Cezary Krysztopa Cezary Krysztopa
1100
BLOG

Harpagany z KEDYWU AK

Cezary Krysztopa Cezary Krysztopa Polityka Obserwuj notkę 4

1

 

ODDZIAŁ DYSPOZYCYJNY "A"
KEDYWU OKRĘGU WARSZAWSKIEGO AK W POWSTANIU WARSZAWSKIM

MAREK WIERZBICKI

 

Bezpośrednią inspirację do opracowania dziejów oddziału dyspozycyjnego "A" w powstaniu warszawskim stanowił Dziennik bojowy oddziału, odnaleziony przez dr Hannę Rybicką w roku 1989, w efekcie żmudnych poszukiwań. Główną część tego niezwykle cennego do historii powstania warszawskiego źródła opublikowała ona w "Zeszytach Historycznych" paryskiej "Kultury"; w komentarzu do tego wydania napisała m.in.: "Dziennik przedstawia szlak bojowy oddz. dysp. "A" z Woli na Stare Miasto; obejmuje okres od 1 do 29 sierpnia 1944 r. Zapis prowadzony był na bieżąco [jest to notes o wym. 10 x 15,5 cm i kartka ze stanem ludzi i broni]. Dziennik był pisany [lub dyktowany] częściowo przez "Olszynę" [Tadeusz Wiwatowski], d-cę oddziału "A" w dn. 4-11.8. (wystawione wnioski o odznaczenie i awanse są sygnowane jego pseudonimem) oraz prawdopodobnie przez „Budrysa” [Stanisław Butkiewicz].


Dziennik przekazano d-cy Kedywu Okręgu Warszawskiego "Andrzejowi" [Józef Rybicki] - memu ojcu, który go przechowywał. Niestety, wskutek zbiegu okoliczności, miejsce przechowywania było przez wiele lat niedostępne. Później nie można było odnaleźć Dziennika, co ogromnie bolało Ojca. Po jego śmierci podjęłam poszukiwania. Dzięki bezinteresownej i ofiarnej pomocy ludzi dobrej woli Dziennik w ubiegłym roku został odnaleziony...".


Dziennik uzupełniają notatki jego autorów. Na podkreślenie zasługuje staranne i drobiazgowe prowadzenie tej dokumentacji. Obejmowała ona nie tylko rejestrację wydarzeń, ale również wykazy: broni i amunicji, stanów osobowych, nadanych stopni oficerskich i podoficerskich, wniosków awansowych i odznaczeniowych. Obszerność dokumentacji jest zaskakująca, zważywszy na trudne warunki jej prowadzenia, obejmuje niemal nieprzerwaną służbę na pierwszej linii, zmiany kwater, zmęczenie itp. Świadczy to na pewno o dużym poczuciu obowiązku i o solidności żołnierzy prowadzących Dziennik. Dzięki nim znamy znaczną część powstańczych losów oddziału dyspozycyjnego "A".

W konspiracji


Oddział dyspozycyjny „A” powstał w marcu 1943 r. w wyniku połączenia warszawskich oddziałów dywersyjnych i grup sabotażowych, działających wcześniej w ramach Tajnej Organizacji Wojskowej (TOW powstała 17.9.1939 r. na bazie zawiązków sieci dywersyjnej, organizowanej przed wojną przez Oddział II Sztabu Głównego WP. Była organizacją kadrową, zajmującą się wywiadem i dywersją). Oddział „A” początkowo nosił nazwę „Grupa Andrzeja” — od pseudonimu jego twórcy i pierwszego dowódcy, ppor. cz.w. Józefa Rybickiego. Oddział zachował strukturę z okresu działalności w TOW; tworzyły go trzy grupy, które powstały w latach 1940—1942 i działały osobno aż do połączenia w jeden oddział. Każda z grup (plutonów) była jednostką niemal całkowicie samodzielną i samowystarczalną, związaną z inną dzielnicą lub rejonem Warszawy:

 

 

 

  1. Grupa „Żoliborz” — dowódca ppor. lek. Stanisław Sosabowski („Stasinek”); powstała najprawdopodobniej w pierwszych miesiącach 1942 r. Liczyła około 30 żołnierzy, wywodzących się głównie ze środowisk inteligenckich, głównie byli to uczniowie i absolwenci Gimnazjum im. ks. J. Poniatowskiego. Składała się z dwóch podstawowych zespołów, liczących początkowo po kilku, a później po kilkunastu żołnierzy: pierwszym dowodził Kazimierz Jakubowski („Kazik”), a drugim ppor. Lech Zubrzycki („Lech”).

 

  1. Grupa „Śródmieście-Mokotów” — dowódca ppor. Zdzisław Zajdler („Żbik”), a po jego śmierci pchor. Tadeusz Dembiński („Słoń”); działała od połowy 1941 r. Liczyła około 30—35 żołnierzy, pochodzących ze środowisk robotniczych i rzemieślniczych (Czerniaków) bądź inteligenckich (Mokotów, Śródmieście). Tworzyły ją cztery kilkuosobowe zespoły związane z różnymi dzielnicami Warszawy: grupa czerniakowska — dowódca Włodzimierz Cegłowski („Sońka”), po nim pchor. Leszek Rybiński („Pat”); grupa śródmiejska — dowodzona przez pchor. Stanisława Butkiewicza („Budrys”); grupa mokotowska — dowódca pchor. Tadeusz Dembiński („Słoń”); grupa z Saskiej Kępy była luźniej związana z plutonem mokotowskim.

 

  1. Grupa „Wola” — dowódcy: Edward Hryniewicz („Supełek”), por. Tadeusz Wiwatowski („Olszyna”, „Kamiński”), ppor. Zdzisław Zajdler („Żbik”), NN („Pik”) i znów Tadeusz Wiwatowski aż do wybuchu powstania; powstała już na początku 1940 r., kiedy kilkuosobowa grupa robotników dowodzona przez Edwarda Hryniewicza rozpoczęła akcję „Żółw", a następnie sabotaż przemysłowy. Przez cały okres jej działalności w konspiracji funkcję zastępcy dowódcy (tzw. grupowego) pełnił robotnik — sierż. Adam Kafel („Majewski”). Do grupy należeli wyłącznie robotnicy [około 40 żołnierzy], przeważnie w wieku 35—45 lat, posiadający rodziny. Grupa była podzielona na cztery zespoły, którymi dowodzili: Józef Tomaszewski („Klemens”), Jan Dryla („Tońko”), Leon Janus („Bury”) oraz Stanisław Kulczyński („Majsterek”).


W okresie działań konspiracyjnych oddział dyspozycyjny „A” liczył ponad 100 żołnierzy, z których większość zajmowała się dywersją, a część grupy „Wola" sabotażem.


W marcu 1943 r., po scaleniu TOW z AK, „Grupę Andrzeja” przydzielono Kierownictwu Dywersji (Kedyw) okręgu warszawskiego AK jako jeden z oddziałów dyspozycyjnych dowódcy Kedywu okręgu. W maju 1944 r. pojawiła się jego inna nazwa: Oddział dyspozycyjny „A" — Kedyw-Kolegium.
Pierwszym dowódcą tego oddziału był ppor. „Andrzej” — dr Józef Rybicki, z zawodu filolog klasyczny, przed wojną dyrektor gimnazjum w Nowogródku i Tomaszowie Lubelskim. Jesienią 1943 r. „Andrzej” objął funkcję dowódcy Kedywu okręgu warszawskiego, a dowodzenie oddziałem „A" przekazał ppor. „Olszynie” (dr Tadeusz Wiwatowski — polonista), dotychczasowemu zastępcy dowódcy. Dowódcą zmobilizowanego 1.8.1944 r. do akcji powstańczej plutonu „A" został por. lek. „Stasinek”, „Staszek” (Stanisław Sosabowski); po jego zranieniu 4.8. dowództwo objął znów „Olszyna”, a po jego śmierci (11.8.) por. „Śnica” vel „Sznica” (Bolesław Górecki).


W konspiracji oddział „A” wyróżniał się aktywnością, sprawnością bojową i dobrym uzbrojeniem. Skutecznie przeprowadził wiele akcji dywersyjnych, jak: wysadzenie kolejowych transportów wojskowych, zamachy na szczególnie niebezpiecznych funkcjonariuszy aparatu okupacyjnego, zniszczenie niemieckiego sprzętu wojskowego, wykonanie wyroków śmierci. Niektóre z nich przeszły na trwałe do historii AK, jak np.: likwidacja „Panienki" i (Bahnschutza Schulza — sadysty, który zamordował około 200 Polaków), połączona z opanowaniem wartowni Bahnschutzpolizei przy Dworcu Warszawa Zachodnia; spalenie magazynów materiałów pędnych przy ul. Gniewkowskiej, gdzie zniszczono ponad 1 min litrów benzyny i smarów. Dzięki aktywności dywersyjnej oddział dyspozycyjny Ked.-Kol. „A” przystępował do powstania warsz. jako jednostka stosunkowo dobrze uzbrojona i bardzo dobrze wyszkolona, z dużym doświadczeniem w prowadzeniu walk ulicznych, przygotowana do wykonywania zadań nawet najtrudniejszych z wojskowego punktu widzenia.

Walki powstańcze na Woli

 

 

 

Por. lek. „Stasinek” (Stanisław Sosabowski), wezwany 26.7.1944 r. przez „Andrzeja” (ppor. cz.w.) do Zalesia pod Warszawą, dowiedział się o zaplanowanym wybuchu powstania. Po długiej rozmowie wrócił do Warszawy, aby przygotować oddział do walki powstańczej. W myśl decyzji „Andrzeja” 28.7. został dowódcą akcji powstańczej wszystkich grup oddziału dyspozycyjnego „A”, które miały wystąpić jako jednostka zwarta. O nominacji tej przesądziło doświadczenie w dywersji oraz predyspozycje psychiczne „Stasinka”. „Olszyna” (por. Tadeusz Wiwatowski) bowiem, będący m.in. dowódcą oddziału bezpośrednio przed powstaniem, jeszcze w czasie konspiracji koncentrował się na zabezpieczeniu organizacyjno-administracyjnej strony działalności oddziału, natomiast stosunkowo rzadziej dowodził bezpośrednio w akcjach zbrojnych.


Przygotowania do walki powstańczej „Stasinek” zapoczątkował ogłoszeniem stanu gotowości bojowej w zespołach oddziału „A”. Prawdopodobnie 27.7. wziął on udział w odprawie dowódców jednostek bojowych (w lokalu przy ul. Marszałkowskiej), na której otrzymał zadanie dla oddziału do wykonania w pierwszym dniu powstania. Polegało ono na zdobyciu głównych składów żywnościowych „Bacutil” na Stawkach, znajdujących się w pobliżu Dworca Gdańskiego na zapleczu remizy tramwajowej na Muranowie, obsadzonych niewielką załogą esesmanów i policjantów granatowych. Znajdującą się obok szkołę, w której kwaterowało kilku esesmanów, miał zdobyć oddział rtm. „Nowaka” (Nowacki). „Stasinek” już po pierwszym zetknięciu się z dowódcą tego oddziału i jego zastępcą zorientował się, że partnerzy nie mieli żadnego doświadczenia w prowadzeniu walk ulicznych ani potrzebnego uzbrojenia. Utwierdziło go to w przekonaniu — zresztą, jak się później okazało, całkowicie słusznym — że wykonując powierzone zadanie może liczyć jedynie na żołnierzy oddziału „A".


„Stasinek" rozpoczął przygotowania do akcji od dokładnego rozpoznania obiektu, a więc: sporządził jego szczegółowy szkic, zdobył informacje o liczebności i rozmieszczeniu ochrony składów oraz przygotował plan działania. Zakładał on na wstępie opanowanie budynku Urzędu Celnego przy ul. Inflanckiej 6, który miał być miejscem koncentracji i bazą wypadową atakujących. Stąd żołnierze, podzieleni na dwie grupy, mieli uderzyć na bunkier (1 grupa), sforsować płot i opanować składy (2 grupa). W tym czasie żołnierze z oddziału rtm. „Nowaka” mieli zaatakować i opanować szkołę przylegającą do magazynów. „Stasinek" zapoznał z tym planem „Olszynę”, „Janka” (ppor. Jana Barszczewskiego), „Kolumba” (ppor. Krzysztofa Sobieszczańskiego) i „Antka” (ppor. Antoniego Wojciechowskiego), którzy przeprowadzili dodatkowe obserwacje, potwierdzające trafność planu.
Ostatnie dni przed wybuchem powstania upłynęły na obserwowaniu obiektów przez łączniczki i oczekiwaniu na rozkaz dowództwa AK. W tym czasie żołnierze oddziału „A” pozostawali w ciągłej gotowości bojowej. Nastroje oczekujących były różne: świadomość przytłaczającej przewagi nieprzyjaciela napawała niektórych pesymizmem i niewiarą w zwycięstwo militarne, ale większość żołnierzy z entuzjazmem oczekiwała; godziny „W”. Mimo mieszanych odczuć żołnierzy oraz pewnego zmęczenia walką dywersyjną, oddział „A” skonsolidował się w obliczu decydującego starcia: nikt nie wycofał się, przeciwnie — kilku żołnierzy luźniej związanych z oddziałem zgłosiło chęć udziału w spodziewanej walce z Niemcami. Ważną rolę w zajęciu takiej postawy odegrały m.in. pragnienie odzyskania wolności, chęć odwetu na Niemcach za zbrodnie popełnione w czasie okupacji, poczucie obowiązku i koleżeńskiej solidarności.

1 sierpnia 1944 r. około godz. 10 łączniczka „Andrzeja” — „Honoratka” (Wanda Zalutyńska) przekazała „Stasinkowi” rozkaz następującej treści:


„Burza dziś, piątek 1 sierpnia, godz. W: 17. Z Bogiem”.


Dowódca natychmiast uruchomił system alarmowy i powiadomił o czasie i miejscu koncentracji żołnierzy oddziałów, którzy oczekiwali w różnych dzielnicach Warszawy. Około godz. 16 pchor. „Janek” wraz z patrolem z grupy „Żoliborz" zajął gmach Urzędu Celnego przy ul. Inflanckiej 6, do którego do godz. 16.45 przybywały poszczególne zespoły oddziału dyspozycyjnego „A”, w tym por. „Stasinek” z większością grupy żoliborskiej. Na zbiórkę stawiło się (poza dowódcą) 67 żołnierzy: 9 oficerów, 22 podchorążych, 10 podoficerów i 26 szeregowców. Oddział był, jak na warunki powstańcze, bardzo dobrze uzbrojony i wyposażony: 1 ckm „Maxim”, 12 pistoletów maszynowych, 10 kb „Mauser" i 6 kb francuskich; granaty „na cały stan”, a nawet 2 samochody ciężarowe. Żołnierze mieli ponadto 40 sztuk broni krótkiej.


Po krótkim rozeznaniu okazało się, że przygotowany plan musi ulec zmianie. Wobec niestawienia się oddziału kawalerii rtm. „Nowaka”, por. „Stasinek” podjął decyzję samodzielnego zdobycia szkoły. Następnie dowódca wraz z oficerami dokonał obserwacji terenu walki z dachu punktu wypadowego, tam również umieścił cekaem „Maxim”, który miał wspierać nacierających. Tuż przed rozpoczęciem walki „Stasinek” podzielił oddział na trzy grupy i zapoznał je z przydzielonymi zadaniami bojowymi. O godz. 17 rozpoczął się szturm magazynów. Niemcy po kilkuminutowym oporze zbiegli w kierunku ruin getta.


O godz. 17.15 składy żywnościowe na Stawkach znajdowały się już w rękach powstańców. W czasie tego ataku stosunkowo lekkie obrażenia odniósł ppor. „Kolumb”, który znajdował się w grupie atakującej bunkier.


Po zdobyciu magazynów nastąpił szturm na szkołę, z której część esesmanów zbiegła w ruiny getta. Do godz. 19 budynek opanowano, przy czym powstańcy zlikwidowali kilku esesmanów oraz uwolnili kilkudziesięciu Żydów, m.in. z Grecji, Węgier i Rumunii, więzionych w szkole przed egzekucją. Uwolnieni dziękowali powstańcom z wielką radością, a kilku (min. lekarz i inżynier) pozostało w oddziale na stałe w służbach kwatermistrzowskich i sanitarnych. Na opór natrafiono na drugim piętrze, gdzie trzech esesmanów broniło się przez kilkanaście minut, kryjąc się za stertą koców. Po krótkiej obronie ich dowódca zastrzelił się, a pozostali dwaj poddali się. Podczas tego starcia dwóch powstańców zostało rannych: ppor. „Supełek” otrzymał ciężki postrzał w brzuch, a ppor. „Antek” lżejsze obrażenia odłamkami granatu. Jednocześnie żołnierze oddziału „A” prowadzili ogień z Niemcami ukrytymi w ruinach getta, wspieranymi przez załogę Pawiaka.


O godz. 19 walki ustały. Zadanie zostało wykonane w sposób całkowicie samodzielny. Warto zaznaczyć, że po wojnie A. Borkiewicz w pracy Powstanie Warszawskie zamieścił informację, że w zdobyciu magazynów na Stawkach uczestniczyła jeszcze jedna jednostka, a mianowicie kompania por. „Porawy” z baonu „Pięść” — opóźniona w drodze na koncentrację. W rzeczywistości walkę o Stawki stoczył oddział „A” bez niczyjej pomocy. Zdobyto 1 pm, 4 kbk, około 400 sztuk amunicji do kbk oraz samochód osobowy, a ponadto bardzo dużo mundurów, konserw, cukru, win, sucharów i innych artykułów. Po zakończeniu walki oddział „A” został jednolicie umundurowany w uniformy grenadierów SS (min. w słynne później powstańcze „panterki", na które powstańcy założyli biało-czerwone opaski). W pierwszych walkach rany odniosło jeszcze kilku żołnierzy oddziału dyspozycyjnego „A”: pchor. „Rymwid” (Andrzej Jakubiec), pchor. „Żmudzin” (Jerzy Pujkiewicz), kpr. „Majsterek” (Stanisław Kulczyński).


Przed zapadnięciem zmroku żołnierze wraz z oswobodzonymi Żydami zbudowali barykadę w północnej bramie magazynów oraz zablokowali tory kolejowe prowadzące od Dworca Gdańskiego. Wystawiono posterunki ubezpieczające i wysłano patrole w ruiny getta po broń po poległych Niemcach, a reszta żołnierzy udała się na odpoczynek. Około północy przybył słabe uzbrojony oddział, który 7 godzin wcześniej miał wziąć udział w ataku na Stawki. Jego dowódca, rtm. „Nowak”, z zażenowaniem tłumaczył tak duże spóźnienie trudnościami mobilizacyjnymi. Okazało się również, że jego żołnierze są niemal bezbronni — mieli tylko broń krótką w małej liczbie.


2 sierpnia około godz. 3 przyjechał samochodem patrol ze zgrupowania „Radosław” pod dowództwem kpt. „Jana” (Jan Kajus Andrzejewski) — dowódcy jednostki „Broda 53”, w której największym oddziałem był baon „Zośka”. Kpt. „Jan” przekazał „Stasinkowi” rozkaz ppłk. „Radosława” (Jan Mazurkiewicz), nakazujący dołączenie do zgrupowania „Radosław” i zgłoszenie się rankiem 2.8. na miejsce postoju (m.p.) dowództwa tego zgrupowania przy ul. Okopowej 41. Magazyny na Stawkach pozostały w ten sposób bez osłony. Decyzja płk. „Radosława” do dziś budzi kontrowersje w środowisku żołnierzy oddziału dyspozycyjnego „A”, tym bardziej że w ponownym ataku na magazyny i szkołę na Stawkach, przeprowadzonym 11.8., poległo wielu żołnierzy. Ale o tym nieco później.


2 sierpnia rozpoczął się przemarszem, a właściwie defiladą oddziału „A” zmierzającego do m.p. dowództwa zgrupowania „Radosław". Mieszkańcy Woli witali powstańców entuzjastycznie, zwłaszcza że jednolicie umundurowani i dobrze uzbrojeni prezentowali się nadzwyczaj bojowo i okazale. Wydarzenie to tak zapamiętał jeden z najmłodszych żołnierzy oddziału, 19-letni wówczas „Rysiek”: „Rano 2 VIII pomaszerowaliśmy na Wolę. Ludzie stali na ulicach, witali nas, rzucali kwiaty i płakali. Było to bardzo wzruszające i zostało mi na zawsze w pamięci". Po przybyciu na miejsce (około godz. okazało się, że oddział „A” pozostanie w zgrupowaniu „Radosław” — początkowo jako oddział dyspozycyjny dowódcy zgrupowania. Niedługo na ul. Okopowej baon „Zośka” zdobył trzy niemieckie czołgi — w akcji tej uczestniczyli żołnierze oddziału „A”, którzy otrzymali wymontowany z czołgu 1 lekki karabin maszynowy (elkaem) MG. Tego dnia oddział „A” wykonał przydzielone zadania: ubezpieczenie m.p. od strony północnej (cekaem i elkaem); przeprowadzenie pięciu patroli bojowych; zaciągnięcie warty głównej w m.p. dowództwa zgrupowania. 2.8. lub 3.8. oddział „A” był wizytowany przez dowódcę AK — gen. bryg. Tadeusza Komorowskiego („Bór”). Generał, sam wyglądający niepozornie w cywilnym ubraniu, był zachwycony postawą, uzbrojeniem i umundurowaniem powstańców.


3 sierpnia na Wolę przybył „Andrzej”, aby zabrać oddział „A” do Śródmieścia, ponieważ jego główne zadanie miało polegać na osłonie dowódcy powstania w Warszawie płk. „Montera” (Antoni Chruściel). „[...] Monter wysyła [mnie] po zwrot oddziału — wspomina Józef Rybicki — Radosław ustępuje, zezwala mi, bym nazajutrz (lub za 3 dni) zabrał oddział, bo ma jeszcze jedną ważną akcję; rozmawiam z Olszyną. Na drugi dzień przychodzę, Stasinek ranny, umawiam się, że na drugi dzień oddział wróci i Stasinek z nimi, będą w Śródmieściu przy Monterze — ale już wieczorny atak Niemców, w nocy odcięcie Woli od Śródmieścia, udaremnił te plany. Oddział Stasinka pozostał na Woli [...]. Tego dnia przed południem pluton brał udział w konwojowaniu żywności i mundurów ewakuowanych z magazynów na Stawkach. Przez wiele godzin ciężarówką, kierowaną przez „Antka”, wożono je ul. Okopową pod ogniem granatników. Do magazynów przychodziły wówczas tłumy mieszkańców Warszawy, którzy zaopatrywali się tam w artykuły żywnościowe. Jednym z nich był Andrzej Korzon — w owym czasie 10-letni chłopiec. „Podczas Powstania Warszawskiego — wspomina — mieszkałem przy ul. Muranowskiej i po zdobyciu przez powstańców magazynów niemieckich na Stawkach chodziłem tam w pierwszych dniach sierpnia wraz z tysiącami mieszkańców Starówki po żywność, a ściślej po cukier i konserwy mięsne. Ja przynosiłem tylko te produkty. Nie pamiętam, czy były tam jakieś inne artykuły spożywcze, ale pamiętam, że w cukrze chodziło się tam po kolana, i mieszkańcy Starego i Nowego Miasta nosili go ze Stawek workami, podobnie jak i konserwy, z których smakosze brali nie wszystkie, a tylko lepsze, np. pasztety. Myślę, że dzięki zdobyciu i udostępnieniu ludności tych magazynów mieszkańcy Starówki nie odczuli dotkliwie głodu w czasie powstania. Tak było przynajmniej ze mną i z moją matką". O godz. 20 wyruszył patrol bojowy w składzie 1+10 pod dowództwem por. „Staszka” („Stasinka”) w celu wsparcia ataku na szkołę znajdującą się u zbiegu ulic Leszno i Żelaznej, silnie bronioną przez załogę esesmanów. O godz. 20.45 dołączył do niego drugi patrol w składzie 1+3. W czasie walki został ranny pchor. „Słoń” (Tadeusz Dembiński).


4 sierpnia i nocą na 5 sierpnia cały pluton wspierał atak na szkołę u zbiegu Leszna i Żelaznej. 4.8. o godz. 14.15 został ranny por. „Stasinek” — utracił wzrok w jedynym zdrowym oku i został odtransportowany do szpitala. Dowodzenie oddziałem przejął por. „Olszyna" (Tadeusz Wiwatowski). Tego dnia do oddziału dołączyły dwie sanitariuszki: „Krysia” (Krystyna Dębska-Sosabowska) i „Anulka” (Anna Górska-Kaczyńska), które przedarły się na Wolę ze Śródmieścia.


5 sierpnia, po całonocnym ataku, przy szkole pozostawiono jedynie patrol ppor. „Janka" (Jan Barszczewski), a reszta plutonu odpoczywała aż do godzin popołudniowych, kiedy to Niemcy nasilili natarcie od strony Woli. W tej sytuacji por. „Olszyna” otrzymał rozkaz obrony m.p. dowództwa zgrupowania całością oddziału. Wieczorem wyruszył patrol w składzie 1+2 z amunicją i granatami dla patrolu ppor. „Janka”.


6 sierpnia o godz. 5.10 powrócił z akcji ppor. „Janek” wraz z całym patrolem. Dowództwo natarcia na szkołę udzieliło patrolowi pochwały za dzielną postawę w czasie szturmu, wyrażającą się m.in. trzykrotnym, ochotniczym atakiem na szkołę oraz zdobyciem 1 kbk i 340 sztuk amunicji produkcji francuskiej. Ppor. „Janek” wyróżnił pchor. „Staszka” (Stanisław Likiernik), który został ranny w czasie szturmu. Tego dnia wzmógł się nacisk nieprzyjaciela, który atakował pozycje powstańcze jednocześnie z kilku stron, dążąc do opanowania arterii Wolska—Chłodna—Ogród Saski—Pałac Brühla, w celu uwolnienia oblężonego tam gen. Reinera Stahela, dowódcy garnizonu niemieckiego Warszawy. Ponadto ważnym celem Niemców było utrzymanie kontroli nad mostami na Wiśle i dostępu do nich oraz ochrona zaplecza frontu, zagrożonego przez wybuch powstania. Dowództwo niemieckie rozpoczęło likwidację powstania w Warszawie od rozbicia sił powstańczych na Woli. W sytuacji wyczerpania sił obwodu Wola, zgrupowanie „Radosław" przejęło główny ciężar odpierania niemieckiego uderzenia.


6 sierpnia pluton „A” trzykrotnie zajmował pozycje bojowe, ubezpieczając m.p. dowództwa, południowo-zachodnie skrzydło zgrupowania oraz rejon pl. Kercelego, ulic Leszno, Wronia i Żytnia, zagrożony wdarciem się dwóch czołgów i plutonu Kałmuków. O godz. 20 patrol przeciwpancerny w składzie 1+6, dowodzony przez ppor. „Śnicę” (Bolesław Górecki), zajął stanowisko na rogu ulic Żytniej i Wroniej, w celu zniszczenia czołgów. Jednocześnie drużyna w składzie 1+11 przeszła do dyspozycji dowódcy baonu „Miotła” kpt. „Niebory” (Władysław Mazurkiewicz). Tego dnia do oddziału „A" dołączyły „Danusia” (Danuta Mancewicz) i „Zosia” (Zofia Czechowska) — sanitariuszki i łączniczki jeszcze z okresu walki dywersyjnej w konspiracji.


7 sierpnia nad ranem do baonu „Miotła” dołączyła reszta plutonu „A". Pluton w składzie „Miotły” pozostał do 11.8. Jego zadaniem była obrona odcinka od gmachu Monopolu Tytoniowego na ul. Dzielnej do rogu Żytniej i Wroniej, gdzie nawiązano łączność z patrolem wysłanym tam poprzedniego dnia. W tym czasie posterunek na rogu Żytniej i Wroniej stał się placówką narażoną na silne ataki nieprzyjaciela prowadzone z trzech stron, toteż wieczorem (około godz. 20) „...stanowisko rozbudowano do wielkości dobrego punktu oporu".


8 sierpnia od rana Niemcy zaciekle atakowali posterunek, który prowadził walkę na trzy fronty. Rany odniosło trzech powstańców: pchor. „Żmudzin” (wybite oko), pchor. „As” (Janusz Sacewicz — w nogę), st. strz. „Sońka” (Włodzimierz Cegłowski — w głowę). W godz. 8—15 połowa plutonu stanowiła odwód dowództwa zgrupowania „Radosław", po czym wróciła do budynku Monopolu Tytoniowego, bronionego przez baon „Miotła”. Około godz. 17.30 załamało się południowo-zachodnie skrzydło zgrupowania, a jego poszczególne oddziały wycofały się na ul. Gęsią. Pluton „A” pozostawał w Monopolu wraz z kpt. „Nieborą” do godz. 23.30, po czym dołączył do reszty zgrupowania na ul. Gęsiej.


9 sierpnia nad ranem oddział „A” został poderwany wiadomością o wymarszu zgrupowania do Puszczy Kampinoskiej. Dowódca zgrupowania ppłk „Radosław” niemal od początku powstania zamierzał wyprowadzić swoje oddziały do Kampinosu, a po wchłonięciu tamtejszych oddziałów zorganizować wielką jednostkę bojową uzbrojoną w broń zrzutową i uderzyć z boku na nieprzyjaciela atakującego Stare Miasto. 9.8. wydawało się, że ten zamiar zostanie urzeczywistniony. Około godz. 5 oddział dyspozycyjny „A" zajął stanowiska w fabryce Pfeifra (róg ulic Okopowej i Dzikiej) jako tylna straż zgrupowania i po czterogodzinnym odpoczynku obsadził dwie barykady: u zbiegu ulic Okopowej i Gęsiej oraz przez Okopową na południowo-zachodnim rogu fabryki Pfeifra. Na tę drugą barykadę Niemcy skierowali ogień granatników i moździerzy, działka ppanc. i przejściowo czołgu. Przed południem obsada ostrzeliwanej barykady zmniejszyła się o kilku rannych: kpr. „Brzozowskiego” (Aleksander Kabański — w rękę), pchor. „Ryśka” (Stanisław Aronson — w nogę i obojczyk) i pchor. „Pata” (Leszek Rybiński — przestrzał uda). Po południu kpt. „Niebora” podczas odprawy z kadrą oficerską baonu „Miotła” omówił wojskowo-polityczną sytuację powstania. Przekazał, że dowództwo AK rozkazało bronić Warszawy wszystkimi siłami. Wynikało z tego jasno, że elitarne zgrupowanie „Radosław”, które przyjęło na siebie główne natarcie nieprzyjaciela na Woli, musi pozostać w Warszawie, aby nie dopuścić do nagłego załamania powstania. Tak więc oddziały zgrupowania „Radosław” pozostały w Warszawie, mimo że większość oficerów i żołnierzy opowiadała się za „...wyjściem z miasta z powodu złego stanu uzbrojenia". Tymczasem do wieczora 9.8. (do godz. 22) oddział „A” bronił ciągle dwóch barykad, systematycznie ostrzeliwanych przez artylerię nieprzyjaciela. Około godz. 18 na barykadzie został ranny dzielny pchor. „Szczuka” (Jan Świątkiewicz), 16-letni chłopiec. Po godz. 22 oddział został zluzowany, dzięki czemu żołnierze mogli odpocząć przez całą noc — po raz pierwszy od wybuchu powstania".


10 sierpnia — cały dzień przeznaczono na wypoczynek. Ppor. „Olszyna" sporządził wówczas raport o stanie broni i amunicji oraz wykaz wniosków awansowych i odznaczeniowych (wraz z uzasadnieniem) dla żołnierzy wyróżniających się wcześniej w działalności dywersyjnej oraz w walce powstańczej. Nic nie zapowiadało tragicznych wydarzeń, które miały nastąpić następnego dnia, jedynie ppor. „Olszyna” miał niedobre przeczucia, którymi się podzielił w nocnej rozmowie z dr. „Bogdanem”.
11 sierpnia rano, po kilkugodzinnym przygotowaniu artyleryjskim, Niemcy gwałtownie uderzyli na Stawki, dążąc do odcięcia zgrupowania „Radosław" od Starego Miasta. Wobec niebezpieczeństwa okrążenia ppłk „Radosław” ściągnął z fabryki Pfeifra baon „Miotła” wraz z oddziałem dyspozycyjnym „A” i osobiście poprowadził natarcie, uderzając w bok atakujących Niemców. Oddział „A" atakował szkołę na Stawkach — tę samą, którą zdobył 1.8., a opuścił następnego dnia na rozkaz dowódcy zgrupowania ppłk. „Radosława”. Przy murach szkoły oddział poniósł ciężkie straty. Zginęli: ppor. „Olszyna”, jego zastępca ppor. „Janek” (Jan Barszczewski), pchor. „Janusz” (Jan Piachtowski) i strz. „Witek”. Spoza oddziału poległ min. kpt. „Niebora”, a płk „Radosław” został ciężko ranny. Dowodzenie oddziałem „A” objął samorzutnie pod ogniem niemieckim ppor. „Śnica”. Po zdobyciu szkoły żołnierze zajęli stanowiska przy pl. Parysowskim, przechodząc pod rozkazy mjr. „Witolda” (Tadeusz Runge), dowódcy baonu „Czata 49". Z naprzeciwka, zbliżała się piechota nieprzyjaciela wsparta czołgiem. Doszło wtedy do przykrego, incydentu, który autor Dziennika przedstawił następująco: „... Drużyna Wola [tzn. grupą Kedyw- Kolegium „A” z Woli] wobec załamania się zostaje wycofana do szkoły na Stawki, gdzie z. rozkazu mjr. „Witolda” składa broń na ręce por. „Motyla” (Ścibor Rylski) według wykazu i przechodzi do. odwodu dla przegrupowania na ul. Franciszkańską". Najprawdopodobniej ppor. „Śnica” rozkazał drużynie „Wola” zaatakować niemiecki czołg pod ogniem karabinów maszynowych. Żołnierze uznali ten rozkaz za bezsensowny i solidarnie odmówili jego wykonania.


Incydent ten miał kilka przyczyn:

 

  1. załamanie się żołnierzy wskutek strat poniesionych przez oddział „A” w toku walk, zwłaszcza w drugim natarciu na Stawki, gdzie poległ „Olszyna” — „Kamiński”, ostatni przed powstaniem dowódca grupy „Wola”, bardzo lubiany przez jej żołnierzy. Zapewne wstrząsnęło to nimi i wywołało szok;

 

  1. grupa Wola jako całość nie miała dużego doświadczenia w prowadzeniu walk ulicznych i w ogóle zbrojnych, ponieważ tylko pewna jej część brała udział w bezpośrednich starciach z okupantem. Większość grupy zajmowała się sabotażem w fabrykach. Być może z tego powodu żołnierze z Woli trudniej przystosowali się do warunków walki zbrojnej;

 

 

  1. drużyna z Woli składała się w znacznej części ze starszych wiekiem żołnierzy (35-45 lat), którzy pozostawili w domach na Woli żony i dzieci. Okrucieństwa hitlerowców dokonywane w tej dzielnicy musiały więc wstrząsnąć nimi najbardziej i wywołać niepokój o los najbliższych, to zaś osłabiło ich wolę walki.


Należy dodać, że po czterech dniach drużyna „Wola" wróciła w szeregi plutonu „A" i dzielnie walczyła do zakończenia jego szlaku bojowego. Wielu jej żołnierzy poległo lub odniosło rany, wielu otrzymało odznaczenia (Krzyże Walecznych) i awanse. Na skutek dramatycznych wydarzeń 11.8. wśród żołnierzy oddziału „A” zapanowały nastroje smutku i przygnębienia. Wieczorem zaimprowizowano pochówek poległych, a następnego dnia oddział przeszedł do odwodu. W świetle bardzo dużego ubytku wielu doświadczonych żołnierzy trzeba stwierdzić, że mimo realizacji nałożonych zadań bojowych bilans pierwszych jedenastu dni walk powstańczych był dla oddziału „A” niekorzystny. Wskutek ciężkich strat poniesionych m.in. w drugim ataku na Stawki nastąpiło „...tak duże zmniejszenie się stanu, że oddział nie mógł stanowić już odrębnej jednostki...". Warto nadmienić, że pluton „A” 14.8. liczył jedynie 23 żołnierzy (1.8. było ich 68), podzielonych na dwie drużyny (trzecia drużyna „Wola” dołączyła ponownie 15.8.). Znacznie zmniejszył się stan kadry dowódczej na skutek śmierci lub obrażeń („Stasinek”, „Olszyna”, „Janek”, „Słoń”).


Zgrupowanie „Radosław” poniosło dotkliwe straty: w ataku na Stawki poległo 115 powstańców, około 140 zostało rannych, zniszczony został także ostatni polski czołg. Stan liczebny zgrupowania zmniejszył się wówczas do około 700 żołnierzy. Straty te to cena trzydniowego opóźnienia w przeniesieniu jednostek zgrupowania „Radosław" na linię opracowaną przez płk. „Wachnowskiego” (Karol Ziemski), dowódcę grupy „Północ” (utworzona 5.8.), któremu polegały oddziały ppłk. „Radosława”. Ten ostatni, dążąc do przebicia się przez rejon cmentarzy do Kampinosu, zwlekał z wykonaniem rozkazu płk. „Wachnowskiego”. Pomimo niewątpliwych zalet jego koncepcji konsekwencję jej realizacji przyniosły zgrupowaniu „Radosław” dotkliwe straty, osłabiając jego siłę w późniejszych walkach.


W obronie Starówki


12 sierpnia o godz. 15 oddział „A” został wcielony do 3 kompanii por. „Giewonta” (Władysław Cieplak) w baonie „Zośka” jako 3 pluton, zwany często „plutonem „Śnicy” — od pseudonimu nowo mianowanego dowódcy. Wkrótce po przejściu na Stare Miasto z oddziału odszedł dr „Bogdan” (Jerzy Kaczyński), który zgodnie z poleceniem dowództwa zorganizował szpital „Pod
Krzywą Latarnią”, dokąd później odsyłano m.in. rannych żołnierzy oddziału „A”.


13 sierpnia po południu pluton „A” objął ubezpieczenie czterech posterunków na styku ulic: Przebieg—-Muranowska, Bonifraterska—Muranowska. Przez następne dwa dni, tj. do 15.8., baon „Zośka” (a więc i pluton „A”) pozostawał w odwodzie. W tym okresie przypadkowy postrzał w rękę otrzymał pchor. „Tomek” (Tomasz Sikorski), kiedy prowadził szpicę oddziału w czasie nocnego przemarszu (14.8.), a kilku rannych i chorych zostało odesłanych do szpitala.


15 sierpnia do godzin popołudniowych cały pluton przebywał na posterunku w szpitalu św. Łazarza; drużyna „Wola” wróciła do czynnej służby. Następnego dnia pluton odpoczywał do godz. 20, a potem ponownie objął służbę w gmachu szpitala św. Łazarza.


16 na 17 sierpnia nocą patrol 1+5 wziął udział w natarciu na rejon getta. Trzech uczestników ataku zostało rannych, przeniesiono ich do szpitala „Pod Krzywą Latarnią”.


19 sierpnia ppor. „Śnica” ostatecznie przygotował wnioski awansowe. Tego dnia pluton „A” wyłączono z kompanii „Giewonta" i przekazano pod bezpośrednią komendę kpt. „Jana” — dowódcy „Brody”. W nocy z 19 na 20.8. nakazano mu przeprowadzić natarcie na gruzy getta przy szpitalu Jana Bożego w celu wyparcia stamtąd Niemców. W czasie akcji przypadkowo postrzelono pchor. „Marka”, który zmarł w kilka minut później, natomiast Niemców nie napotkano.


20 sierpnia pluton wypoczywał. Liczył 38 żołnierzy (w tym dwie kobiety), podzielonych na trzy drużyny. Stan uzbrojenia przedstawiał się następująco: 1 erkaem, 10 pistoletów maszynowych (w tym 5 „Thompsonów”), 9 kb, 18 sztuk broni krótkiej kal. 9 mm.


21—25 sierpnia trwała niemal nieprzerwana służba plutonu „A” na pierwszej linii:

 

  • 21 i 22.8. na stanowiskach przy ulicach Nowiniarskiej, Franciszkańskiej i Bonifraterskiej;

  • 23.8. na terenie szpitala Jana Bożego, opanowanego częściowo przez Niemców (pluton użyty był początkowo jako oddział szturmowy, później jako ubezpieczający). Tego dnia przed rozpoczęciem walki oddział liczył 40 żołnierzy (w tym 4 kobiety), z których 6 było rannych. W trakcie walki w szpitalu Jana Bożego 12 żołnierzy zostało rannych — 4 z nich pozostało na kwaterach, a 8 odesłano do szpitala „Pod Krzywą Latarnią”;

  • 24.8. na ul. Sapieżyńskiej;

  • 25.8. odpoczywał na kwaterach przy ul. Franciszkańskiej, liczył wówczas 41 żołnierzy, w tym 9 rannych.

 

26 sierpnia o godz. 6 pluton objął stanowiska w domu przy ul. Sapieżyńskiej 10a, gdzie przebywał do godz. 9.30 następnego dnia.

 

27 sierpnia, po zejściu ze stanowisk, odpoczywano. Tego dnia w oddziale znajdowało się 42 żołnierzy. W ostatnich dniach sierpnia sytuacja obrońców odizolowanej Starówki i jej ludności cywilnej była już katastrofalna: bez przerwy trwały zmasowane naloty, ostrzał artylerii i czołgów oraz szturmy piechoty, powodujące ogromne zniszczenia i straty w ludziach, idące w tysiące zabitych i rannych. Po kilku nieudanych próbach odblokowania „Starówki” (m.in. z kierunku Żoliborza i Powązek) stało się oczywiste, że dzielnica ta jest skazana na zagładę.

 

28 sierpnia stan liczebny oddziału był taki sam jak poprzedniego dnia. O godz. 12 pluton „Śnicy” wymaszerował na stanowiska na ul. Zakroczymskiej. Tego dnia ewakuowano kwatery plutonu z ul. Franciszkańskiej na ul. Koźlą 7. Niemcy gwałtownie atakowali Stare Miasto na wszystkich odcinkach. Wtedy ostatecznie płk „Wachnowski” zdecydował przerwać beznadziejną obronę Starego Miasta i podjąć decyzję przejścia do Śródmieścia. Plan przebicia oddziałów Starówki do Śródmieścia przewidywał uderzenie na pozycje nieprzyjaciela dwiema kolumnami szturmowymi — lewą miał dowodzić płk ,,Radosław”. Do kolumny tej przydzielono pułk „Broda 53”, a w nim pluton „A”. Nacierające kolumny miały przebić się przez linię wojsk niemieckich i utworzyć „korytarz”, którym przedostałyby się jednostki liniowe, ranni i ludność cywilna. Uderzenie ze Starówki miały wspierać oddziały ze Śródmieścia oraz przerzucony kanałami na pl. Bankowy desant, złożony z oddziału por. „Piotra” (Piotr Zołociński), wydzielonego z baonu „Czata 49”. Płk „Wachnowski” razem z płk. „Monterem” ustalili termin przeprowadzenia tej akcji na noc z 30 na 31.8. Jednocześnie z przygotowaniami do przebicia się do Śródmieścia prowadzono zacięte walki z przeważającymi siłami nieprzyjaciela. Uczestniczący w działaniach pluton „A” walczył w rejonie ulic Sapieżyńskiej, Koźlej, Zakroczymskiej i Franciszkańskiej.


29 sierpnia rano został ranny w głowę dowódca plutonu „A” ppor. „Śnica”.


30 sierpnia na ul. Zakroczymskiej poległ sierż. pchor. „Budrys” (Stanisław Budkiewicz), zastępca dowódcy plutonu „A” (prowadził on Dziennik oddziału po śmierci „Olszyny”). Na Starym Mieście polegli: „Andrzejek” (Andrzej Englert), „Biszon” (NN), „Czarny” (NN), „Henryk” (NN), „Majewski” (Adam Kafel), „Siennicki” (Jan Matysiak), „Sławek” (Sławomir Wichliński), „Zagłoba” (Zdzisław Wojnarowski), „Żmudzin” (Jerzy Pujkiewicz) — część z nich zamordowali Niemcy w szpitalach. W tym dniu pluton liczył 43 żołnierzy (14 rannych) z następującym uzbrojeniem: 1 erkaem, 10 pm, 8 kb, 18 pistoletów oraz 30 granatów. W okresie od 1 do 30.8. stan liczebny oddziału „A” zmniejszył się o 25 ludzi: z 68 żołnierzy (1.8.) do 43 (30.8.); 11 poległo, 14 było ciężko rannych — niezdolnych do walki. Ciekawym zjawiskiem była postawa rannych żołnierzy oddziału „A”. Od 1 do 30.8. było ich około 50, z których większość odsyłano do powstańczych szpitali. Niektórzy jednak, pomimo ran, pozostawali w oddziale, zwłaszcza pod koniec sierpnia, np. 25.8. w oddziale pozostało 9 rannych, 27.8. — 12, a 30.8. — aż 14 (na 43 żołnierzy, czyli około 30%). Część rannych wracała ze szpitali nawet z niezaleczonymi kontuzjami: w okresie 1—30.8. autorzy Dziennika zarejestrowali 14 takich przypadków. W drodze ze szpitala do macierzystej jednostki zginął w czasie bombardowania pchor. „As” (Janusz Sacewicz). W ostatnich dniach sierpnia oddział ,,A” dysponował wystarczającą ilością broni i amunicji, natomiast brakowało ludzi, ppor. „Śnica” zwracał się do dowództwa z prośbą o przysłanie kilku żołnierzy, ale otrzymywał odpowiedź odmowną. Udało mu się jednak pozyskać do oddziału „A” sześciu nowych ludzi (notabene wszyscy zginęli).


30 sierpnia późnym wieczorem oddziały „Brody” — „Zośki” skoncentrowały się na terenie gmachu Banku Polskiego. Na odprawie kadry dowódczej mjr „Jan” zapoznał dowódców z planem działania. Obowiązywała ścisła tajemnica. Początek akcji ustalono na godz. 1.00. Żołnierze odpoczywali, oczekując rozpoczęcia walki. Niestety, plan natarcia nie został zrealizowany; wprawdzie o godz. 1.00 uderzył por. „Piotr” oraz oddziały ze Śródmieścia, ale zabrakło identycznego działania ze strony głównych sił Starówki. Zawiodła łączność między grupami nacierającymi, toteż zdezorientowany płk „Wachnowski” wstrzymywał rozkaz natarcia. I dopiero po godz. 3, kiedy zaczynało już szarzeć, oddziały Starówki uderzyły w kierunku Śródmieścia. Niemcy byli jednak doskonale przygotowani na taką ewentualność. Pod zmasowanym ogniem ich karabinów maszynowych i granatników szturm powstańców się załamał. Wśród licznych zabitych był mjr „Jan”, który dostał się wraz ze swoim sztabem wprost pod ogień karabinów maszynowych. Przez ul. Bielańską przedarły się jedynie zdziesiątkowane plutony „Alek", „Felek" i „Sad" (z kompanii „Rudy” baonu „Zośka”), dowodzone przez por. „Andrzeja Morro”, pluton Kolegium „A” pod dowództwem ppor. „Śnicy" oraz dwóch oficerów: por. kpt. „Jerzy” (Ryszard Białous) — dowódca baonu „Zośka”, i kpt. „Trzaska” (Eugeniusz Konopacki). Cała grupa liczyła tylko 60—70 osób.


Wkrótce po przeskoczeniu ul. Bielańskiej rozpoczęła się chaotyczna walka. Najważniejszym atutem powstańców było zaskoczenie, błyskawiczne decyzje i odwaga. Powstańcy zatrzymali się na gruzach ul. Senatorskiej. Wówczas por. „Jerzy” postanowił nacierać przez Ogród Saski do ul. Królewskiej, gdzie znajdowały: się pierwsze barykady powstańczego Śródmieścia. Ruiny przy ul. Senatorskiej nie zapewniały możliwości przetrwania do zmroku, toteż por. „Jerzy” wydał rozkaz opanowania kościoła św. Antoniego, znajdującego się po drugiej stronie ulicy. Przeskoczenie przez ul. Senatorską było utrudnione z powodu ciągłego ostrzału karabinów maszynowych, dlatego „Andrzej Morro” polecił, by szybko sformowany przez niego patrol ochotników na rozkaz rzucił granaty i świecę dymną w kierunku karabinów maszynowych nieprzyjaciela. Pod osłoną dymu żołnierze błyskawicznie skoczyli. Udało się, choć kilku żołnierzy zostało rannych, m.in. „Andrzej Morro”. Gdy powstańcy opanowali kościół św. Antoniego, nastąpił atak piechoty niemieckiej. W tym czasie na przedpole ruszyły patrole powstańcze szukające drogi do Ogrodu Saskiego; pozostali bronili się w kościele. Wśród zabitych, rannych i zaginionych byli także żołnierze oddziału „A”: ppor. „Lech” (Lech Zubrzycki) — zaginiony, „Zdzich” (NN) — poległy, „Zbylut” (Witold Piekarski) — śmiertelnie ranny w głowę; ranni: ,,Bór” (Zygmunt Siemnicki) oraz „Staszek” (Stanisław Likiernik). Obronę kościoła utrudniały ataki samolotów, ostrzeliwujących z broni pokładowej. Po jakimś czasie wróciły patrole, które znalazły drogę do Ogrodu Saskiego. Ostrożnie przedzierając się przez ruiny zniszczonych domów oddział dotarł do ostatniego domu przy ul. Niecałej, który niemal dotykał upragnionego ogrodu.
Ze względu na zagęszczenie jednostek niemieckich w tym rejonie por. „Jerzy” nakazał wszystkim wejść do piwnicy, aby w ukryciu poczekać na zmierzch. Niemcy, zaskoczeni nagłym zniknięciem powstańców, rozpoczęli systematyczne poszukiwania, które polegały na ostrzeliwaniu i obrzucaniu granatami piwnic w poszczególnych kamienicach. Dotarli również do ich kryjówki, ale nie zorientowali się, że znajdują się w niej Polacy. Atmosfera w piwnicy była ciężka: zgromadzonym dokuczał brak wody, kurz i ogromne napięcie nerwów. „Mijają godziny — wspomina uczestnik tych wydarzeń Jan Bagiński („Socha”). — Atmosfera staje się ciężka. Nie wolno głośno rozmawiać. Nie należy też bez potrzeby chodzić, gdyż ciężkie buty robią dużo hałasu o twardą podłogę. Spać też nie można, trzeba uważać. Jest strasznie duszno i gorąco. A nad wszystkim góruje uczucie niepewności i oczekiwanie niebezpieczeństwa, które może nadejść w każdej chwili. Ranny, mimo uspokajania i tłumaczeń, głośno jęczy — traci już przytomność. Co jakiś czas spoglądam na zegarek. Nigdy jeszcze nie wydało mi się, aby czas biegł tak wolno. Po raz pierwszy w życiu zdaję sobie sprawę, jak ciężkie jest bezczynne czekanie na coś nieznanego...”. W czasie ostrzeliwania i obrzucania granatami piwnic przez Niemców doszło do tragicznego wypadku: jeden z żołnierzy plutonu „A”, pomyłkowo wzięty za Niemca, został śmiertelnie postrzelony.


Około godz. 22 oddział przedostał się do Ogrodu Saskiego i ruszył w kierunku ul. Królewskiej, udając grupę Niemców (wszyscy ubrani byli w panterki, z których zdjęli biało-czerwone opaski). W Ogrodzie Saskim poległ szer. „Bór” (Zygmunt Siemnicki). Po wielu perypetiach powstańcy dotarli w sąsiedztwo pierwszej barykady, ale i tutaj doświadczyli tragicznej w skutkach pomyłki. Ostrzelani przez swoich, stracili kilku żołnierzy, m.in. poległ „Skowroński” (Zdzisław Skotnicki) z oddziału „A” (grupa „Wola”). W kilka chwil później cała grupa znalazła się w powstańczym Śródmieściu, witana z podziwem i dużym zaskoczeniem, albowiem po nieudanym odblokowaniu Starówki zupełnie nie spodziewano się przybycia jakichkolwiek powstańców. Grupa ze Starówki wykonała zadanie prawie niemożliwe do realizacji. Tylko dzięki przytomności umysłu dowódców, odwadze i determinacji żołnierzy oraz doświadczeniu w prowadzeniu walk ulicznych oddział uniknął całkowitego zniszczenia. Przebicie się do Śródmieścia, zrealizowane przez tak niewiele jednostek, potwierdza opinię o wysokim poziomie sprawności bojowej oddziału dyspozycyjnego „A” i niewątpliwie stawia go w rzędzie najlepszych oddziałów powstańczej Warszawy. W Śródmieściu żołnierze Kolegium „A” spotkali swoich rannych kolegów, którzy szli ze Starówki kanałami, przez wiele godzin brnąc w lepkiej cuchnącej mazi, zagrożeni atakiem czyhających na górze Niemców. Tą drogą do Śródmieścia dostali się m.in.: pchor. „Pat” (Leszek Rybiński), pchor. „Tomek”, „Jodła” (Jan Krzymowski), „Sońka”, „Olszewski”, „Czuj”, dr „Bogdan”.

W Śródmieściu i na Czerniakowie


1—4 września żołnierze oddziału dyspozycyjnego „A” mogli wreszcie odpocząć. W szeregi wróciło kilku rannych; wszyscy poszukiwali w Śródmieściu znajomych i najbliższych, przez kilka dni żyjąc w miarę normalnie. 3.9. odbył się powstańczy ślub Beaty Branickiej („Ata”), córki hr. Branickiego z Wilanowa, od dawna zaangażowanej w działalność konspiracyjną oddziału „A” w charakterze łączniczki, oraz żołnierza tego oddziału Leszka Rybińskiego („Pat”). Uroczystość zgromadziła wielu kolegów i koleżanek z oddziału. „Ata” wspomina ją następująco: „...Zbliżał się moment przysięgi małżeńskiej i właśnie wtedy usłyszeliśmy ruch na schodach, wiele kroków i za chwilę weszli NASI. Otrzepywali z siebie resztki pyłu ceglanego i tynku. Przyszli w swych zdobycznych panterkach i kolorowych chustach zawiązanych na szyjach. Byli uśmiechnięci, lecz poważni. Stanęli tuż przy nas. Tomek z ręką wyciągniętą na temblaku, Argos z obwiniętą bandażem głową. Jodła, Kryst, Lech z czarną brodą (który w kilka dni później zginął na Czerniakowie), Wicek, Klemens i cały w odłamkach nasz kochany Sońka — Włodek. Było ich jeszcze wielu innych, tak samo nam bliskich. Śliczna jasnowłosa Irys i poważna Wanda, która bohatersko poległa na Czerniakowie, tak zawsze serdecznie wspominana przez kolegów. Gdy stanęli za nami — od razu poczuliśmy się oboje pewniej. Było to grono ludzi, na których zawsze można było liczyć, a próby ognia dały tego dowody. Byliśmy więc znów w Grupie — w oddziale, i ta przynależność dała nam obojgu ogromny spokój i pewność...".
Były to ostatnie chwile spokoju przed rozpoczęciem kolejnego etapu walki. Zgrupowanie „Radosław” otrzymało rozkaz obrony Powiśla Czerniakowskiego od 5.9. Przed wymarszem na Powiśle nowy dowódca „Brody 53” kpt. „Jerzy” (Ryszard Białous) dokonał reorganizacji tej zdziesiątkowanej jednostki, w wyniku której pluton Kolegium „A” włączono do kompanii „Rudy” (jedynej wówczas w baonie „Zośka”).


5 września w nocy jednostki „Brody” przedostały się na Powiśle Czerniakowskie. Pluton „Śnicy” zajął wyznaczone stanowiska na styku ulic Rozbrat i Szarej. Wszystkie oddziały przygotowywały się do obrony: sporządzono plany terenu, pogłębiano rowy łącznikowe, szykowano stanowiska ogniowe. Niemcy, w obawie przed sowieckim desantem przez Wisłę przystąpili do unicestwienia sił powstańczych rozlokowanych w sąsiedztwie rzeki, m.in. na Powiślu Czerniakowskim.

 

 

11 września rozpoczął się szturm znacznych sił nieprzyjacielskiej piechoty, wspomaganej przez jednostki pancerne i artylerię. Nieustanny ostrzał artyleryjski i bombardowania zamieniły Czerniaków w morze ruin.


13 września została przerwana łączność Powiśla Czerniakowskiego ze Śródmieściem (utrzymywana dotychczas przez ul. Książęcą). Pluton „A” walczył wówczas razem z innymi oddziałami zgrupowania „Radosław”.


14 września na wprost posterunku plutonu „A” przy zbiegu ulic Rozbrat i Szarej pojawiły się niemieckie czołgi. Strzelał do nich celnie z „piąta" pchor. „Vogel” (Maciej Ptaszycki), niszcząc dwa czołgi, przy ogromnym aplauzie powstańców. Niestety, nie były to sukcesy, które powstrzymałyby napór nieprzyjaciela. Niemcy atakowali po kilka razy dziennie, poprzedzając ataki piechoty silnym ostrzałem artyleryjskim i nalotami. W natarciu brały udział czołgi i działa samobieżne. Napastnicy usiłowali obejść od tyłu pozycje powstańców, m.in. od strony ul. Szarej. Jedną z takich prób udaremnili żołnierze oddziału „A”: „Kryst” (Czesław Kraśniewski) i „Leszek” (Leszek Rytarowski), którzy granatami i ogniem erkaemu rozbili grupę około 20 Niemców; zdobyli przy tym 1 erkaem z amunicją. Powstańcy stosowali często skuteczną metodę: dopuszczali nacierających na bliską odległość i dopiero wtedy ostrzeliwali ich ogniem karabinów i pistoletów maszynowych, uzyskując większą celność ognia oraz oszczędzając amunicję. Liczba powstańców zdolnych do walki ciągle malała. Jan Bagiński („Socha”) wspomina, że w czasie obrony placówki na rogu ulic Rozbrat i Szarej stan liczebny żołnierzy zdolnych do walki wynosił 13+2. Szczególnie uciążliwi dla powstańców byli niemieccy strzelcy wyborowi — „gołębiarze”, przyczajeni w niewielkiej odległości, np. w oknach kamienic po przeciwległej stronie ulicy. Wyczerpanym ciągłą walką żołnierzom brakowało snu, a niemal wszyscy byli lżej lub ciężej ranni. Bardziej poszkodowani leżeli w piwnicach pod opieką niezmordowanych dziewcząt: „Danusi” (Danuta Mancewicz), „Zosi” (Zofia Czechowska), „Irys” (Irena Wnękówna) i „Wandzi” (Barbara Niklewska vel Nichlewska). Niestety, „Wandzia” poległa wraz z rannym „Sońką” (Włodzimierz Cegłowski) w drodze do szpitala. Na Czerniakowie zginęli też: „Mikołaj” (Zenobiusz Popko-Popkowicz), „Wacek” (Jan Adamczyk), „Vogel” (zmarły wkrótce po przetransportowaniu przez Wisłę w szpitalu w Otwocku), „Tońko” (Jan Dryla), „Leszek” (Lech Rytarowski), „Broda” (NN).


14 na 15 września w nocy zgrupowanie „Radosław” przesunęło się w kierunku Wisły, aby opanować jej brzeg i ułatwić przeprawę oddziałom polskim. Pluton „A” zajął stanowiska na ul. Wilanowskiej.
15 września o świcie, w trakcie oczekiwania na desant zza Wisły, poległ por. „Andrzej Morro” (Andrzej Romocki), dowódca kompanii „Rudy” batalionu „Zośka”. Przybyły wówczas pierwsze łodzie z żołnierzami 1 DP im. Tadeusza Kościuszki. W dalszym ciągu broniono skrawka Powiśla Czerniakowskiego nad brzegiem Wisły, spodziewając się lądowania większych jednostek polskich. W nocy z 15. na 16.9. na lewy brzeg Wisły przeprawił się batalion 3 DP im. Romualda Traugutta, który wzmocnił obronę przyczółka czerniakowskiego. W sercach powstańców pojawiła się nadzieja na ocalenie i jakby przybyło im sił do walki. Żołnierze plutonu „A"” wspólnie z berlingowcami atakowali pozycje niemieckie po drugiej stronie ul. Wilanowskiej i odpierali uderzenia nieprzyjaciela. Niestety, były to jedyne oddziały polskie, które przeprawiły się przez Wisłę. 16 września ppłk „Radosław” rozpoczął ewakuację żołnierzy zgrupowania, zwłaszcza rannych, na brzeg praski. Żołnierze znajdowali się w opłakanym stanie: głodni, zmęczeni, z niezaleczonymi ranami, u kresu wytrzymałości psychicznej i fizycznej.


16 na 17 września nocą zdrowsi żołnierze zabrali ciężej rannych kolegów Kolegium „A” i wspólnie z rannymi i zdrowymi kościuszkowcami przeszli nad Wisłę. Znajdujące się nad rzeką tłumy ludności cywilnej Niemcy ostrzeliwali ogniem granatników i karabinów maszynowych. Po pewnym czasie przypłynęły łodzie — wysiedli z nich kościuszkowcy, robiąc miejsce żołnierzom oddziału „A”. Rozpoczęła się przeprawa przez Wisłę, zakończona szczęśliwie pomimo nieprzyjacielskiego ostrzału. Szlak bojowy oddziału dyspozycyjnego „A” zakończył się. Nie wszystkim jednak żołnierzom udało się przeprawić przez Wisłę wraz z macierzystym oddziałem, np. pchor. „Wicek” (Lucjan Kuberski), pełniący funkcję przewodnika grupy berlingowców, dostał się do niewoli niemieckiej i tylko cudem uniknął śmierci. Lekarz oddziału, dr „Bogdan” (Jerzy Kaczyński), przeszedł, kanałami na Mokotów, a następnie do Śródmieścia wraz z dowództwem zgrupowania „Radosław”. W Śródmieściu ocalała także grupa kilkunastu rannych żołnierzy oddziału „A”, którzy razem dotrwali do kapitulacji.

Po kapitulacji losy żołnierzy oddziału „A” ułożyły się różnie: część odbywała rekonwalescencję za Wisłą, inni byli represjonowani (np. pchor. Jerzy Krzymowski — aresztowany), część poszła do obozów jenieckich, niektórzy ulatniali się na różne sposoby, by uniknąć niewoli.
Po wojnie rozpoczął się nowy okres w ich życiu: nauka, praca, życie rodzinne w warunkach pokojowych, choć nie takich, jakich oczekiwali. Okres powojenny przyniósł żołnierzom oddziału „A” wiele rozczarowań i upokorzeń. Dowódca, dr Józef Rybicki, spędził kilka lat w PRL-owskim więzieniu. Oficjalna historiografia i propaganda pomijały milczeniem, pomniejszały lub wprost kłamliwie przedstawiały dokonania AK. Z tego powodu pozostawały jedynie wspomnienia, spotkania we wspólnym gronie (często w mieszkaniu dr-a Józefa Rybickiego). Wszystkim towarzyszyło poczucie wielkiej krzywdy.


Po wielu latach, w bardziej sprzyjających okolicznościach, Stanisław Aronson wysunął pomysł umieszczenia tablicy poświęconej oddziałowi i poległym żołnierzom. Dzięki staraniom byłych żołnierzy oddziału dyspozycyjnego „A”: Stanisława Aronsona, Jana Bagińskiego (realizatora tego przedsięwzięcia), Stanisława Likiernika oraz Stanisława Sosabowskiego, 30.9.1990 r. odsłonięto pamiątkową tablicę, umieszczoną na budynku szkoły przy ul. Stawki, dwukrotnie zdobywanym przez ten oddział. Odsłonięcia tablicy dokonała Hanna Rybicka — córka już nieżyjącego Józefa Rybickiego.
Za męstwo wykazane w czasie walk powstańczych wielu żołnierzy oddziału dyspozycyjnego „A” zostało odznaczonych Krzyżami Orderu Virtuti Militari, krzyżami Walecznych. Ich postawę charakteryzuje uzasadnienie wniosku odznaczeniowego, zatwierdzonego przez płk. (gen.) Antoniego Chruściela: „Wywymienieni brali udział w ciężkich zmaganiach na Woli i Starówce, gdzie wyróżnili się dzielną postawą, męstwem i wypełnieniem swoich ciężkich obowiązków i zaparciem się siebie, służąc za wzór innym żołnierzom AK. Wg opinii p. ppłk. Radosława".

>>> Wypromuj również swoją stronę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka