Polski rząd z pewnością przegra bitwę o obsadę funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej. Sukcesem będzie choćby opóźnienie wyboru, ale i na to się nie zanosi. Czemu więc tę bitwę wydaje? A może nie chodzi tu o bitwę, a o wojnę? Lub przynajmniej o długą kampanię?
Jarosław Kaczyński przegrał już w swojej karierze politycznej wiele bitew i nie wydaje się, żeby specjalnie się tym kiedykolwiek martwił. W tym przypadku wygląda na to, że wysłanie wojsk na straconą pozycję także nie jest dla niego problemem. Bezsensowny ruch? Jedynie wtedy, gdyby zależałoby mu na wygranej w tym konkretnym starciu. Nie zaś, jeżeli ta bitwa jest elementem długiej kampanii o uzyskanie silnej pozycji w Europie.
Już widzę, jak wielu znawców europejskich salonów uśmiecha się wyrozumiale i macha z lekceważeniem ręką na takie dictum. O jakim wzmocnieniu pozycji może być mowa – zapytają - skoro mamy do czynienia z prostą konsolidacją europejskich elit przeciwko polskiemu rządowi?
Znawcom chciałbym zaproponować zmianę perspektywy. Po pierwsze obecne elity europejskie nie są wieczne. To, że zaprojektowały Unię Europejską tak, żeby się samo-reprodukować i rządzić nią bez końca, wcale jeszcze nie oznacza, że tak będzie. Gołym okiem widać, że nadchodzi zmiana. Także w Unii będzie musiało dojść do wymiany elit, a nowe elity będą być może przychylniej patrzyły na jedyny kraj, który potrafił przeciwstawić się „dyktatowi europejskich biurokratów”.
Po drugie, obserwatorem starcia są nie tylko elity, ale i społeczeństwa. One rzecz jasna obserwują wydarzenia o wiele mniej uważnie, więc do nich dotrze jedynie przekaz bardzo uproszczony. Taki mianowicie, że Polska postanowiła zawalczyć o to, aby osoby na ważne funkcje europejskie były wybierane zgodnie z jakoś ustalonymi i przestrzeganymi procedurami, a nie dzięki zakulisowym ustaleniom wielkich graczy (czy raczej, w obecnych realiach, dyktatowi Niemiec). I Polska dla realizacji tego ideału zdecydowała się stanąć w niezręcznej sytuacji polegającej na tym, że przeciwstawiła się pełniącemu tę funkcję rodakowi.
Obecnie słyszymy jedynie te słowa, jakie wypowiadane są przez stojących na eleganckim dywanie eurokratów. I są to słowa dla polskiego stanowiska miażdżące. Cały dowcip polega na tym, co dzieje się pod dywanem. Być może dzieją się takie procesy, które sprawią, że wydanie z góry przegranej bitwy jest przygrywką do zwycięskiej kampanii.
Wracam po siedmiu latach. Prowadzę podcast o nazwie Coistotne, dotyczący głównie spraw międzynarodowych. Mówię o groźbach nuklearnych, polityce klimatycznej, budowie europejskiego mocarstwa, wzroście potęgi Chin i amerykańskich kłopotach z własnym państwem, o wszystkim tym, co jest w naszym świecie istotne. Podcast jest dostępny na Youtube i Spotify, ukazuje się nieregularnie, ale przynajmniej raz w tygodniu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka