Politycy wiedzą, że warto chcieć mieć swych ludzi tam, gdzie jest miedź. Czyli w KGHM. W cieniu widowiskowych pyskówek trwa test, który wykaże, co się liczy bardziej – układy czy kompetencje.
Życie publiczne przypomina teatr. Na scenie odbywają się emocjonujące, choć pozbawione większego znaczenia, spektakle. W jednym akcie związkowcy naruszają cielesną nietykalność posłów a Stefan Niesiołowski cieleśnie narusza nietykalność kamery. W innym premier fruwa nad krajem uskrzydlając budowniczych autostrad. W jeszcze innym Janusz „Ozon” Palikot teatralnie występuje z Kościoła.
Publika śledzi te widowiska na scenie, tymczasem w jej cieniu decydują się sprawy naprawdę istotne. Ilu widzów wie, że trwa konkurs na stanowisko, które jest ważniejsze, niż niejeden ministerialny fotel?
Lokalna „Gazeta Głogów”, właśnie przypomniała, że trwają wybory nowego prezesa miedziowego giganta, czyli KGHM. I wyraża niepokój, czy dotychczasowy prezes, Herbert Wirth, który ubiega się o reelekcję, w tym konkursie pokona konkurentów.
Wydawałoby się, że Wirth ma reelekcję w kieszeni. Za jego kadencji koncern przeprowadził bardzo trudną, rekordową transakcję, której do tej pory nie przeprowadziła żadna polska firma – kupił za prawie 3 mld dolarów kanadyjską spółkę Quadra FNX. Za kadencji Wirtha KGHM uplasował się na pierwszym miejscu wśród światowych producentów srebra. Za dwa lata ma ruszyć kopalnia miedzi w Sierra Gorda w Chile. Teraz przed zarządem lubińskiego koncernu stoi zadanie stworzenia światowej, obecnej na czterech kontynentach marki – KGHM International.
W dodatku konkurenci Wirtha, mówiąc szalenie delikatnie, nie odnotowali większych sukcesów w zarządzaniu. Są wśród nich, jak pisze gazeta, byli prezesi spółek – córek, wydzielonych przed laty z KGHM. Jeden z konkurentów Wirtha został odwołany z funkcji prezesa takiej spółki, bo wypracował w pocie czoła 40 mln zł strat. Duże sukcesy, trudne zadania, słabi konkurenci – to skąd te obawy, że sprawdzony w boju Wirth może wybory przegrać?
Ano stąd, że to, panie, polityka. Przecież pakiet kontrolny akcji ma w KGHM Skarb Państwa, czyli rząd. Konkurenci Wirtha wiedzą, że np. minister Rostowski nie ma specjalnych powodów, aby go lubić, bo sprzeciwił się planom obłożenia KGHM kopalnianym podatkiem w zabójczej wysokości.
Gazeta wspomina też o politykach lokalnych z Lubina, Głogowa, Legnicy, dla których przegrana Wirtha może być okazją do zdobycia intratnej synekury w miedziowym koncernie przy boku jego następcy. Być może konkurenci Wirtha liczą, że plecy tego czy owego polityka pozwolą im poczuć oparcie prezesowskiego fotela.
No i w czerwcu zobaczymy, czy się przeliczą. Czy zwyciężą kompetencje, czy zasada „bierny, mierny, ale wierny”. Bo niby sprawa jest oczywista i akcjonariusze powinni być spokojni, ale w naszym pięknym kraju różne cuda się zdarzały.
To tę i im podobne batalie obserwujcie, a nie marne hocki klocki na scenie politycznego wodewilu.
Poglądy idące w poprzek politycznych podziałów, unikanie zamykania się w bańkach dezinformacyjnych, chętniej konkretne sprawy niż partyjne spekulacje.
Dziennikarz, publicysta, bloger, z wykształcenia historyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka