Bogusław Mazur Bogusław Mazur
60
BLOG

Branża budowlana ma dość nierównego konkurowania z Azją

Bogusław Mazur Bogusław Mazur Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Polskie firmy budowlane muszą walczyć w przetargach z firmami azjatyckimi, które nie są zobowiązane do spełniania krajowych i unijnych rygorów. W dodatku faktyczny potencjał firm z Turcji, Chin czy Indii nie jest praktycznie weryfikowany. Co prawda jest cień optymizmu, bo w życie mogą wejść przepisy które ukrócą nierówną konkurencję, tylko że to wchodzenie jest powolne.

Jak informuje „Rzeczpospolita”, można szacować, że obecnie jedną piątą wszystkich kontraktów w ramach rządowych programów budowy dróg realizują firmy z Azji. I chodzi tu o miliardy złotych. Bo jak tej pory, polski rynek jest de facto otwarty na oścież.

Azja walczy o kontrakty w innym stylu

W podstawowym wymiarze problem jest bardzo czytelny. Firmy z Azji nie są zobowiązane do spełniania różnorodnych rygorów, dotyczących choćby przepisów środowiskowych czy płacowych. Firmy zarejestrowane w Polsce inwestują w sprzęt, pracowników, współpracują z uczelniami i ośrodkami badawczymi, zakładają własne laboratoria, no i współpracują z polskimi podwykonawcami. Firmy z Azji deklarują, że mają odpowiedni sprzęt i spełniają normy. Tyle, że praktycznie nikt tego nie weryfikuje, co stworzyło nawet pojęcie „firm teczkowych”, czyli takich, których cały majątek mieści się w teczce. I w dodatku nie inwestują ani w polską naukę ani często nie dają zarobić polskim podwykonawcom. Nie muszą uzyskiwać certyfikatów, bo takich nie mamy.

To tak, jakby w ringu bokser miał walczyć z zawodnikiem stosującym wolnoamerykankę. Albo jakby w kobiecym boksie zawodniczka miała walczyć z mężczyzną – co zresztą przypomina igrzyska olimpijskie w Paryżu.

Polski rynek jako jedyny nie jest chroniony

Inne europejskie kraje umieją chronić własne rynki nie tylko przed azjatycką konkurencją, ale też przed konkurencją wewnątrzunijną. Cytowany przez „Rzeczpospolitą” Artur Popko, prezes Budimeksu, przypomniał, że jego firma wchodząc na niemiecki rynek kolejowy uzyskała certyfikat dopiero po dwóch latach i zainwestowaniu w sprzęt oraz szkolenia kadry około 20 mln złotych. Oraz, że Polska jest największym i najbardziej otwartym placem budowy, gdzie zamawiającym bardzo trudno weryfikować rzetelność składanych ofert. Identycznie się wypowiadał Wojciech Trojanowski, członek zarządu Strabag stwierdzając, że Polska jest jedynym państwem w Unii Europejskiej, w którym nie ma certyfikacji podmiotów. Sytuacja na rodzimym rynku budowlanym przypomina więc słowa z utworu Shazzy, „Bierz co chcesz wszytko weź/Co tylko mam”.

Światełko w budowlanym tunelu

Jednak pojawiło się światełko w budowlanym tunelu – i nie jest to pociąg. Nie wchodząc w nadmiar szczegółów, warto tylko za „Rzeczpospolitą” przypomnieć, że w październiku ubiegłego roku TSUE uznał, że przedsiębiorcy z państw, które nie zawarły umowy międzynarodowej w sprawie zamówień publicznych, nie mają automatycznego prawa do uczestniczenia w unijnych przetargach. Oraz że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) już nie wyklucza sytuacji, w której nie dopuści do udziału w przetargu firm spoza UE. A Ministerstwo Infrastruktury szykuje zmiany prawne, które mają pozwolić na ograniczenie dostępu firm azjatyckich do polskiego rynku.

Rynek budowlany jako temat dla Rafała Brzoski

Tylko że proces zmian w przepisach dotyczących certyfikacji ciągle trwa, choć sprawa wydaje się dość oczywista. I trwa zamieszanie. „DPG Gazeta Prawna” opisał sytuację, w której Urząd Zamówień Publicznych oczekuje, że strona zamawiająca, chcąc ograniczyć udział w przetargu firm z państw trzecich, musiała to zastrzec w specyfikacji. Tymczasem resort infrastruktury zamierza wprowadzić przepisy które domyślnie zamkną polski rynek. Czyli jak zamawiający zatęskni za budowlańcami z Chin czy z Turcji, to będzie musiał dodatkowo zaznaczyć tę swoją tęsknotę w specyfikacji.

Problem nierównej konkurencji na rynku budowlanym wydaje się wdzięcznym tematem dla Rafała Brzoski, który właśnie został poproszony przez premiera o wskazywanie i piętnowanie właśnie takich absurdalnych sytuacji. Jako wytrawny biznesmen zapewne dobrze rozumie, że oprócz deregulacji potrzebne są też nowe regulacje. W końcu sam informował o tym, że jego InPost też musiał się mierzyć z nierówną konkurencją.

Poglądy idące w poprzek politycznych podziałów, unikanie zamykania się w bańkach dezinformacyjnych, chętniej konkretne sprawy niż partyjne spekulacje. Dziennikarz, publicysta, bloger, z wykształcenia historyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Gospodarka