Benzyna i olej napędowy zdrożały i tylko naiwni mogli przypuszczać, że będzie inaczej. Ale nawet po ostatniej podwyżce ceny na polskich stacjach są jednymi z najniższych w zjednoczonej Europie. Inna sprawa, że rządzący obóz sam dostarczył paliwa opozycji.
Ceny na stacjach osiągają rekordowe pułapy, o szczegółach można przeczytać w tekście opublikowanym w Salon24 w artykule „Rekordowe ceny benzyny - psychologiczna granica 6 zł za litr przekroczona”. Powielać jego treści nie ma sensu, warto jednak zwrócić uwagę na kilka dodatkowych okoliczności.
Nawet po ostatnich podwyżkach ceny benzyny są jednymi z najniższych w zjednoczonej Europie. Argument, że w przeliczeniu na siłę nabywczą stać nas na zakup dużo mniejszej ilości paliwa jest poznawczo ciekawy, tylko nie ma tu nic do rzeczy. Globalne ceny paliw czy energii nie zależą od poziomu rozwoju polskiej gospodarki, nie jesteśmy też samotną wyspą aby dostosowywać je do poziomu przeciętnego wynagrodzenia. I umówmy się, co nie powinno być intelektualnie dużym wyzwaniem, że premier Mateusz Morawiecki ani prezes PKN Orlen Daniel Obajtek nie są ani cudotwórcami, ani władcami globalnych rynków paliw. Nie jest więc wykluczone, że ceny znów pójdą w górę.
Pole manewru prezesa Obajtka
Prezes Obajtek deklaruje, że będzie czynił wszystko, aby paliwo na stacjach nie drożało powyżej 6 zł/l. Niestety, pole manewru ma niewielkie, ograniczone przez konieczność rozwoju koncernu multienergetycznego (Europejski Zielony Ład i konkurencja zagranicznych koncernów) oraz przez sytuację na światowym rynku paliw i energii.
Ciekawe jednak, że prezes Obajtek zwrócił uwagę, że w 2012 r. ceny na stacjach Vervy wynosiły ponad 6 zł a baryłka kosztowała ponad 100 dolarów. Dzisiaj baryłka kosztuje 83 zł. Tylko że wówczas dolar kosztował 3 zł a dziś jest to już 4 złote. Jego zdaniem, pod uwagę należy brać też coraz droższą logistykę oraz zdolność nabywczą Polaków, która w 2012 r. pozwalała kupić 600 l paliwa, a dziś jest to już 1000 litrów. Przypomniał też, że PKN Orlen jest firmą giełdową i nie może sprzedawać na marżach ujemnych.
Z tych wywodów szczególną uwagę zwraca cena dolara, zależna od inflacji. Obowiązuje bowiem generalna zasada, że im tańszy złoty, tym droższe paliwo. A z inflacją mamy problem i mieć będziemy coraz większy. Owszem, inflacja jest widoczna także w innych państwach. Owszem, dzięki niej (wpływy z VAT) budżet państwa ma większe wpływy. Tylko czy jeszcze ktoś nad nią panuje? Szczególnie, jeśli paliwo musi drożeć?
Cudotwórca prezes Glapiński
Można mieć wątpliwości. Wbrew zapowiedziom, Rada Polityki Pieniężnej niespodziewanie podniosła stopy procentowe, kompletnie zaskakując analityków. Można mieć też wątpliwość co do stopnia rozeznania sytuacji na rynku. „Niemiecki cud gospodarczy to jakaś pestka w porównaniu do tego, czego dokonujemy w Polsce” – oznajmił prezes NBP Adam Glapiński, wywołując salwy śmiechu w opozycji i pokątny chichot czy wzruszenie ramion u części polityków Zjednoczonej Prawicy. Można bowiem mieć pyszne samopoczucie i twierdzić, że podnoszenie stóp procentowych jest zbędne, tylko trzeba dowieść choćby inwestorom, ale też drobnym ciułaczom, że owo samopoczucie jest uzasadnione. Patrząc na rynek, trzeba z lupą szukać śladów wiary w słowa prezesa.
Ostre słowa krytyki PiS pod adresem rządu
„Rękopisy nie płoną” – napisał Michaił Bułhakow. I były to prorocze słowa. „Polityka rządu, której efektem jest ogromne zadłużenie, zaczyna dzisiaj przynosić łatwy do przewidzenia rezultat - to znaczy inflację, która w niektórych segmentach dalece przekracza 5 procent” – oznajmił lider opozycji. Może i trafnie. Tyle, że oznajmił to na początku 2011 r., a tym liderem był Jarosław Kaczyński. Który dodał, że „Tuskowi brakuje dobrej woli i empatii w walce z drożyzną”. A na początku kolejnego roku, co przypomniała Telewizja „Trwam”, stwierdził: „Teraz jest coraz gorzej, jest inflacja, a jednym z mechanizmów napędzających inflację jest właśnie wzrost cen paliw”.
„To nie jest tak naprawdę wyraz bezradności, tylko brak dobrej woli i taka koniunkturalna kalkulacja. Potrzebne są pieniądze w budżecie, dziura budżetowa jest wystarczająco duża, że trzeba ją szybko i gwałtownie zasypywać, więc szuka się pieniędzy tam, gdzie to jest możliwe i gdzie ten pieniądz jest łatwy” – mówiła niespełna 10 lat temu Beata Szydło. A spoty PiS prezentowały dialog „Polki i Polaka”, którzy ojej, ojej, rozpaczają, że przez politykę rządu benzyna drożeje.
Te nowe i stare cytaty z lubością dziś przytacza opozycja, wołając: „Hej, słowo się rzekło, kobyłka u płotu, to zastosujcie to co proponowaliście. Obniżcie akcyzę, sprawcie cud, że Niemcy zaczną do nas przyjeżdżać do pracy”. Co potwierdza ewangeliczne ostrzeżenie, że „kto mieczem wojuje, ten od miecza zginie”. A ceny i tak zapewne wzrosną, bo w gospodarce cudów nie ma, są tylko ludzkie emocje i tabelki Excel. Choć też pewnie nadal będą jednymi z najniższych w Europie.
Poglądy idące w poprzek politycznych podziałów, unikanie zamykania się w bańkach dezinformacyjnych, chętniej konkretne sprawy niż partyjne spekulacje.
Dziennikarz, publicysta, bloger, z wykształcenia historyk.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka