Okazuje się, że w związku z rozpoczęciem roku akademickiego 2017/2018 zaszczycił nas swoją obecnością sam pan rektor Uniwersytetu Europy Centralnej w Budapeszcie pan Michael Ignatieff, główny bojownik o wolność Akademii na Węgrzech. W trakcie pobytu w Warszawie przewidziany jest m.in. wykład inauguracyjny na SWPS Uniwersytecie Humanistyczno Społecznym pt. Universities and Liberal Freedem in Central Europe” ( Uniwersytety i Wolność Liberalne w Europie Centralnej”. A następnie zaśpiewa chór.
Uniwersytet Humanistyczno –Społeczny SWPS , podobnie jak Central European University w Budapeszcie są uniwersytetami bardzo młodymi. Pierwszy został założony przez prof. Janusza Reykowskiego z kolegami jako Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej. Sam pan prof. Reykowski, psycholog, był od roku 1949 filarem partii naszej kochanej PZPR aż do jej smutnego końca.
W latach 1988-1990 był członkiem Biura Politycznego Komitetu Centralnego PZPR a wcześniej też zdarzało mu się służyć partii swoimi talentami na wysuniętych odcinkach. Np. w latach 1967-1968 był kierownikiem Ośrodka Badań Społecznych Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego, w latach 1982-1989 wchodził w skład kierownictwa Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego a ciemne czasy komunizmu zwieńczył kierowaniem zespołu ds. reform politycznych Okrągłego Stołu.
Będąc już po stronie jasności w 1996 „poszedł na swoje”, chociaż chyba nie do końca, bowiem od roku 2007 jako podmiot założycielski dla Uniwersytetu Humanistyczno Społecznego SWPS jest wymieniany podmiot o nazwie Instytut Rozwoju Edukacji, który jest spółką z ograniczoną odpowiedzialnością KRS 0000291897, z siedzibą na ul. Chodakowskiej 19/31. Jest ona z kolei własnością spółek : Instytut Edukacji Europejskiej Spółka z o.o, (KRS 0000097161) z siedzibą w Poznaniu ul. Gen. T. Kutrzeby 10 oraz Instytut Edukacji SA (KRS 0000487031) z siedzibą w Janikowie k. Poznania.
We władzach (zarządzie lub radzie nadzorczej) zasiada dynamiczny pan Piotr Zenon Voelkel, który jest szczęśliwym właścicielem kilku innych spółek a ponadto zasiada wraz z panią Grażynką Kulczyk w radzie Fundacji Malta jak również wraz z rodziną we władzach Fundacji Vox Artis Promocja Polskiej Sztuki Współczesnej i Designu z siedzibą również na ul. Gen T Kutrzeby 10 w Poznaniu.
Struktura właścicielska Uniwersytetu Humanistyczno Społecznego SWPS przypomina dość wiernie konstrukcję biznesową Central European Universtity w Budapeszcie, którego szczęśliwym rektorem jest od września 2016 r. prof Michael Ignatieff. Jest to bowiem też prywatne przedsięwzięcie pewnego obywatela a konkretnie obywatela USA niejakiego George’a Sorosa, który od roku 1991 r. jest bardzo aktywny na Bałkanach. Wyłożył podobno na ten uniwersytet dużo pinionżków (podobno ok.880 mln USD) w sobie znany sposób.
No i słynna „dyktatura większości” na Węgrzech czyli rząd premiera Orbana w czerwcu 2017 r. wprowadził ustawę „o przejrzystości organizacji pozarządowych”, która przewiduje m.in. obowiązek każdorazowego zgłaszania w sądzie (zapewne rejestrowym) faktu otrzymania zagranicznej dotacji w kwocie wyższej niż 24 tysiące Euro (w przeliczeniu). Dodatkowo organizacja pozarządowa, będąca szczęśliwym beneficjentem takiej pomocy winna niezwłocznie zamieścić informację o fakcie uzyskania wsparcia finansowego na swojej stronie internetowej.
Obowiązek nie dotyczy pomocy z funduszy z terenu UE rozdysponowywanych przez agencje rządowe. Co ciekawe, ustawa NIE ZABRANIA pobierania dotacji od zagranicznych sponsorów spoza UE. Tylko nakłada obowiązek podawania do publicznej wiadomości - informacji o takiej dotacji.
Na takie brewerie nie mogła patrzeć Komisja Europejska i inni ludzie dobrej woli.
Niezawodna Komisja Wenecka, którą znamy i kochamy, natychmiast „nakazała zlikwidowanie tego zapisu”. No a 4 października 2017 r. Komisja Europejska wydała tzw. uzasadnioną opinię w tej sprawie a Węgry mają miesiąc na odpowiedź.
I w tych okolicznościach przyrody rektor Uniwersytetu Europy Centralnej pan prof. Michael Ignatieff przyjeżdża do Warszawy aby nie tylko wygłosić wykład inauguracyjny w Uniwersytecie towarzysza Reykowskiego & Kolegów, ale w dniu 6 października 2017 r. uda się oficjalnie do „Braci Smolar” czyli do siedziby Fundacji Batorego na ul. Sapieżyńską 10a aby wygłosić wprowadzenie do debaty , której tematem będzie: „Społeczeństwo Otwarte i jego wrogowie” . Wedle Karla Poppera, którego uwielbia George Soros, sponsor tej, jak i wielu innych, imprezy.
Pan prof. Michael Ignatieff z dalekiej Kanady ma dodatkowy problem z rządem węgierskim, albowiem od kwietnia prowadzi swój własny bój z „węgierską dyktaturą większości” o utrzymanie przy życiu podmiotu jakim jest Central European University w Budapeszcie.
Albowiem krwawy satrapa Victor Orban, budujący druciane płoty, zamachnął się nie tylko na „tajemnicę źródeł finansowania i kanałów przepływu środków finansowych dla organizacji pozarządowych”, ale jeszcze wdrożył ustawę o uczelniach wyższych, na podstawie której prawo do prowadzenia działalności rozumianej ogólnie jako „uniwersytecka” mają mieć tylko takie podmioty zagraniczne, które w swoich krajach macierzystych RÓWNIEŻ prowadzą „symetryczną” działalność dydaktyczną, badawczą oraz posiadają tzw. kampus czyli prawdziwych, żywych studentów.
Uniwersytet Europy Środkowej w Budapeszcie nie spełnia tych kryteriów a jako podstawę prawną swego istnienia posiada podobno jedynie jakieś porozumienie pomiędzy Stanem Nowy Jork a Ratuszem Budapesztu. Co oznacza, że rząd węgierski może w każdej chwili zakazać jego działalności.
Tak więc być może pan prof. Ignatieff przyjechał do Warszawy aby podzielić się swoimi lękami i nadziejami z ludźmi szlachetnymi i tak jak on walczącymi z: nacjonalizmem, ksenofobią, rasizmem, islamofobią, antysemityzmem, seksizmem i wszystkim tym, o co oskarżana jest przez lewactwo Zachodu Europa Centralna od roku 1991.
Pan prof. Michael Ignatieff w dodatku ma problem, bo jeśli polegnie w bojach ze zdeterminowanym rządem węgierskim o jawność przepływów finansowych i nie okaże dowodu, że Central European University jest filią jakiegoś PRAWDZIWEGO uniwersytetu, to będzie to już jego druga wielka wpadka zawodowa i wizerunkowa zaledwie w ciągu jednej dekady.
Albowiem pan prof. Michael Ignatieff, potomek dwóch wielce wpływowych rodów: rosyjskiego i kanadyjskiego, światowiec brylujący ponad 30 lat w prestiżowych mediach i na uniwersytetach Wielkiej Brytanii, USA i Kanady – nie zakopałby się w pięknym lecz jakże prowincjonalnym Budapeszcie ze swoją węgierską żona tak sam z siebie.
W latach 2006 – 2011 był liderem jednej z trzech ważnych partii kanadyjskich: Partii Liberalnej. Z perspektywą zawalczenia o fotel premiera. Ale pokazał jakieś deficyty wizerunkowe w tym ciekawy brak lojalności: w tej samej partii startował w 2006 r. na lidera jego kumpel z pokoju w akademiku i bardzo zasłużony dla Partii Liberalnej polityk – pan Robert Keith Rae (Bob Rae), wcześniej m.in. gubernator stanu Ontario i mimo, iż Ignatieff wcześniej nie interesował się zbytnio Kanadą (ponad 30 lat poza krajem i poza polityką) – wyciął kolegę w wewnętrznych wyborach partyjnych, aby za 5 lat poprowadzić Partię Liberalną do największej klęski w historii. W roku 2011 Partia Liberalna uzyskała w wyborach nieco ponad 30 miejsc w parlamencie, gdzie zawsze miała nie mniej niż 70.
Ale pan profesor Ignatieff zawsze celował bardzo wysoko. Kiedy w roku 2000 był dyrektorem raczej bardzo skromnego ośrodka badawczego w The Kennedy School of Law na Uniwersytecie Harwarda – pod nazwą The Carr Center for Human Rights Policy (Centrum Carra w zakresie polityki praw człowieka), opracował dla potrzeb stworzonego pod patronatem rządu kanadyjskiego dla potrzeb ONZ dokumentu, który udowadniał celowość „interwencji humanitarnej” i „interwencji odbudowującej demokrację” a jego tytuł brzmiał „Responsability to protect”.
No i gdzie się teraz człowiek nie obejrzy, wszędzie „interwencje humanitarne”, „odbudowa demokracji”: od Libii przez Irak aż do Syrii. Widać nawet „poczucie odpowiedzialności aby chronić” – „społeczeństwo otwarte” w Polsce czy na Węgrzech.
Czyli pan prof. Michael Ignatieff stworzony jest do wyższych celów.
Nie na darmo jego ojciec graf Grigorij Pawłowicz Ignatiew urodzony w 1913 r. w Sankt Petersburgu syn ostatniego carskiego ministra edukacji Pawła Nikołajewicza Ignatiewa – dobrze się ożenił jako emigrant w Kanadzie. Pan prof. Michael Ignatieff jest poprzez matkę panią Alison Grant, siostrzenicę samego Vincenta Massey’a , Generalnego Gubernatora Kanady w latach 1952-1959 i potomka starej i bardzo bogatej rodziny Massey ( m.in. Massey Fergusson Tractor Company) , który bardzo wcześnie, bo już w 1943 r. wylansował syna białych Rosjan – na przedstawiciela Kanady przy Czerwonym Krzyżu. Należy domniemywać, że chodziło o to, aby siostrzenica nie wychodziła za mąż „za nikogo”.
A może w tle było coś jeszcze, bowiem ucieczka rodziny „ostatniego ministra edukacji carskiej” owiana jest mgłą tajemnicy, podobnie jak życiorys wojenny i powojenny Georgy Schwartza, później miliardera Sorosa.
Oto bowiem podobno minister Paweł Ignatiew został aresztowany w 1918 r. przez potworną Czeka Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego i powinien był zniknąć bez wieści w jakimś dole śmierci. A tymczasem „został uwolniony z więzienia dzięki wsparciu swoich zwolenników”. I rodzina wyjechała z Rosji Sowieckiej przez Paryż do Kanady. Paryż można zrozumieć, bowiem dwaj stryjeczni bracia ministra byli wysokiej rangi wojskowymi i członkami misji wojskowych we Francji, więc sami tam uciekli. No, no. A to ciekawostka.
Wyjazd do Kanady i późniejsza bajeczna kariera syna Grigorija w anglosaskiej Kanadzie jest jeszcze jedną zagadką, albowiem dziadek Nikołaj Pawłowicz Ignatiew oficer carski w służbie dyplomatyczno –szpiegowskiej Rosji – brał udział w wojnie wywiadów rosyjskiego i brytyjskiego na terenie Azji – pod nazwą „Wielka Gra”. Zaczął od szpiegowania w Londynie aby otrzymać następnie misje w Chiwie i Bucharze (1858, pułkownik), gdzie odniósł był wielkie sukcesy. W 1858 r. wysłany został do Chin, gdzie wynegocjował dla Rosji nie tylko dostęp do jednego brzegu rzeki Amur ale i do całkiem sporego kawałka wybrzeża i ratyfikacji tzw. Ajgurskowo Dogowora. W 1861 był już posłem w Konstantynopolu i generalnie kręcił się po Europie, która dzieliła wówczas między sobą Afrykę i Chiny. I awansował w ministerstwie spraw zagranicznych.
Aż nadszedł rok 1881 r. i rewolucjonista narodowo lec Hryniewicz rzucił bombę pod koła powozu cara Aleksandra II. Był to już chyba 6 zamach na cara i wreszcie „udany”. Może to te sukcesy wywiadu rosyjskiego w „Wielkiej Grze” tak „mobilizowały ludzi szlachetnych”.
Następny imperator, Aleksander III wobec ataku , który sięgnął tronu Rosji, musiał zacząć władzę od ogarnięcia spraw wewnętrznych kraju ze szczególnym uwzględnieniem wyśledzenia i zneutralizowania wrogów wewnętrznych i zewnętrznych.
W roku 1881 r. generał Nikołaj Pawłowicz Ignatiew miał już lat 49 i za sobą bardzo nerwowy i niebezpieczny tryb życia. Kiedy car Aleksander III wymieniał służby z bardziej frywolnych na bardziej stateczne, jego uwaga została skierowana na człowieka doświadczonego we wszystkich możliwych spisach i „kombinacjach operacyjnych”, to jest na generała Ignatiewa. Początkowo Ignatiew był mianowany na ministra „ziem i własności”. Ale już po 6 tygodniach, 4 maja 1881 r. powołany został na stanowisko ministra spraw wewnętrznych.
No i ten zdolny generał przedstawił carowi projekt ustawy, którą ten w dniu 14 sierpnia 1881 r. zatwierdził. Była to „Ustawa o środkach i ochronie porządku państwowego i spokoju społecznego”. Te „środki” to była m.in. tajna policja, prowokatorzy, szpiedzy, cenzura, nadzór policyjny etc. Słynna ustawa o powołaniu Ochrany.
Ustawa okazała się wielkim sukcesem w oczach cara i jego następców i obowiązywała aż do wieku XX, niejednokrotnie (1905-1906) przechodząc w stan wojenny.
Ta jutrzejsza debata o „Społeczeństwie otwartym i jego wrogach” zagajana przez prawnuka twórcy Ochrany to będzie prawdziwy cymes. W siedzibie organizacji pozarządowej, prowadzonej od lat przez potomka państwa Smolar-Najdus, którzy chlebem i solą witali w 1939 r. w Białymstoku „społeczeństwo otwarte” uosabiane przez Armię Czerwoną i enkawede. To będzie historyczny moment.
W pierwszym rzędzie zapewne zasiądzie nasze dobro narodowe, pan Adam Bodnar Rzecznik Praw Obywatelskich i obrońca „czyścicieli”, „student dwuletniego studium prawo konstytucyjne porównawcze” Uniwersytetu Europy Centralnej rocznik 2000. Czy Vincent Rostowski, wykładowca tegoż Uniwersytetu w dziedzinie ekonomii, co to się teraz zaczął modlić.
Do tego kilkoro innych niezwykle kompetentnych absolwentów tej placówki, działających już to na niwie uniwersyteckiej (pan prof. Eryk Kosiński, UAM, prawo), pan Sergiusz Trzeciak, specjalista z zakresu „marketingu politycznego” co to „…Obecnie jako konsultant i trener Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) szkoli parlamentarzystów i liderów politycznych w Europie, Azji i Afryce..” i wykłada w Colegium Civitas.
Czy pani Justyna Drath: nauczycielka, rowerzystka, feministka. Jedną nóżką w Związku Nauczycielstwa Polskiego, drugą w Krytyce Politycznej – pisze broszury na temat narkotyków w szkołach. Gdyby pani Drath nie ukończyła w 2012 r. seminarium „Human Rights and Drug Policy” w CEU w Budapeszcie, zapewne nie wiedzielibyśmy, co robić z tym „problemem narkotyków”.
Albo pani dr Monika Konieczyńska, pracująca w Departamencie Geologii Środowiskowej Państwowego Instytutu Geologii w Warszawie. W latach 2009-2011 - Kierownik Departamentu Geologii Środowiska w Państwowym Instytucie Geologicznym, członek Grupy Ekspertów GeoEnergy w ramach EuroGeoSurveys. Pani dr Konieczyńska jest wymieniana w składzie zespołu opracowującego Mapę Geośrodowiskową Polski. A w dniu 17 września 2015 r. była wymieniona jako prelegent na konferencji w Brukseli pt. „Unconventional Hydrocarbons. The Polish experience in the European dimension”. (Niekonwencjonalne węglowodory. Polskie doświadczenie w perspektywie europejskiej). Konferencję otwierał pan professor Jerzy Buzek ówczesny przewodniczący Parlamentu Europejskiego a wśród prelegentów był Główny Geolog Kraju pan dr inż. Stanisław Brodziński oraz dyrektor departamentu Geologii i Koncesji Geologicznych w Ministerstwie Środowiska pan Rafał Miland. Chyba chodziło o ten cały gaz łupkowy.
Tak się przypadkiem składa, że firma San Leon, w której Quantum Fund pana Sorosa ma znaczące udziały jest prawdziwym mistrzem w zdobywaniu koncesji na wydobycie gazu łupkowego w Polsce. Trochę gorszy jest Chevron, ale pan Soros też ma tam udziały.
No a pani dr Monika Konieczyńska jest nie tylko absolwentką geologii na UW ale też ukończyła Wydział Kształtowania Środowiska w Central European University w Budapeszcie. A to się dobrze składa.
Albo kto „naprawia stosunki z Litwą”? I to już od pewnego czasu. Albo organizuje jakże trudne i skomplikowane relacje Macierzy z Polonią – Brytyjską? To tak odpowiedzialny odcinek ta polityka zagraniczna i kontakty z Polonią.
Na szczęście jest pani dr Jolanta Rzegocka, małżonka pana ambasadora RP w Londynie – Arkadego Rzegockiego. Pani dr Rzegocka od 1997 r. współpracuje z Polskim Uniwersytetem na Obczyźnie w Londynie (PUNO) a od 2004 r. jest członkiem Stowarzyszenia Naukowców Polaków na Litwie (SNPL). A na chlebek z masełkiem zarabia/ła jako Sekretarz Katedry Interdyscyplinarnych Badań nad Językiem w Wyższej Szkole Europejskiej im. Ks Józefa Tischnera w Krakowie.
A kształciła się bardzo starannie. Najpierw w 1998 r. magisterka w specjalizacji dramat angielski i teoria literatury na Wydziale Neofilologii w Instytucie Filologii Angielskiej.
Po czym przeniosła się do Budapesztu, gdzie w 1999 r. zrobiła magisterkę na Wydziale Mediewistyki Uniwersytetu Europy Środkowej w Budapeszcie a następnie w 2003 r. tamże doktorat (uznanie tytułu) na Wydziale Mediewistyki na podstawie rozprawy pt. „Religious Drama and Performance in Early Modern Krakow”.
George się pewnie zaczytywał do upojenia. Z tego kształcenia mogły powstać tylko szlachetne pomysły w gronie szlachetnych ludzi i dr Rzegocka wraz z małżonkiem Arkadym podpisali w maju 2012 r. deklarację powołującą powołującą Forum Dialogu i Współpracy z Litwą. Wśród 100 intelektualistów i innych autorytetów widzimy podpisy takich rzeczników polskiego interesu i polskiej racji stanu w stosunkach z Litwą jak m.in. pan Klaus Bachmann , niemiecki dziennikarz i wykładowca Uniwersytety Wrocławskiego, pani Bogumiła Berdychowska, pan Stefan Chwin pisarz, Agnieszka Holland reżyser filmowy, pan Adam Michnik redaktor Gazety Wyborczej, Henryk Samsonowicz historyk , profesor, pan Aleksander Smolar prezes Fundacji im Batorego, pan Andrzej Wielowieyski, katolicki publicysta , pan Kazimierz Wóycicki publicysta i wykładowca oraz pani Ludwika Wujec społecznik, pedagog.
Walka społeczeństwa otwartego z jego wrogami trwa. Jutro pan rektor Uniwersytetu Europy Środkowej w Budapeszcie zagai dyskusję. Nie wiemy, czy będzie się jej przysłuchiwać obecna ukochana Małżonka pana Rektora, pani Zsuzsanna M. Zsohar małżonka i emigrantka węgierska, o której korzeniach i młodości nie wiadomo nic, poza tym, iż cierpiała w recepcji węgierskiego hotelu dla cudzoziemców kiedy goście hotelowi obdarowywali ją butelkami szamponu na odchodne.
Ja z grzeczności nie zapytam, kogo za komuny hotele dla cudzoziemców zatrudniały w recepcjach i jak ta bieda za komuny miała się do oszałamiającej kariery matrymonialnej i zawodowej pani Zhohar w Holandii (pierwszy małżonek był holenderski), RPA i Wielkiej Brytanii (wydawnictwo Penquin). Z perspektywą zostania premierową Kanady.
Nie czepialibyśmy się pani Zsuzanny Zsohar gdyby nie to, że w 2015 r. na Węgrzech grasowała jakaś pani Zsuzanna Zhohar, aktywistka – rzeczniczka Migrant Aid, która ściągała na potęgę różnych „uchodźców” i organizowała im jakieś chatki nad Balatonem jako „schronienie” i zastrzegała się, że nie Migrant Aid nie bierze kasy do George’a Sorosa.
Kadry to potęga.
Inne tematy w dziale Kultura