Bogusław Mazur Bogusław Mazur
238
BLOG

Co trzeba pokazywać palcem, czyli hejt na prof. Chojnę-Duch

Bogusław Mazur Bogusław Mazur Kultura Obserwuj notkę 4

Czy właściciel portalu odpowiada za komentarze które ukazują się pod opublikowanym tekstem? Czy powinien usuwać komentarze jawnie hejterskie, atakujące osobę opisywaną w tekście, czy też czekać, aż owa osoba wskaże palcem, które treści uważa za hejterskie? Mamy ciekawy precedens, czyli sprawę: Elżbieta Chojna-Duch kontra Agora.

Podstawowe fakty. Jak informuje „Rzeczpospolita”, Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał wydawcy portalu Wyborcza.biz przeproszenie prof. Elżbiety Chojny-Duch i zapłatę 10 tys. zł tytułem zadośćuczynienia za nieusunięcie obraźliwych wobec niej komentarzy pod artykułem opublikowanym w serwisie. Bo pani profesor zażądała od wydawnictwa usunięcia obraźliwych komentarzy, na co Agora zażądała wskazania, które komentarze uważa ona za obraźliwe. Prof. Chojna-Duch odmówiła i skierowała sprawę do sądu. A ten orzekł jak wyżej.

Grubsza skóra Jana Nowaka

Cytowana przez Wirtualne Media pełnomocniczka Agory stwierdziła, że „wyrok jest sprzeczny z utrwalonym orzecznictwem, z którego wynika, że by przyjąć odpowiedzialność administratora za wpis musi on mieć wiarygodną wiadomość o bezprawnym wpisie, a zatem co najmniej informację pozwalającą go zidentyfikować, a dostarczenie jej jest obowiązkiem osoby żądającej usunięcia wpisu. Orzeczenie w tej sprawie odwraca tę zasadę odpowiedzialności. Niepokojące jest, że Sąd przyznał prymat prawom powódki nad swobodą wypowiedzi internautów, która podlega konstytucyjnej ochronie. Powódka jako osoba publiczna winna mieć tzw. grubszą skórę, a granice debaty internetowej, co przyjęte w orzecznictwie, bywają szersze”.

Sprawę będą zapewne rozstrzygać sądy kolejnych instancji, jednak ma ona szerszy wymiar, dotyczący wiedzy a przede wszystkim bardzo u nas deficytowego dobra, czyli zdrowego rozsądku. Posłużmy się przykładem. Załóżmy, że redakcyjny tekst dotyczy Jana Nowaka, który jest osobą publiczną. Pod tekstem pojawia się komentarz w rodzaju: „Podobno Nowak miał załatwić posadę dyrektora swemu zięciowi, lecz nie wykluczam, że jest to plotka”. Można tu od biedy zrozumieć, że w zalewie komentarzy wydawca może mieć problem z wyłowieniem wpisu, który uraził Jana Nowaka. Chociaż komentarz zawiera sugestię, że Kowalski nadużył swoich wpływów, to owa sugestia jest mocno warunkowa. Można więc przyjąć, że wskazanie palcem przez Kowalskiego który komentarz narusza jego dobra osobiste, będzie pożyteczne.

Hej, obrazili naszego szefa!

Lecz co z wpisami jawnie hejterskimi, obraźliwymi, zawierającymi epitety, naruszającymi dobra osobiste? Czy jak napiszę że Kowalski jest – tu epitety – to czy owe epitety albo wulgaryzmy podlegają konstytucyjnej wolności słowa? Czy redaktorom trzeba wskazywać palcem posty, które ich samych by oburzyły, gdyby było skierowane pod ich adresem? Żądanie wskazywania palcem nie przypomina sytuacji, w której ofiara brutalnego przestępstwa musi, pomimo już spisanych zeznań, po raz drugi dokładnie opisywać przestępstwo, chociaż jest to dla nich traumatyczne przeżycie?

Jeszcze inaczej – jeżeli pod tekstem na portalu ktoś wpisze pytanie, czy prawdą jest, że taki owaki dyrektor wydawnictwa albo redaktor naczelny postępuje nieetycznie, to czy redaktorzy w redakcyjnym open space będą czekać na protestacyjny list od swego dyrektora lub naczelnego – panów ich etatów, pensji i wierszówek - czy też prędziutko sami usuną komentarz? Mimo, że rednacz też może być uznany za osobę publiczną, czyli o skórze słonia.

Hejtuję i mam się świetnie

Brak reakcji na jawnie hejterskie wpisy przypomina praktyki stosowane przez niektóre social media, pełne epitetów, wulgaryzmów, agresywnych opinii, kłamstw i złodziejstwa tożsamości. Parę dni temu znajoma ujawniła, że w odpowiedzi na jej skargę dotyczącą podszywania się hejtera pod cudzą tożsamość otrzymała od administracji portalu odpowiedź, że podszywanie się nie jest działaniem niezgodnym ze standardami „naszej społeczności”. Takich przykładów jest więcej, by wspomnieć choćby protesty polskiego biznesmena Rafała Brzoski przeciwko ordynarnie fałszywym informacjom o nim i jego żonie, na które administracja FB nie reagowała.

Wydawałoby się, że rodzime media powinny jak najdalej trzymać się od złych praktyk. Że jak popełnię wpis jawnie naruszający dobra osobiste Jana Nowaka, to wpis zostanie automatycznie usunięty. No ale nie, okazuje się, że trzeba wskazywać palcem, co jest hejtem.

Czarne okładki a niedźwiedź brunatny

Niedawno polska prasa pojawiła się z czarnymi okładkami na znak protestu przeciwko nowelizacji prawa autorskiego. Dużo przy tym mówiono o dziennikarskiej rzetelności i wysokich standardach. Ale jak mówić o standardach, skoro redaktorzy nie mają na tyle wiedzy, aby odróżnić hejt od polemiki czy nawet ostrego, lecz jakoś merytorycznego ataku?

To tak, jakby mieć umysłowy problem z rozróżnieniem pluszowego misia od niedźwiedzia brunatnego.
- Panie leśniczy, dzwonię bo niedźwiedź mnie atakuje!
- Proszę opisać, jak wygląda niedźwiedź.

Poglądy idące w poprzek politycznych podziałów, unikanie zamykania się w bańkach dezinformacyjnych, chętniej konkretne sprawy niż partyjne spekulacje. Dziennikarz, publicysta, bloger, z wykształcenia historyk.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura