pink panther pink panther
1320
BLOG

Antyfaszysta Czesiek Kiszczak i neofaszysta Orban. I Putin.

pink panther pink panther Społeczeństwo Obserwuj notkę 31

Zaledwie kilka dni temu wielce szanowny pan senator Mc Cain w dyskusji publicznej w sprawie obsadzenia stanowiska ambasadora USA w Budapeszcie rozerwał szaty i wyraził swoje niezadowolenie z dwóch powodów.

Po pierwsze, nie podoba mu się kandydatka na ambasadorkę w pięknym mieście Budapeszcie,  proponowana przez pana prezydenta Obamę.

 Podobno dlatego, że jest producentką najgłupszego i najdłuższego serialu wszechczasów ”Moda na sukces”. No ale „zasponsorowała”  wybory prezydenckie kwotą ok. 800 tysięcy USD a miała z czego.

Po drugie, określił  był urzędującego Premiera Węgier pana Victora Orbana tytułem „neo -faszysty”, który „poszedł do łóżka z Putinem”.

 

Głodnemu chleb na myśli, to może mu się wszystko z łóżkiem kojarzyć. Wydaje się, że oficjalna polityka USA popiera właśnie związki jednopłciowe i jeśli jeden facet chce z drugim iść do łóżka, to nie gdzie indziej, ale właśnie w USA – winno to znajdować zrozumienie i poparcie.

 

A tu nie. W dodatku „neofaszysta”?

 

To jest bardzo ciekawa i gorzka wypowiedź, która winna wywołać do tablicy samego Griszę Sorosa, który „wyprodukował” pana Victora Orbana na „męża stanu” – do spółki z „naszym Powstańcem” Zbigiem Pełczyńskim.

 

Dokładnie to akurat Zbig „wyprodukował” w Londynie kilku ciekawych „mężów stanu”, z których najsławniejszy jest  Bill Clinton a w Polsce – Radek Sikorski „przy pomocy Oksfordu i Open Society Foundation”. No i to „nieporozumienie towarzyskie” - Victor Orban.

 

Nie wiem co się stało „po drodze” ,oczywiście politycznej, że pan premier Victor tak radykalnie rozczarował wybitnego męża stanu USA i nie jego jednego. A przecież zapowiadał się świetnie: ateista, „absolwent” Open Society Foundation pana Sorosa, studiował, jak Pan Marszałek Radosław- w Oksfordzie. Bliski ideału jak na Węgry.


Może mu zaszkodziło nawrócenie na jakąś wiarę chrześcijańską. Nie taką „najgorszą ze wszystkich” czyli „katolicką”, ale już coś się zaczęło dziać źle. Może „zaszkodziła” Małżonka i pięcioro dzieci. Facet zaczął myśleć  o ich przyszłości i szybko skalkulował, że jak te banki i supermarkety będą takie marże brać i narzuty dawać – a wykazywać tylko straty, to z Węgier zostanie za 20 lat tylko puszta i swobodnie biegające dzikie konie, bo ludzie stamtąd znikną. I co on zrobi z dziećmi i wnukami?


Węgry są znacznie mniejsze niż Polska, to i kalkulowanie szło szybciej niż u nas.

 

Co do „chodzenia do łóżka z Putinem” – to sprawa jest prosta. Do łóżka z Putinem czy Jelcynem a kiedyś ze Stalinem – to mają swobodę chodzenia – oczywiście prezydenci USA.

Taki Roosvelt w 1945 to nawet poszedł na „grupen-sex” w Jałcie wspólnie ze starym zbereźnikiem Churchillem.

Nikt mu złego słowa nie powiedział.

I jeszcze  „za usługę” dał  całą Środkową Europę – czyli „nie swoje” i „gra gitara”. A przyjemność była.

 

A tu się pojawia jakiś  taki Orban, co ośmielił się zdradzić ideały samego Griszy Sorosa – powoływać się na to, że ma 70% poparcia i może robić co JEGO NARÓD uważa za potrzebne i słuszne DLA SIEBIE. Absolutny szok!!!

 

Tyle, że może wredni Węgrzy nie zapomnieli, kto ich napuszczał na  ZSRR w 1956 r. Przypadkiem pamiętam: to było Radio Free Europe finansowane przez USA.

 

Oni uwierzyli, wyszli na ulice a potem z Polski trzeba było samolotami krew wozić i bandaże. I nie mogli się doliczyć jakichś 100 tysięcy obywateli, których wywiało na Syberię a „wielka pomoc USA dla Węgier” była mniejsza niż pomoc Polaków, którzy zrobili ściepę do kapelusza i wysłali lekarstw i innej pomocy za jeden milion USD. A może dwa. Najwięcej ze wszystkich.

 

Było to zrozumiałe, bo Polacy nie zapomnieli ani pomocy „węgierskich faszystów” w 1920, ani pomocy „węgierskich faszystów” w latach 1939-1945. A ci mieli zrozumienie, bo właśnie w 1919 r. doświadczyli dobrodziejstw działalności antyfaszysty Beli Kuna. Który, co ciekawe, po wyciepaniu przez zaprzysięgłych węgierskich faszystów – wylądował na Krymie i tam to dopiero się rozkręcił. Wszystkich rosyjskich białych faszystów wysłał do krainy wiecznych łowów a dokładnie powiązanych w pęczki  i obciążonych kamieniami wrzucił do Morza Czarnego aby stali pionowo i przypominali grecki kolumny. Nie dość , że antyfaszysta, to esteta.

 

„Zdrajca Orban” ma się wstydzić i być izolowanym a najlepiej pewnie trzeba będzie „zrobić mu majdan” lub coś w tym guście.

 

Ale w przeciwieństwie do Węgier, które jęczą pod butem „neofaszystowskiego dyktatora z 70-% poparciem”, który wywalił nadwyżki starych antyfaszystów z posad, to taka Polska winna być pokazywana światu jako żywy przykład antyfaszyzmu.

 

Bo to w Polsce dożywa swoich dni jeden z najwybitniejszych „antyfaszystów” naszych czasów: Czesiek Kiszczak.

 

Czesiek Kiszczak urodził się w 1925 r. w okolicy niesłusznych Wadowic jako syn „komunisty hutnika” oczywiście „prześladowanego” przez ówczesny „faszystowski polski rząd”. W czasie wojny „był na robotach u antyfaszystów niemiekcich” ale już w 1945 r. znalazł się  był  w światowej stolicy szpiegów- Wiedniu i „organizował tam milicję obywatelską” oczywiście pod ojcowskim okiem Armii Czerwonej, akurat przebywającej wówczas z przyjacielską wizytą w tym Wiedniu.

Okazał się nad wyraz zdolnym chłopczykiem. I czujnym. Zapewne Armia Radziecka w ramach pomocy zarekomendowała młodego czujnego antyfaszystę z Wiednia do Zarządu Informacji Wojskowej tzw. Wojska Polskiego, który to zarząd „oddelegował” Cześka do Londynu do ambasady PRL w 1946. Akurat wtedy był tam na gościnnych występach późniejszy „papież krytyki literackiej w Niemczech” tow. Reich Ranicki.

 

Obaj zwalczali w Londynie „polskich faszystów”.

 

Potem Czesiek wrócił do PRL i energicznie zajął się czyszczeniem wojska z faszystów. Jak mu „zabrakło faszystów” , to „dobrał z antyfaszystów”, w tym niezwyciężonego generała spod Somosierry Mendla Kossoja – Wacława Komara. I generała Kuropieskę. Był rok 1951.

Potem przyszły piękne lata „w garnizonach” – Białostockim i Śląskim, gdzie również Informacja Wojskowa i Czesiek – siali grozę wśród żołdactwa, ciągle zatrutego faszystowskimi miazmatami faszystowskiej przedwojennej pańskiej Polski.

 

Przełom nastąpił w 1967 r. , kiedy został zastępcą dowódcy WSW – prawdziwie ludowego generała. Kufel mu było. Przypomniała  sobie o Cześku znowu Armia Czerwona i został przyjęty do Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR.

 

Od 1972 r. był szefem Zarządu II (wywiadu) Sztabu Generalnego LWP i „rozpracowywał przeciwnika”, niewykluczone, że żołnierza Mc Caina w Wietnamie też.

I wszystko szło świetnie, wojna była przygotowana na ostatni guzik, ale jakaś śrubka w doskonałym instrumencie państwa ludowego zardzewiała, zabrakło czujności towarzyszom z kontr-wywiadu i zaczęły się pożałowania godne wypadki roku 1980.

 

Towarzysze cywile ze skrzydła internacjonalistycznego zaczęli się szarpać za krawaty z towarzyszami pszenno-buraczanymi, głównie ze Śląska. Naród oszołomiony wziął wymianę inwektyw w rodzinie za „walkę o wolność” i rzucił się do wyłamywania krat. Musowo celem „zainstalowania faszyzmu” na przedwojenną modłę faszysty Piłsudskiego.

 

Na to już antyfaszysta Czesiek nie mógł był pozwolić. Z towarzyszem Wojciechem wymienili spojrzenia i przystąpili do działania.

Zanim oddali pierwsze strzały, co ja mówię, zanim zaczęli zaprowadzać ład i porządek, pewnego wieczoru zgłosił się do nich towarzysz z kręgów uniwersyteckich, wypróbowany przez prawie 20 lat albo i dłużej, antyfaszysta, i wspólnie doszli do wniosku, że jak już stawiać na jakieś „skrzydło antyfaszystowskie” ,to z pewnością nie na to „nacjonalistyczne”, przyjmujące Agenta faszyzmu z Watykanu prawie jak szefa.

 

Ocenili, że jedno skrzydło wystarczy a zasługi tego skrzydła w instalowaniu antyfaszyzmu na Zachodniej Ukrainie i Zachodniej Białorusi  już w roku 1939 są tak wielkie, że nawet towarzyszom z Moskwy trochę ulży. Bo niepokój był spory.

 

I wtedy Czesiek z Wojtkiem, dwóch antyfaszystów, wyłączyli wspólnie Teleranek, zaprowadzili przepustki na rogatkach, zamknęli jakiś 1000 faszystów w pierwszym rzucie 13 grudnia ( i dla niepoznaki paru antyfaszystów- tylko osobno i na lepszym wikcie) a resztę trochę zdyscyplinowali w aresztach, trochę w namiotach wojskowych w Czerwonym Borze. Parę tysięcy wyrzucili z roboty z wilczym biletem.

 

Żadna cena dla zwycięstwa nad faszyzmem nie jest zbyt wysoka i dlatego trochę krwi faszystowskiej zostało rozlane, ale to tylko z korzyścią dla idei antyfaszyzmu i demokracji, co spotkało się ze zrozumieniem w wielu antyfaszystowskich krajach, z NRD i RFN na czele.

I od tej pory trwa niemal idealne porozumienie bez słów między antyfaszystami  całego świata: Cześkiem, Wojtkiem, kanclerzami Niemiec, towarzyszami radzieckimi, u których składowane są na wieczną pamiątkę różne „dowody walki”: formularze, wyznania liryczne, dyplomy dyskretnego uznania i pokwitowania odbioru pomocy moralnej.

 

Ukoronowaniem pięknej dyskretnej współpracy było podzielenie się obowiązkami w zarządzaniu tym krnąbrnym plemieniem, bardzo łatwo wpadającym w sidła faszyzmu; jedni towarzysze „wzięli” przemysł, inni „wzięli” rolnictwo i grunta, jeszcze inni „kulturę i sztukę”.
 

A nad wszystkim czuwa niezawodny super-anty-faszysta Czesiek,  który dożywa swoich dni uwolniony od trosk doczesnych przez antyfaszystowskie sądy, miło doradzający nieco młodszym antyfaszystom, jak sobie radzić z odradzającym się co i rusz- polskim faszyzmem.

Od  dłuższego już czasu ten stan rzeczy znajduje zrozumienie w światowym centrum antyfaszyzmu, które przeniosło się  w 1990 r. z Moskwy do Waszyngtonu.

 

W Polsce pozostały jeszcze jakieś niedobitki faszystów, które plują zatrutą  śliną w kierunku lepszych od siebie (i piękniejszych i bogatszych) antyfaszystów, ale Czesiek wtedy tylko chichocze. Zwłaszcza 13 grudnia.

Mogą mu naskoczyć.

 

To  Orban niech się lepiej boi.

 

 Faszyzm w ostatnich latach wyrażający się w nakładaniu podatków na supermarkety zagraniczne, opodatkowaniu banków czy ograniczaniu trybunału konstytucyjnego w blokowaniu ustaw skierowanych przeciwko antyfaszystom  z lat 50-tych – nie ma dobrej prasy na świecie. Senator Mc Cain najlepszym tego przykładem. Jednak ta niewola, co jak mówię, wizyta przyjaźni,  u antyfaszystów wietnamskich na coś się przydała.

 

Najdziwniejsza jest sytuacja byłego,jak się zdaje , antyfaszysty – Putina. . W 2003 wydawał się pierwszej wody antyfaszystą. W 2005 pokazały się pierwsze rysy. Była jakaś szansa na poprawę w 2009 a nawet teraz. Chodziło o zwalczenie faszyzmu w Syrii. Nie przyłączył się.

Wszystko się wydało: to jest faszysta.
A faszyzm będziemy zwalczać z całą stanowczością. Czesiek pokazał drogę.
I będziemy zwalczać pomagierów faszystów. Niech Orban ma się na baczności.

 

Bo jak mu Czesiek przyśle seryjnego samobójcę, to mu 70% poparcia nie pomoże.


PS.  Czesiek zasadniczo nie jest zwolennikiem stosowania tzw. kryteriów ulicznych w zwalczaniu faszyzmu. To kosztowne i nie zawsze skuteczne. Popatrzcie na Kijów. Co za bałagan. Ci amerykańscy antyfaszyści to są amatorzy.

 

Ciekawski, prowincjonalny wielbiciel starych kryminałów.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (31)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo