Jak wygląda sama głowa Janusza Palikota, każdy widzi sam. Głowa ta traci na wartości, bo chyba wypichciła się w niej, bez obrazy, jajecznica
Janusza Palikota poznałem osobiście, gdy przyjechał do redakcji tygodnika „Ozon” aby zakomunikować o zamknięciu tytułu. Wyraził wówczas żal, że taki porządny, katolicki, konserwatywny tygodnik nie wytrzymał próby rynku.
Później zobaczyłem Janusza Palikota na ekranie telewizora, gdy w Sejmie prosił Boga, aby dopomógł mu być przyzwoitym politykiem. Prośba nie była szczera, bo teraz Palikot twierdzi, że zwrot „Tak mi dopomóż Bóg” jest mniej więcej tym samym, co zwrot „dzień dobry”. Hm, no dobrze...
Nie uzyskawszy nadprzyrodzonej pomocy, ją poseł Palikot czynić dużo zamieszania wokół własnej osoby. Skutecznie, skoro nadal jest posłem i ma Ruch Palikota.
Coś się jednak zmienia. Z okazji przegranego meczu z Ukrainą poseł napisał tekst, w którym był łaskaw stwierdzić, że „Polacy to gówniarze, zera, szambo”. Po czym twórczo rozwinął swą myśl stwierdzając że „mamy zrujnowany kraj”, że „nie stadiony są problemem, ale lekcje religii, edukacja” i że „Polska pada ofiarą przemocy katolickiej”. Na koniec wyraził nadzieję, że ten stan rzeczy zmieni „Franciszek” – w domyśle papież, a nie np. jego księgowy.
Można przyjąć, że pisząc o Polakach, miał Janusz Palikot na myśli piłkarzy, a nie cały naród, w tym swoich wyborców. Ale łączenie tak różnych wątków, jak wyniku kopania piłki z kondycją całego kraju, „katolicką przemocą” i rolą papieża wskazuje, że w głowie posła zapanował, oględnie mówiąc, chaos.
Najbardziej jednak charakterystyczne jest to, że tekst Palikota przeminął właściwie bez echa. Podobnie jak postulaty, aby przyznać czynne prawo wyborcze 16-latkom oraz zagwarantować osobom poniżej 30 roku życia 20 proc. miejsc na listach wyborczych – co niewątpliwie bardzo ucieszyłoby młodych narodowców. Kiedyś odbyłaby się wokół tych słów wielka debata, przetykana sążnistymi analizami politologów o stylu działania posła. A teraz co najwyżej wzruszamy ramionami - ot, Palikot znów coś chlapnął. I tyle.
Przed Januszem Palikotem pojawił się więc problem, co zrobić, aby znów wzbudzić namiętności wokół jego osoby. Pojechać do Kalisza i zaatakować tam Kwaśniewskiego? Nie, to za mało. Może przejść się po Sejmie w slipkach? Może, choć i tu rezultat nie wydaje się pewny.
Bo tak to jest, że jak ktoś przekroczy wszelkie granice, to już żadnej nie przekroczy. Janusz Palikot po prostu wyczerpuje swój potencjał. Co nie znaczy, że zniknie z polityki. Grozi mu jednak, że pozostanie w niej zjawiskiem ekscentrycznym, coś jak palma na Antarktydzie.
Ktoś zapyta, dlaczego na święta porządnym ludziom zawracam głowę głową posła Palikota. Otóż temat ma coś wspólnego ze świętami, bo jajecznicę tworzy się z jaj.
Poglądy idące w poprzek politycznych podziałów, unikanie zamykania się w bańkach dezinformacyjnych, chętniej konkretne sprawy niż partyjne spekulacje.
Dziennikarz, publicysta, bloger, z wykształcenia historyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka