*Kto ma ropę, ten ma kłopot
* Kogo słuchają banki?
*Lagarde = Greenspan
*Dzieci i wnuki zapłacą, czyli jak kraść bezpiecznie
*Nasza chata z kraja?...
Po zgruchotaniu niezależnej państwowości Iraku przyszła kolej na Libię: posiadanie złóż ropy naftowej okazuje się niebezpieczne. Niestety, nie można ich ukryć ani schować w banku, żeby nie kusiły złodziei. Francja już „zapewniła sobie” 35 procent libijskiego wydobycia, a przecież nie jedyna Francja „zaprowadza demokrację” w Libii. Co do własnej, suwerennej państwowości, hm... Związek Sowiecki za Lenina i Stalina był niewątpliwie państwem suwerennym, ale ta suwerenność państwowa nie uszczęśliwiała obywateli. Ale czy oparta na zachodnich bagnetach „demokracja” będzie lepsza dla obywateli Iraku, Libii (i kto tam następny w kolejce?) od dyktatorskich niby, acz suwerennych rządów Husajna czy Kadafiego? Zresztą z Kadafim sprawa nie jest jeszcze przesądzona: jakoś tak nie zauważone przez media przeszło chińskie oświadczenie, że przyszłość Libii nie może być rozstrzygana bez udziału Chin i od tego czasu libijscy „demokraci” jakby stracili medialne oblicze niewiniątek: podobno rżną „kadafistów” całkiem nie-demokratycznie, ponadto już kłócą się o pieniądze... Z pieniędzmi to w ogóle ciekawa sprawa: po francusko-angielsko-amerykańskiej agresji na Libię okazało się, że konta rządu libijskiego w bankach zagranicznych zostały zamrożone, a osobiste konta Kadafiego po prostu skonfiskowane! To bardzo ciekawy wątek w nowożytnej politologii, w odniesieniu do zachodniej demokracji: kto właściwie podjął tę decyzję, obowiązującą wszystkie prywatne banki trzymające tę libijską forsę? Że świat polityki przenika się ze światem finansów, a bankowości zwłaszcza, to wiemy, ale żeby aż tak?...
Właśnie szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Francuzka Krystyna Lagarde, co to zastąpiła uwalonego prowokacją hotelową Dominika Strauss-Kahna, najpoważniejszego rywala Sarkoz’ego w najbliższych wyborach prezydenckich, oświadczyła, że po wpompowaniu już prawie biliona euro w gospodarkę Unii Europejskiej ( w kryzysach 2008 i 2010) trzeba jeszcze tylko, dla pewności, wpompować drugi bilion i będzie już dobrze. Ot, jak niewielką mądrością rządzony jest ten świat. Przypomnijmy, że inny mądrala, zza Oceanu, niejaki Alan Greenspan ( Grynszpan ), szef amerykańskiej Rezerwy Federalnej, nie zauważył w swoim czasie nadciągającego kryzysu... Wprawdzie złośliwi powiadali, że zauważył, ale dał zarobić największym złodziejom, ale czego to ludzie nie wymyślą... „Ratunkowe” pomysły Greenspana i Lagarde są identyczne: pod zastaw przyszłych podatków od przyszłych pokoleń wyprodukować już dzisiaj wirtualne biliony i rzucić je na rynek. Jest to recepta na ograbienie wszystkich dzieci i wnuków po to, żeby niektórzy nieliczni rodzice zachowali i pomnożyli majątek: ci, do których jako pierwszych trafią te inflacjogenne pieniądze. To wielkie banki i wyższa biurokracja państwowa – prawdziwi sprawcy, ojcowie kryzysu. Demokratyczni politycy świata Zachodu realizują szczególną fazę rozwoju pieniądza, bankowości i rynków finansowych: zadłużamy bez ograniczeń przyszłe pokolenia, grabimy setki miliony obywateli inflacyjnym pieniądzem.
Żeby obywatele UE nie biesili się, Merkel i Sarkozy pchają im przed oczy 300 miliardów euro, jakie chcą rzekomo zaoszczędzić na biurokracji w najbliższych latach. Po pierwsze – nie wiadomo, jak to zrobią, po wtóre – czy „zaoszczędzą”, ale z tych 2 wirtualnych bilionów, które najpierw wpuszczą w obieg?... A to ci dopiero „oszczędność”!
W Polsce rząd Tuska i jego propaganda udają, że kryzys nas nie dotyczy. Zapanowało oficjalne milczenie. Rządowi propagandyści nie dostrzegają ani wzrostu cen, ani inflacji, ani coraz gorszej sytuacji na rynku pracy (bezrobocie – 12,6 procent!), ani tego, że jesienią będzie jeszcze gorzej. Przypomina to optykę „nasza chata z kraja”: nas kryzys nie sięga. Rzeczywiście, w centrum Europy to my nie jesteśmy („Warszawa, małe żydowskie miasteczko na rubieżach Europy” – pisał kiedyś pewien światowiec), ale czy ukryjemy się na tej rubieży przed kryzysem? - sprawa nader wątpliwa. O żadnych oszczędnościach na administracji mowy nie ma, już tam dałaby administracja Tuskowi oszczędzać na niej. Póki co najważniejsze są przecież wybory, a kto to słyszał, żeby przed wyborami konfliktować się z jakąś grupa społeczną. Wyciszono też wskazania zegara polskiego długu publicznego (czyżby przestał chodzić?), a i doniesienia o radosnym zadłużaniu się samorządów też zniknęły z medialnych czołówek. Sadząc po tym oficjalnym milczeniu rządu – jest dobrze. Innych przesłanek dobrobytu brak.
Inne tematy w dziale Polityka