Mimo, że jestem bardzo zaniepokojony skalą wyborczych nieprawidłowości i polityczno- medialną akcją mającą na celu zatuszowanie i rozmycie całej sprawy?
Z powodu jednego sondażu. Jego publikacja zaważyła moim zdaniem na strategii obozu, który na użytek tego tekstu nazwę „obozem starego porządku” i postawiła w trudnej sytuacji rodzący się obóz, który w pewnym momencie można było określić mianem „obozu obrony porządku demokratycznego”, który nie wykazał się dostatecznym refleksem, nie zdołał dobrze zareagować i wypadł z gry zanim do niej wszedł.
Chodzi rzecz jasna o opublikowany przez „Rzeczpospolitą” sondaż, który pokazał, że ok. 30% badanych wierzy w możliwość sfałszowania wyborów, a ok. 60% w to nie wierzy. Wyobrażam sobie, że w chwili ujawnienia tego badania sztabowcy w Pałacu Prezydenckim odetchnęli z ulgą i zabrali się raźno do pracy. Podział ten bowiem jest dość wiernym odzwierciedleniem podziału na wyborców PiS i całą resztę. Wystarczyło tylko sprowadzić spór do rangi sporu partyjnego, co bardzo sprawnie w ciągu kilku dni uczyniono, aby dalej już spać spokojnie.
Pomógł w tym oczywiście sam szef PiS, zupełnie niepotrzebnie szermując słowem „fałszerstwo” i dając wywiad do „Wprost”, w którym wybito na pierwszy plan jego wezwanie do demonstracji. Demonstracja ta będzie oczywiście demonstracją partyjną, a nawet jeżeli organizatorzy podejmą jakieś kroki, aby tak nie było, to już media zadbają o to, aby nikt się o tym nie dowiedział. Pozamiatane. Drugi Smoleńsk. Przekonywanie przekonanych.
Tymczasem przez krótką chwilę istniała szansa, aby linię sporu zarysować inaczej: na tych, którzy pragną uczciwości w życiu publicznym i bronią demokracji oraz na tych, którzy się temu przeciwstawiają i – być może powodowani dobrymi pobudkami – petryfikują układ, w którym możliwe są wyborcze machlojki. Taki przekaz mógł mieć charakter uniwersalny i niepartyjny, po prostu prodemokratyczny.
Z takim przekazem można było trafić nie tylko do tych, którzy są a priori przekonani, że obecna władza jest nieuczciwa i nie potrzeba im na to żadnych dodatkowych dowodów, tylko także do tych, którzy sądzą inaczej, ale zostali poważnie wzburzeni tym, co działo się wokół wyborów. Wymagało to jednak ważenia słów i skoncentrowania się na faktach. Na przykład systematycznego udostępniania relacji dotyczących nieprawidłowości i tworzenia z nich czegoś w rodzaju „białej księgi”, zapewne internetowej.
Zamiast tego mamy wołanie o „fałszerstwie” i demonstracje uliczne. Taki zestaw gwarantuje, że odsetek osób przekonanych o tym, że z wyborami stało się coś złego, może już tylko maleć. Bo do nieprzekonanych nie da się dotrzeć przy pomocy emocji, a w każdym razie nie takich emocji. Tu muszą przemówić fakty. Fakty podane spokojnie, bez zacietrzewienia.
Szansa stworzenia szerokiego obozu prodemokratycznego, którego zaistnienie mogłoby też wpłynąć na ustawienie dyskursu w kampanii prezydenckiej i parlamentarnej, została zmarnowana. Dlatego nie uważam tej demonstracji za dobry pomysł.
Wracam po siedmiu latach. Prowadzę podcast o nazwie Coistotne, dotyczący głównie spraw międzynarodowych. Mówię o groźbach nuklearnych, polityce klimatycznej, budowie europejskiego mocarstwa, wzroście potęgi Chin i amerykańskich kłopotach z własnym państwem, o wszystkim tym, co jest w naszym świecie istotne. Podcast jest dostępny na Youtube i Spotify, ukazuje się nieregularnie, ale przynajmniej raz w tygodniu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka