Ministerstwo Edukacji Narodowej bardzo się spieszy z wprowadzeniem do szkół e-podręczników. Zamiast jednak przebierać nogami, MEN powinien ruszyć głową. Inaczej zamiast zapewnić dzieciom nowoczesną i tanią naukę, zafundujemy wszystkim kosztowną szkołę przetrwania
Wizja rządu jest równie piękna, jak piękne były wizje szkolnych zerówek, reformy służby zdrowia i ograniczania biurokracji. Zamiast targać do szkoły ciężkie tornistry z kupionymi za kilkaset złotych podręcznikami, uczniowie mają nosić tablety z darmowymi e-podręcznikami. Dzieci będą miały lżej w tornistrach, a rodzice ciężej w portfelach.
Aby ziścić tę wizję, rząd w ciągu 3 lat chce doprowadzić do stworzenia 18 darmowych e-podręczników, z których będzie korzystać 40 proc. uczniów i nauczycieli. Pieniądze – 45 mln zł – da Unia Europejska. Przy tym rząd dzielnie przełamuje opór wydawców tradycyjnych podręczników. Ponieważ wydawcy ci nie są samobójcami i odmówili udziału w rządowym projekcie, pisaniem treści do e-podręczników zajmą się naukowcy z paru uczelni. Wydawałoby się że nic, tylko siedzieć i klaskać.
Ale... Pomińmy już groźbę złamania ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów, która narazi rząd i autorów e-podręczników na wypłacanie odszkodowań wydawcom podręczników papierowych. Pomińmy też wątpliwości co do dziwnego przetargu na organizowanie e-podręczników, które doprowadziły do unieważnienia tegoż przetargu. Okazuje się, że minusów jest więcej. I to takich, które mogą uderzyć w poziom nauczania dzieci.
Po pierwsze – jakość e-podręczników. Opracowanie papierowego podręcznika pochłania zespołom dydaktyków, naukowców i redaktorów nawet 3 lata. Jeżeli e-podręczniki mają być pisane przez samych naukowców i w dodatku w dużym tempie, to zamiast e-podręczników otrzymamy, pisane naukowym żargonem, e-bryki, z których wiedzę będzie trudno przyswoić. A rodzice, w trosce o domowy budżet, będą naciskali na szkoły, aby korzystały z darmowych e-podręczników. Czy raczej e-bryków. Ciekawe, ilu z uczniów czytających takie e-bryki zda maturę i dostanie się na studia?
Po drugie – e-podręcznik za darmo nie oznacza, że wszystko będzie za darmo.W hiszpańskiej Katalonii, w której realizowano program e-podręczników (i się z niego wycofano) poziom niszczenia tabletów przez uczniów oscylował wokół 30 proc. Bo dzieci jak to dzieci – bywają nieuważne. Ponadto aby korzystać z e-podręczników, potrzebny jest w domu jest komputer z dobrym łączem, gdyż e-podręczniki mają być zamieszczone na publicznym, otwartym portalu edukacyjnym. Koszty kupowania kolejnych tabletów i opłacania dobrego łącza mogą być sporym obciążeniem dla rodziny np. z trójką dzieci.
Po trzecie – to nie jest tak, że się dzieciom wręczy e-podręczniki, i już. Aby umiały z nich efektywnie korzystać, to wpierw nauczyciele powinni przejść szkolenia przygotowujące ich do procesu cyfryzacji, co też będzie kosztować i zajmie dużo czasu.
Po czwarte – opór wydawców papierowych podręczników przeciwko cyfryzacji to mit. Oni doskonale wiedzą, że cyfryzacja jest nieunikniona. I już teraz do większości podręczników dołączają interaktywne materiały multimedialne dla uczniów, np. zeszyty ćwiczeń on-line, a także dla nauczycieli. Jeżeli stawiają opór przeciwko rządowym planom, to tylko dlatego, że nie chcą, aby projekt odbywał się w tak szybki i chaotyczny sposób, ze szkodą zarówno dla rynku wydawniczego i poziomu edukacji.
Po piąte i ostatnie – bliźniaczo podobne programy, jaki chce realizować rząd, zakończyły się wielką klapą m.in. w Norwegii, Katalonii, Australii czy Peru. Utopiono tam mnóstwo pieniędzy, zdemolowano rynek wydawniczy i narażono rodziców oraz dzieci na duże stresy.
Na koniec ciekawostka. W amerykańskiej Krzemowej Dolinie istnieje szkoła, Waldorf School of Peninsula, w której nie znajdziemy ani jednego komputera. Swoje dzieci posyła tam prezes ds. technologicznych eBaya oraz pracownicy takich firm jak Google, Yahoo!, Apple czy HP. Dzieci uczą się wyłącznie z papierowych książek. Ciekawe, dlaczego?
Poglądy idące w poprzek politycznych podziałów, unikanie zamykania się w bańkach dezinformacyjnych, chętniej konkretne sprawy niż partyjne spekulacje.
Dziennikarz, publicysta, bloger, z wykształcenia historyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie