W swoim przemowieniu inauguracyjnym z okazji objecia przez Polske pozycji “wodzireja korowodu bezglowych gejow” ( to aluzja do logo polskiej “nadęcji” i tromtadracji ), premier Tusk postanowil potraktowac zgromadzonych CEP-ow ( Czcigodnych Euro-Poslow ) jak polskich MWzWM.
Model cwiczony od czerech lat, wiec poszlo jak z platka:
“Najwiekszym osiagnieciem Europy jest zjednoczona Europa, nie robmy polityki - poszerzajmy strefe €, gdy stara Europa popada w pesymizm ( np. Grecja i pozostale
“€-swinki” w kolejce ), Polska wnosi optymizm i najlepsze, kaszubskie truskawki. Wbrew malkontentom jest dobrze, a bedzie jeszcze lepiej”.
Czcigodny Pan Premier zapomnial jednak, iz mimo coraz wiekszego upodobnienia UE do dawnego ZSRR, pewne mechanizmy typowe dla Dzikiego Kraju nad Wisla jeszcze na Zachodzie nie obowiazuja. I dlatego tez kiedy Nigel Farage powiedzial mu kilka slow prawdy ( choc z brytyjska powsciagliwoscia nie zapytal wprost, od kiedy ma te objawy ), nie bylo w poblizu Wscieklego Stefana, ktory zakrzyczalby smialka slowami “cham, cwok, nieuk! To europosel? Jaki to europosel? Po co nam taki europosel?!”. Nie bylo profesora Nalecza z praktycznym “pedofilem”, ani wogole nikogo, kto zaproponowalby przymusowe badania psychiatryczne dla europosla z Brytyjskiej Partii Niepodleglosciowej ( UK£P ).
I o ile Martin Schulz ( przy ktorym po mydlo bym sie nie schylil ) w zyciu jeszcze nie slyszal “tak dobrego przemowienia”, o tyle juz brytyjski “Economist” napisal tak, ze kwalifikowaloby to sie na dyplomatyczna interwencje Sikorskiego, jesli nie u papieza, to przynajmniej u brytyjskiej krolowej.
A wracajac do tytulowego pytania, czy znakomity mowca i weredyk, Nigel Farage, jest naszym przyjacielem.
No coz, niewatpliwie jest nim w tym sensie, ze jest wrogiem naszych wrogow ( scil. eurokomuny ), ale nie jest przyjacielem w takim stopniu, jak kiedys Chesterton.
Albowiem nie mozna prawdziwie darzyc przyjaznia kogos, kto jest godny pogardy i politowania.
Prawie czterdziestomilionowy narod, majacy w glebokich czelusciach dupy niewyjasniona smierc swojej elity politycznej, z prezydentem wlacznie. Panstwo, ktore nie upomnialo sie o wrak samolotu, o czarne skrzynki, ktore zawierzylo … Putinowi, a na nowego prezydenta wybralo, jak wybralo.
Nie mowmy juz o przyjazni, ale czy mozna miec jakikolwiek szacunek do panstwa, ktoremu mozna zablokowac port z wyjasnieniem, ze jak tam kiedys bedzie wam potrzebny, to SIE zobaczy, SIE glebiej wkopie.
Panstwo, ktorego czolowych politykow mozna poklepac po zadzie jak konia i uspokoic “no dobrze, dobrze, Bronek-Donek nie nerwujsia, my tu za was wszystkiego pilnujemy”.
Czy gdyby nie irracjonalna wiez z polskoscia, ktokolwiek chcialby miec cos wspolnego z takim panstwem i takim niby-narodem?
Inne tematy w dziale Polityka