Bogusław Mazur Bogusław Mazur
4130
BLOG

Polska może mieć nową, potężną broń

Bogusław Mazur Bogusław Mazur Polityka Obserwuj notkę 12

To może być wielki przełom. Możemy mieć broń, która odstraszy wszystkich potencjalnych agresorów i zmieni geopolityczną pozycję Polski. Mowa o okrętach podwodnych z pociskami manewrującymi

Taki okręt może osiąść na dnie Bałtyku, stając się „niewidzialnym” dla wroga. W razie potrzeby wystrzeli pociski manewrujące które polecą setki kilometrów tak nisko, że wszelkie systemy antyrakietowe przeciwnika będą bezradne. W wyznaczone cele trafiają z niesłychaną precyzją. Celami może być gazociąg, rafineria czy wielka elektrownia, na początek wodna. Parę trafień i nici z eksportu surowców, kawał kraju bez prądu, jakiś region po wodą, a może i większe nieszczęścia. Dodajmy, że siła rażenia pocisków manewrujących odpowiada sile rażenia małego ładunku nuklearnego. Dlatego jeden podwodny okręt z pociskami manewrującymi jest też w stanie powstrzymać całą flotę przeciwnika.
 
Podobnych możliwości maskowania i wykonywania kontruderzenia nie mają ani wojska lądowe, ani lotnictwo. Samoloty F-16 łatwo unieruchomić niszcząc, nawet nieznacznie, pasy startowe w naszych dwóch bazach. Siły lądowe też są stosunkowo łatwe do wykrycia i rażenia. Z trzech rodzajów sił to siły morskie mają największy potencjał przetrwania ataku.
 
Teraz nasze siły lądowe, lotnicze i morskie pełnią rolę obronnej „tarczy”, bez możliwości wykonywania głębokich kontrataków. Ale możemy posiąść „miecz”, czyli okręty podwodne z pociskami manewrującymi, z ich odstraszającą zdolnością do siania zniszczeń.
 
Piszę w trybie warunkowym, bo okręty z pociskami manewrującymi możemy mieć, ale nie musimy. Owszem, MON do 2030 r. chce zakupić 20 nowych jednostek pływających, w tym trzy okręty podwodne. Jednak nie jest pewne, czy zechce zakupić okręty wyposażone w pociski manewrujące. A bez nich nowe okręty staną się tylko kolejnym dodatkiem do „tarczy”.
 
Oczywiście pojawią się też populistyczne pokrzykiwania, że w czasach kryzysu trzeba wydawać pieniądze na szpitale, oświatę czy zasiłki a nie jakieś okręty, że nikt nas nie zamierza atakować, że przecież jesteśmy w NATO itp.
 
Zacznijmy od pieniędzy. Zakup podwodnego okrętu z rakietami manewrującymi to koszt ok. 2 mld zł. Dużo? Zależy, jak się liczy. Bo czas eksploatacji okrętu wynosi 30 lat. Proszę sobie podzielić te 2 mld przez 360 miesięcy i zobaczyć jak ten koszt zakupu się rozłoży. Inaczej mówiąc, jaka jest miesięczna cena bezpieczeństwa.
 
Ale co ważniejsze, zakup okrętów podwodnych może łączyć się z pobudzeniem gospodarki i z nowymi miejscami pracy. Np. doświadczony francuski koncern DCNS po wyborze ich okrętów jest gotowy zainwestować w polski przemysł zbrojeniowy i podnieść z upadku gdyńską Stocznię Marynarki Wojennej. Otrzymalibyśmy nowoczesne technologie, zakupione okręty byłby remontowane w Gdyni, stocznia mogłaby też rozpocząć produkcję kolejnych jednostek. Byłaby to więc umowa jakościowo o niebo lepsza niż żałośnie marna w skutkach umowa offsetowa związana z zakupem F-16.
 
A czy groźba konfliktu jest nierealna? Jeśli tak, to w ogóle zlikwidujmy armię. Nikt nie zagwarantuje, że w wyniku np. kryzysu ekonomicznego w jednym z sąsiednich państw do władzy nie dorwą się awanturnicy, którzy zechcą szantażować Europę groźbą zbrojnego zatargu z Polską aby uzyskać dla siebie jakieś wymierne korzyści. Polska bez „miecza” będzie zdana na łaskę państw NATO, stając się jedynie pionkiem w międzynarodowej grze.
 
I tu się rysuje dodatkowa korzyść z posiadania „miecza”. Państwo, które jest zdolne nie tylko do obrony ale i przeprowadzenia samodzielnego kontrataku, jest o niebo bezpieczniejszym miejscem dla dużych inwestorów niż państwo zdane na pomoc innych państw. „Miecz” zawsze zmienia znaczenie geopolityczne kraju.
 
Niestety, może być też i tak, że zamiast zakupu „miecza”, pod naciskiem populistów i zwolenników tzw. małpich oszczędności, kupimy parę niemieckich, w dodatku może starych okrętów, oczywiście bez pocisków manewrujących. Bo decyzję o zakupach podejmują politycy, a teatr polityki kieruje się innymi regułami niż teatr działań wojennych. Jak się tak stanie, to będzie znaczyło, że nadal jest u nas żywa tradycja wyrażona przez mickiewiczowskiego Sędziego: Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, ja z synowcem na czele i jakoś to będzie!

Poglądy idące w poprzek politycznych podziałów, unikanie zamykania się w bańkach dezinformacyjnych, chętniej konkretne sprawy niż partyjne spekulacje. Dziennikarz, publicysta, bloger, z wykształcenia historyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka