Po konstancińskie piwo polecane kilka dni temu przez Igora zwykle jeździłam do Obór, gdzie było produkowane. Okazało się, że niedawno nowy właściciel zamknął ten zakład i przeniósł produkcję gdzie indziej. Szkoda. Szkoda piwa, a przed wszystkim ludzi, którzy stracili pracę.
Gdy na początku lat dziewięćdziesiątych sprzedano za grosze zakład przędzalniczy w 4-tysięcznym Okonku w województwie (obecnie) wielkopolskim, kiedyś pilskim, całe miasteczko straciło pracę. Okonek był znany z produkcji koców. Nowy właściciel – Holender – zakład od razu zamknął, a maszyny wywiózł za granicę. Koców nie ma, firmy nie ma, zostali bezrobotni. Od tej pory wszyscy latami wegetowali na „kuroniówkach”, od zasiłku do zasiłku, aż w końcu bez prawa do jakiejkolwiek pomocy i środków. Wielkim szczęściem całej rodziny była dorywcza, sezonowa praca przy produkcji bożonarodzeniowych bombek lub zbieraniu pieczarek, jeśli komuś w ogóle udało się załapać na taką fuchę. Młodzi z czasem powyjeżdżali za granicę. Niektórzy z nich po latach wracają z zarobionymi pieniędzmi - na swoje, gdzie chcą rozwinąć jakiś biznes.
Takich zakładów, mniejszych i większych, które upadły, bo oddaliśmy je za bezcen, były setki, jeśli nie tysiące. Część z nich pewnie upaść musiała, ale na pewno wiele można było postawić na nogi. Tak się nie stało. Zalały nas miliony ton towarów z zagranicy. Nie zyskuje na tym w Polsce prawie nikt. Ani pracownicy, ani państwo, bo wielkie firmy uciekają z podatkami. Najwyższy czas, by państwo zaczęło wspierać polskie firmy. Warto też, żebyśmy my - konsumenci – dokonywali świadomych wyborów i wspierali polską przedsiębiorczość.
Robiąc zakupy, spędzam sporo czasu na czytaniu etykiet. Po pierwsze dlatego, że unikam produktów, w których jest dużo chemii (ale to temat na odrębny tekst). Drugi powód to producent. Okazuje się, że nawet jajka są przywożone z zagranicy. Zagraniczni producenci szukają rynków zbytu, gdzie się tylko da. Powinniśmy być równie zaradni i wspierać "naszych".
Najwięcej polskich produktów, które kupuję na co dzień, to wyroby mleczarskie z Mlekpolu czy Piątnicy. Mam sentyment do Podlasia. Kupuję też mleko UHT, śmietanę kremówkę lub masło z Łowicza. Sentyment mam też do wielkopolskiego Gostynia, dlatego też zdarza mi się kupić masło z tamtejszej spółdzielni mleczarskiej. Chyba każdy zna niebieskie opakowanie mleka skondensowanego do kawy z krówką – to jest właśnie mleko z Gostynia. Poza tym w Gostyniu – rodzinnym mieście mojego męża - są prężnie działające zakłady zielarskie Kawon.
Po niemieckich drogach jeżdżą prawie wyłącznie niemieckie samochody. Przed nami jeszcze długa droga do polskiego samochodu – od projektu po wykonanie. Marzy mi się piękna, nowoczesna wersja Syreny lub Warszawy. Kupiłabym na pewno.
Z zawodu i pasji jestem dziennikarką. Pracowałam w Polskiej Agencji Prasowej, TVN24, wydawałam lokalny tygodnik Gazeta Południa. Przez 15 lat byłam współwłaścicielką portalu Salon24 i prezesem spółek. Założyłam i prowadziłam Fundację Warszawskie Szpitale Polowe. Przez rok byłam sekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta RP.
Więcej informacji o mnie na stronie: bognajanke.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie