Robert Bogdański Robert Bogdański
423
BLOG

Duchota

Robert Bogdański Robert Bogdański Ukraina Obserwuj temat Obserwuj notkę 12
W naszym życiu publicznym zapanowała duchota. Ci, co nie chcą być poddani moralnemu szantażowi wielbicieli prezydenta Zełenskiego wpadają w objęcia cyników i “realistów”, mając jako alternatywę albo usilne udowadnianie, że nie są zwolennikami ludobójstwa, albo stawanie w jednym szeregu z ludźmi, którzy zdają się sądzić, że ofiary wojny są czymś w rodzaju figurek na wielkiej szachownicy światowego konfliktu. Nie odnajduję się ani w jednej, ani w drugiej roli.

Ponury spektakl w Gabinecie Owalnym zmusił nas wszystkich do zajęcia stanowiska. Trump w pewnym momencie powiedział pod adresem dziennikarzy, że to “great television”, dając wyraz postawie gdzieś między cynizmem, sarkazmem, a przerażeniem. To była celna uwaga. Ta “świetna telewizja” podzieliła świat. W godzinę potem zobaczyłem na ekranie swojego komputera zapiekły przekaz z jednej strony: “Ani centa więcej!”, a potem wygenerowany przez AI obrazek patrzących sobie miłośnie w oczy Trumpa i Putina. Emocje zostały spuszczone z łańcucha.  

Natychmiast powstała narracja, że cała ta sytuacja była w istocie ustawką ze strony Amerykanów, którym nie powiodły się negocjacje z Putinem i postanowili zwalić winę za porażkę na Ukraińców. Ta narracja była rozpowszechniana oczywiście przez źródła ukraińskie, ale padała na podatny grunt wśród tych w Polsce, którzy nie mają zaufania do Trumpa. W tych samych kręgach pojawiła się narracja porównująca negocjacje Ukrainy z USA z rozmowami prowadzonymi w roku 1944 przez Mikołajczyka z Churchillem, w których polski emigracyjny premier był zmuszany do zaakceptowania faktycznej władzy Stalina nad połową kraju, a politycznej władzy nad jego pozostałą częścią. Mieliśmy tu do czynienia z prostym równaniem: Trump teraz sprzedaje Ukrainę, a następnie sprzeda Polskę. W domyśle: kto z tym polemizuje, ten nie tylko jest pozbawiony wiedzy i wyobraźni historycznej, ale i nie potrafi współczuć cierpiącym.

Z drugiej strony pojawiła się narracja, że scena została wyreżyserowana przez wrogów Trumpa z obozu Demokratów, a odegrał ją na ich życzenie Zełensky, aby pogrążyć politycznie człowieka, któremu i tak nie ufał. Prezydent Ukrainy jawił się tu jako sprytny geszefciarz. To był konstrukt stworzony na wewnętrzny rynek amerykański, ale doskonale rezonował wśród tych w Polsce, którzy u Ukraińców widzą czarne podniebienia. Natychmiast pojawił się motyw rezunów i bezczelnych młodzieńców w drogich samochodach. Echem amerykańskiego “ani centa” było nasze pogardliwe “dej”.

Obserwator, który w starciu Zełenskiego z Amerykanami nie widział ani amerykańskiej “zdrady”, ani ukraińskiej “chytrości”, znajduje się na przegranej pozycji. Próba analizy rzeczywistości i przywoływania oczywistych faktów spotyka się nie z rzeczową polemiką, ale zamykaniem do szufladki z wrogami. Przypomnienie, że ukraińska armia przegrywa na froncie i zmaga się z ogromną plagą dezercji zostanie skwitowane sugestią, że cieszysz się z postępów Rosjan i nie jesteś dobrym patriotą. Skonstatowanie, że gdyby Ukraińcy się nie bili, także przy użyciu naszej broni, to wówczas Rosjanie już dawno stanęliby na naszej granicy, więc w naszym interesie jest wspierać Kijów i nie wolno wykluczać zaangażowania wojskowego w jakiejś szerokiej formule w przyszłości, jest klasyfikowane jako pobrzękiwanie szabelką, podżeganie do wojny, a konkluzja jest jedna – nie jesteś dobrym patriotą.  

Kulminację tego absurdu widać w liście otwartym, jaki Lech Wałęsa z grupą ludzi, jacy niegdyś uczestniczyli w ruchu Solidarności, skierowali do Donalda Trumpa. Oczekiwanie wdzięczności za pomoc jest tam określone jako “obraźliwe”, choć wiadomo, że ta wdzięczność należy się amerykańskiemu podatnikowi, a prezydent jest po prostu symbolem państwa. Trumpa i Vance’a porównują sygnatariusze do śledczych SB, bo przecież tamci także mówili, że “mają w ręku wszystkie karty”, a skądinąd banalne stwierdzenie, że życie ludzkie nie może być przeliczane na pieniądze prowadzi do sugestii, że Stany Zjednoczone mają po prostu obowiązek udzielać pomocy finansowej Ukrainie. Całość wieńczy kontrfaktyczne wspomnienie o Memorandum Budapeszteńskim z 1994 roku, w którym miały rzekomo być zawarte “gwarancje nienaruszalności granic” Ukrainy. Nota bene, gdy w jakiejś dyskusji wspomniałem, że żadnych traktatowych gwarancji tam nie ma, spotkałem się z ripostą, że w takim razie “niech Rosja odda Ukrainie broń atomową”...

Z drugiej strony redaktor naczelny “Do Rzeczy”, pisząc swój wstępniak jeszcze przed awanturą w Białym Domu, ale doskonale wpisując się w zarysowany przeze mnie podział, ze sztucznym dystansem ocenia, że Ukraina “nie zrealizowała żadnych celów, z jakimi przystępowała do wojny”. To jest horrendum! Tak, jakby rozpoczęcie zaciętej obrony przez najeźdźczą armią było ze strony Kijowa jakąś wykalkulowaną decyzją! Owszem: celem takiej obrony jest zawsze zachowanie niepodległości i na razie jest on realizowany. A jeżeli celu tego zrealizować się nie uda, to – jak napisałem wyżej - na naszej granicy stanie rosyjska armia. Zaprawiona w boju, sprawna i póki co wiele liczniejsza i silniejsza od naszej.

My tymczasem, zamiast skoncentrować się na realnym niebezpieczeństwie obracamy się w intelektualnej duchocie między fałszywą czułostkowością i moralnym szantażem, a cynizmem i tym rodzajem realizmu, który jest dobry wtedy, gdy od potencjalnego agresora oddziela ocean, ale nie gdy agresor właśnie stara się zająć dogodną pozycję w sąsiedztwie. Ani jedna, ani druga postawa nie ma w naszej sytuacji najmniejszego sensu. Pierwsza odpycha nas od Ameryki, która jest naszym jedynym realnym sojusznikiem. Druga wpycha nas w objęcia Rosji, bo okazywanie zrozumienia wobec jej celów na Ukrainie nieuchronnie spotka się z propozycją, aby okazać zrozumienie także dla rosyjskich celów w całym regionie. Najwyższy czas, aby przewietrzyć duchotę w naszych głowach.

Wracam po siedmiu latach. Prowadzę podcast o nazwie Coistotne, dotyczący głównie spraw międzynarodowych. Mówię o groźbach nuklearnych, polityce klimatycznej, budowie europejskiego mocarstwa, wzroście potęgi Chin i amerykańskich kłopotach z własnym państwem, o wszystkim tym, co jest w naszym świecie istotne. Podcast jest dostępny na Youtube i Spotify, ukazuje się nieregularnie, ale przynajmniej raz w tygodniu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka