Duda i Tusk zgodzili się w kwestii bezpieczeństwa dla premiera Netanjahu. To dobrze. Nazywanie premiera Izraela zbrodniarzem wojennym i zestawianie go z Putinem to zwykła hucpa.
Prezydent Duda poprosił rząd o to, aby nie aresztował premiera Izraela, gdyby ten chciał przybyć na uroczystość rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz, zaś Donald Tusk zgodził się z tym. To dobra decyzja. Oto, dlaczego.
Decyzja Międzynarodowego Trybunału Karnego ma charakter polityczny, o czym świadczy wybiórczy sposób potraktowania osób odpowiedzialnych za sytuację wojenną w strefie Gazy. Trybunał wydał mianowicie nakazy aresztowania dwu członków gabinetu wojennego Izraela z partii Likud, natomiast “zapomniał” o tym, że równoprawnym członkiem gabinetu, który wspólnie z nimi brał udział w podejmowaniu decyzji był Benny Gantz z jednego z ugrupowań opozycyjnych. Gabinet wojenny został bowiem pomyślany jako instytucja ponad podziałami, zaś idea pokonania Hamasu łączy ze sobą ogromną większość społeczeństwa Izraela. Gdyby Trybunał poważnie traktował stawiane zarzuty, wówczas na liście osób do aresztowania znalazłby się także Gantz, jednak ten polityk może zastąpić znienawidzonego Netanjahu w następnym rozdaniu politycznym, więc liberalne elity Zachodu nie chciały go poświęcać. Groźba aresztowania została więc uznana za ukłon w stronę liberalnych elit Unii Europejskiej, ale co to właściwie konkretnie miałoby Polsce przynieść poza wątpliwą satysfakcją moralną i pozbawieniem się dyplomatycznego pola manewru? Nie wiadomo.
Działania Izraela na terenie Gazy były i są brutalne, ale alternatywą dla tej brutalności było wycofanie się i oczekiwanie na następny atak. Żaden rząd na świecie nie mógłby sobie na to pozwolić. Gabinet wojenny podjął - moim zdaniem słuszną - decyzję o fizycznym wyeliminowaniu wszystkich bojowników Hamasu. Działo się to w terenie silnie zurbanizowanym, w dodatku pokrytym siecią tuneli służących do walki i transportu wojska i wobec taktyki Hamasu polegającej na używaniu cywilów i cywilnych obiektów jako osłony. W dodatku agenda ONZ mająca w założeniu pomagać Palestyńczykom (UNRWA) działała jak przybudówka Hamasu. To wszystko czyniło wykonanie zadania bez ofiar cywilnych zadaniem niemożliwym.
Na skutek akcji zbrojnej Izraela zginęło ponad 40 tysięcy Palestyńczyków. Trudno stwierdzić ilu z nich było cywilami, a ilu bojownikami, bo podporządkowane Hamasowi ministerstwo zdrowia z Gazie klasyfikuje wszystkie ofiary jako cywilów, zaś armia izraelska uznaje, że wszyscy zabici mężczyźni w wieku poborowym to terroryści. Na skutek tej rozbieżności stosunek zabitych cywilów do wojskowych waha się od 1,4:1 do 4:1. W tym pierwszym przypadku byłaby to proporcja bardzo dobra i świadcząca o humanitarnym prowadzeniu ofensywy, w tym drugim nie. Zginęły dzieci i kobiety, to jest jasne. Czy zginęło ich 25 tysięcy, czy 35 tysięcy, to w gruncie rzeczy nieistotne, bo o tyle właśnie za dużo. Na pewno jednak nie można mówić o ludobójstwie. Można było niepodejmować tej walki, wówczas ofiar cywilnych po stronie palestyńskiej by nie było. Ale na pewno byłyby ofiary po stronie izraelskiej, bo nastąpiłyby nowe ataki. Mają zginąć obywatele mojego kraju czy obcy? Takie dylematy są bolesną domeną polityków. Nie można jednak czynić im zarzutu z tego, że dokonali takiego wyboru, aby nie ginęli ich krajanie.
Dodajmy do tego ten czynnik, że akcja zbrojna Izraela w Gazie okazała się zabójczo skuteczna nie tylko lokalnie, ale i dla całego porządku w regionie i na świecie. Hamas uległ praktycznie likwidacji. Co więcej - systematycznie niszczona jest używana przez to ugrupowanie infrastruktura w postaci sieci tuneli, które służyły zawsze za odskocznię pozwalającą bojownikom się przegrupować i odrodzić. Następnie zadany został zdecydowany cios Iranowi. Trudno powiedzieć, czy gorsze dla Teheranu było osłabienie czysto militarne, czy upokorzenie wynikające z tego, że dwukrotny zmasowany atak na Izrael nie przyniósł żadnych wyników, a jedynie odwet w postaci zniszczenia obrony przeciwpowietrznej. Potem przyszedł czas na Hezbollah w Libanie, któremu Iran nie był w stanie realnie pomóc. Potem zawaliła się Syria, przez co pod znakiem zapytania stanęła także obecność polityczna i wojskowa Rosji w regionie. I to wszystko w ciągu jednego roku. Można przewidywać, że teraz kolej na terrorystów Huti, zagrażających żegludze, także zresztą wspieranych przez Rosję.
Brutalna polityka Netanjahu przyniosła dobre owoce: zniszczenie Hamasu, osłabienie Iranu i Hezbollahu, przyczyniła się do upadku reżimu Asada w Syrii i osłabienia pozycji międzynarodowej Rosji. Czy za to należy karać? Gołym okiem przecież widać, że ofiary cywilne w Gazie nie były celem premiera Izraela, ale ubocznym kosztem jego polityki. W związku z tym nazywanie premiera Izraela zbrodniarzem wojennym i zestawianie go z Putinem to zwykła hucpa.
Polska powinna wesprzeć Izrael w prowadzeniu tak zdecydowanej polityki, która w dodatku uderza rykoszetem w Rosję, czyli jest dla nas korzystna. Oczywiście nie powinna tego czynić za darmo. Waluta, w jakiej Izrael mógłby odpłacić się za polskie wsparcie jest dla niego stosunkowo tania: to polityka historyczna. Jej modyfikacja byłaby o tyle łatwiejsza do przełknięcia przez Jerozolimę, że o wiele trudniej jest krytykować przeszłość dobrego sojusznika, z którym prowadzi się wspólne projekty polityczne. Jedyne, co mnie martwi to przypuszczenie graniczące z pewnością, że żadna taka transakcyjna rozmowa nie została przeprowadzona, a zarówno za listem Dudy, jak i za decyzją Tuska stała obawa przed pogorszeniem się stosunków z Waszyngtonem, czyli nie była to decyzja autonomiczna, a wymuszona. Szkoda.
Dochodzimy do najważniejszego powodu, dla jakiego należało zapewnić Benjaminowi Netanjahu bezpieczeństwo na terenie Polski: zarówno Biden, jak i Trump – ale zwłaszcza Trump i jego otoczenie, są silnie proizraelscy. O ile jeszcze Biden usiłował grać na dwie strony i posuwał się do prób dyscyplinowania Izraelczyków przy pomocy zawieszania dostaw uzbrojenia, o tyle Trump będzie raczej wspierał zdecydowanie Jerozolimy i postawi za Netanjahu całą siłę mocarstwa. Przeciwstawianie się tej sile i tej determinacji byłoby doprawdy co najmniej nierozsądne. Nie będę tego rozwijał.
W efekcie Polska, która mogła próbować uzyskać dwie rzeczy: polepszenie stosunków z Izraelem i wpłynięcie na jego politykę historyczną, oraz pokazanie Waszyngtonowi, że jest dobrym sojusznikiem, na którym można polegać, uzyskała chociaż tyle, że nie pogorszy stosunków z Ameryką i uratuje stosunki z Izraelem na poziomie niepogorszonym lub pogorszonym nieznacznie (tromtadracka wycieczka wiceministra Bartoszewskiego zostanie zapamiętana). Skoro jednak nie potrafimy wygrywać starć dyplomatycznych cieszmy się chociaż tym, że jesteśmy w stanie w ostatniej chwili osiągnąć remis. Dlatego wypada podziękować Andrzejowi Dudzie i Donaldowi Tuskowi za okazanie politycznego rozsądku.
Wracam po siedmiu latach. Prowadzę podcast o nazwie Coistotne, dotyczący głównie spraw międzynarodowych. Mówię o groźbach nuklearnych, polityce klimatycznej, budowie europejskiego mocarstwa, wzroście potęgi Chin i amerykańskich kłopotach z własnym państwem, o wszystkim tym, co jest w naszym świecie istotne. Podcast jest dostępny na Youtube i Spotify, ukazuje się nieregularnie, ale przynajmniej raz w tygodniu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka