państwo znajdowało się pod sowieckim buciorem. Nie trzeba lepszych referencji fachowości i naukowej niezależności.
Ten zespół w sensie etycznym (prawdopodobnie również naukowym, choć nie mnie to oceniać) stanął na wysokości zadania, konkludując fakt oczywisty dla każdego kto ma co najmniej dwie szare komórki nie zlasowane tefauenowską propagandą: Nie da się wydać opinii bez dostępu do podstawowych dowodów, choćby wraku i czarnych skrzynek. To stanowisko zmusza nawet, mówiąc oględnie bardzo wstrzemięźliwych w poszukiwaniu prawdy, prokuratorów NPW, by ustami ppłk. Janusza Wójcika, przyznali: „…Do czasu zgromadzenia pełnego materiału dowodowego wydanie opinii kompleksowej nie będzie możliwe (…) Istotą sprawy, jeśli chodzi o uzyskanie wraku czy rejestratorów, jest możliwość nieskrępowanego do nich dostępu i czynienia stosownych badań…”. Oczywiste, prawda?
Otóż nie dla przedstawicieli rządu, tego samego rządu który cztery lata temu „uwalniał” prokuraturę od politycznej zwierzchności. Dziś prokuratura podobno jest niezależna. Jak to wygląda w praktyce można obejrzeć przy okazji dorocznego cyrku z przyjmowanie sprawozdania finansowego prokuratora generalnego. No ale jak rozumiem można by liczyć przynajmniej na zachowanie jakichś pozorów. Otóż nie. Minister Biernacki, świadom stanowiska biegłych mówi wyraźnie: „…to śledztwo toczy się za długo i to jest niezrozumiałe. Opinia publiczna powinna mieć jasny i czytelny przekaz, że postępowanie zostało zakończone…” . Nie wiem czym kieruje się minister, oceniając w imieniu opinii publicznej wyżej szybkość prowadzenia śledztwa niż jego sens. Czego minister nie rozumie? Że bez dowodów nie da się zakończyć śledztwa? To nawet ja rozumiem. Bardzo możliwe, że polityczne naciski spowodują „ręczne” zatrzymanie śledztwa smoleńskiego, bo przecież nie może być tak, że jego konkluzja mogłaby być niezgodna z tym o czym mówił już, ujawniony przez Petelickiego, smsowy wewnątrzpeowski „przekaz dnia” rozsyłany w pierwszych godzinach po katastrofie: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”
Wszystko to doskonale wpisuje się w atmosferę opisaną w drugiej części „Anatomii Upadku”. Atmosferę dziadowskiego państwa miotanego pomiędzy mrocznymi siłami. Państwa, kierowanego przez gówniarzy, którym wydaje się, że mogą grać w jednej drużynie z bandytami z FSB. Państwa, którego nie interesuje wyjaśnienie tajemniczej śmierci prezydenta, jego żony i prawie setki spośród politycznej elity kraju. Państwa zlecającego remont swojego „Air Force One” podejrzanej firmie z państwa stanowiącego dla niego największe zagrożenie. Państwa, które próbki pobrane na miejscu historycznej katastrofy deponuje na terytorium bandyckiej Rosji, zabezpieczając je śmiesznymi papierowymi plombami. Państwa, które twierdzi, że samolot spadający z niewielką prędkością z wysokości trzeciego piętra może rozsypać się w drobny mak. Państwa, które nie potrafi wyjaśnić jak to możliwe, ze detektory na miejscu katastrofy wskazują jednoznacznie na obecność materiałów wybuchowych, a badania laboratoryjne „jednoznacznie” je wykluczają. Państwa, które gotowe jest zakończyć swoje wirtualne śledztwo pożądanymi politycznie konkluzjami bez dostępu do dowodów przetrzymywanych przez wroga wolnego świata. W imię czego? Bo przecież nie w imię racji stanu. Więc CZEGO?
Inne tematy w dziale Polityka