Czas na rozsiewanie wyborczych obietnic. Pierwszym, który rodakom zapowiedział osłodzenie ich życia, jest Waldemar Pawlak. A chce osłodzić nie jakimś rodzimym buraczanym cukrem, tylko kanadyjskim syropem klonowym. Tym którzy nie domyślają się o co chodzi, pędzę z wyjaśnieniem.
Wicepremier, podobnie jak wcześniej minister Jolanta Fedan, proponuje wprowadzenie systemu emerytalnego wzorowanego na kanadyjskim. W Kanadzie każdy pracownik odprowadza składki jedynie na emeryturę minimalną i otrzymuje ją w określonej wysokości, niezależnie od liczby lat pracy i wysokości zarobków. Osoby, które chcą mieć wyższą emeryturę, muszą dodatkowo odkładać pieniądze. W tej chwili taka emerytura minimalna wynosi niespełna 1 tys. dolarów.
Wicepremier twierdzi, że u nas składka do ZUS wynosiłaby jedynie 120 zł, w zamian wszyscy w przyszłości otrzymaliby emeryturę w wysokości 1200 zł. Kto chciałby żyć dostatniej, musiałby sam dodatkowo oszczędzać. I mógłby teoretycznie to robić, bo miałby w kieszeni więcej pieniędzy, teraz oddawanych ZUS i OFE. Trzeba przyznać – pomysł nęcący. Podobnie jak hasło Lecha Wałęsy z jego kampanii prezydenckiej - „100 milionów dla każdego”. Nic dziwnego że wicepremier zaproponował referendum, w którym Polacy mieliby się wypowiedzieć, czy chcą zburzenia obecnego systemu.
Tu konieczne zastrzeżenie – nie posądzam Pawlaka o cynizm, głupotę czy świadomy populizm. Z pewnością ma on własne wyliczenia na ich podstawie których szczerze wierzy w sensowność swojej propozycji. Ale to właśnie niepokoi, bo z cynicznie rzucanych obietnic politycy po wyborach się wycofują a z tych, w które naprawdę wierzą, niekoniecznie. A wymuszona przez referendum realizacja pomysłu może przynieść nieobliczalne skutki.
Część ekonomistów od razu porachowała, że gdyby obniżono składkę emerytalną do 120 zł miesięcznie dla mężczyzny zarabiającego średnią krajową, to po 40 latach pracy zgromadzone składki wystarczyłyby na wypłatę emerytury w wysokości dziadowskich 265 zł. Czyli ponad 400 zł mniej, niż wynosi obecnie gwarantowana ustawowo emerytura minimalna. Jeżeli to oni mają rację, to kto w przyszłości weźmie na utrzymanie te rzesze biedaków, którzy masowo zapukają do drzwi pomocy społecznej? Rząd Kanady?
Kolejne pytanie - czy Polacy rzeczywiście będą oszczędzać na starość? Jest to szczególnie istotne jeśli wysokość przyszłej gwarantowanej emerytury nie jest wcale taka pewna, jak obiecuje Pawlak. On sam podkreśla, że wierzy w mądrość Polaków. W tej wierze popiera go, ku memu zdumieniu, liberalne Centrum im. Adama Smitha. „Jeżeli ktoś zakłada z góry, że Polacy nie potrafią oszczędzać, bezmyślnie wydadzą wszystkie zarobione pieniądze, to zwyczajnie Polaków obraża” – stwierdził Andrzej Sadowski, ekspert Centrum.
No to obrażam. Mam badania z których wynika, że ponad połowa Polaków w ogóle nie oszczędza. Oraz że bardziej liczy na wygraną w totalizatorze niż na oszczędzanie. Na marginesie - badania te przeprowadził Dom Badawczy Maison na zlecenie Centrum im. Adama Smitha, którego pan Sadowski jest ekspertem.
Pytajmy dalej. Według ekonomistów, realizacja pomysłu Pawlaka zwiększyłby deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, z którego ZUS wypłaca emerytury, o 73 mld zł, czyli do 118 mld. Skąd minister finansów weźmie pieniądze na zatkanie takiej gigantycznej dziury? Odpowiedź nasuwa się sama – z radykalnej podwyżki podatków. Innymi słowy – jedną ręką państwo, obniżając składkę, dałoby obywatelom pieniądze, aby potem je natychmiast odebrać.
Realizacja systemu kanadyjskiego może też podmyć fundamenty polskiej gospodarki poprzez uderzenie w prywatny rynek ubezpieczeń. Już wcześniej pani Fedak zaatakowała Otwarte Fundusze Emerytalne. Twierdziła, że są one bardzo brzydkie bo nieefektywne i w związku z tym ujawniła że chce im odebrać znaczną część pieniędzy aby przekazać je do państwowego ubezpieczyciela, czyli ZUS. Bo ten, jak wiadomo wszem i wobec, słynie z efektywności i racjonalności.
Pomysł pani minister jest, owszem, świetny, ale na dokarmienie ZUS i zasypanie dziury budżetowej która zaczyna przypominać krater przed wybuchem. Nic dziwnego, że panią Fedak poparł minister finansów Jacek Rostowski. Z tego powodu trudniej mi się pisze, bo ręce opadają. Już mniejsza z tym, że osłabienie OFE byłoby złamaniem umowy społecznej, którą z państwem zawarli przyszli emeryci. Ważniejsze, że spowodowałoby groźne zawirowania na rynku finansowym, na którym OFE są bardzo istotnym graczem, że rozwaliłoby prywatyzację. To przecież minister skarbu Aleksander Grad podkreślał, że swoje plany prywatyzacyjne chce zrealizować głównie dzięki prywatnym funduszom. A gdy zabraknie pieniędzy z prywatyzacji, to skąd się je weźmie? No skąd, drogi podatniku?
Dodatkowy paradoks jest taki, że z jednej strony pani minister i pan wicepremier ustawili prywatne firmy ubezpieczeniowe w pozycji chłopca do bicia a z drugiej, już po wprowadzeniu systemu, będą musieli apelować do przyszłych emerytów aby oszczędzali w OFE pieniądze. Najpierw sprawiamy tęgie lanie, potem głaszczemy. Logiki za grosz.
I jeszcze to referendum… Podziwiam zaufanie Pawlaka do analitycznych i ekonomicznych umiejętności naszego społeczeństwa. Skoro są tak duże, to przeprowadźmy też referenda w sprawie wysokości podatku VAT, PIT, CIT i akcyzy. A może przy okazji w sprawie wysokości uposażeń polityków. Albo wierzymy w zbiorową mądrość ludu, albo nie.
Referendum to dobry chwyt wyborczy, przeciwko któremu innym politykom będzie trudno protestować. Jednak policzmy dokładnie skutki wprowadzenia nowego systemu zanim usłyszymy vox populi. Bo jeżeli większość obywateli przyklaśnie Pawlakowi, to na liczenie będzie za późno. My już mieliśmy być drugą Japonią i drugą Irlandią. Licząc na drugą Kanadę, też możemy się mocno przeliczyć. Syrop klonowy dużo kosztuje.
Poglądy idące w poprzek politycznych podziałów, unikanie zamykania się w bańkach dezinformacyjnych, chętniej konkretne sprawy niż partyjne spekulacje.
Dziennikarz, publicysta, bloger, z wykształcenia historyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka