Nie można zaangażować się w kampanię silnym zdaniem negatywnym o jednym z kandydatów wygłoszonym w insynuacyjnym stylu, a następnie udawać, że nic się nie stało, a to wszystko było tylko bezstronną analizą wybitnego politologa, która spotkała się z niezrozumieniem politycznych troglodytów.
Było tak. Najpierw profesor Antoni Dudek udzielił wywiadu Kulturze Liberalnej, w którym określił Karola Nawrockiego mianem "człowieka niebezpiecznego", nie podając jednak powodów, bo - jak powiedział - nie chce się procesować z kandydatem. Następnie na takie stawianie sprawy oburzyli się ludzie popierający Nawrockiego. Dudek z kolei oburzył się i wpisał na Facebooku następujące zdanie: "Rok igrzysk prezydenckich! Rezonans, jaki wywołała moja opinia o kandydacie PiS na prezydenta pokazuje, że tegoroczne igrzyska prezydenckie pobiją poziomem zacietrzewienia, histerii i głupoty wszystkie dotychczasowe". Potem swój wpis usunął, ale Internety nie płoną...
[Uwaga, sprostowanie. Ponieważ prof. Antoni Dudek posiada dwa profile, a ja sprawdziłem tylko na jednym, więc błędnie napisałem, że post ten został przez Autora usunięty. W rzeczywistości post znajduje się nadal na jednym z jego profili na FB. Nie zmienia to jednak nic w moich krytycznych uwagach.]
Oburzenie Antoniego Dudka budzi z kolei moje zdumienie. A czego się mianowicie spodziewał? Że zwolennicy Nawrockiego zakrzykną: "Dobrze mówi! Ten Nawrocki to faktycznie podejrzany typ, głosujmy na Hołownię"! Faktycznie, każda inna reakcja świadczy o tym, że reagujących ogarnęło "zacietrzewienie", kieruje nimi "histeria", a za wszystkim stoi "głupota". To logiczne. W logice Antoniego Dudka rzecz jasna.
Wiele wskazuje na to, że politolog, który do tej pory dość konsekwentnie budował swój obraz publiczny jako niezależnego obserwatora sceny politycznej, wymierzającego celne ciosy wszystkim stronom sporu i opowiadającego się przeciwko "duopolowi" PO-PiS (nawet jeżeli dla wielu, w tym dla mnie, jakoś te ciosy były zawsze celniej i silniej lokowane po stronie PiS), postanowił przy okazji najbliższych wyborów prezydenckich zagrać swoją życiową polityczną rolę. Postanowił pokazać się jako zatroskany (i nadal niezależny) insajder, który posiadł wiedzę, jaką nie może się nie podzielić ze współobywatelami, bo rzecz dotyczy najważniejszego urzędu w państwie. Tak się przypadkowo złożyło, że wiedza ta nie dotyczy kandydata, którego wybór oznacza "domknięcie" budowanego obecnie systemu, tylko kandydata, w którym wielu wyborców widzi szansę na to, aby ów system się ostatecznie jednak nie "domknął". Przypadkowo również okazało się, że wiedza, jaką posiada o Nawrockim Antoni Dudek jest na tyle niebezpieczna (albo ezoteryczna), że dzielenie się nią publiczne nie jest możliwe. Wyborcom musi starczyć słowo honoru. Ale czyż niezależny badacz zatroskany o los Ojczyzny może kłamać? Z pewnością nie!
Pod koniec swojego usuniętego posta Dudek odnosił się do tego problemu wspominając, że metody insynuacyjnej w stylu "wiem, nie powiem, ale uważajcie na tego gościa" nauczył się od przywódców duopolistycznych partii. Wypada mi się z nim w tej kwestii zgodzić. Istotnie, polskie przepisy i praktyka prawna nie chronią ludzi, którzy wypowiadają się publicznie. Ofiarą tej praktyki pada teraz np. Paweł Szefernaker, który ma zostać pociągnięty do odpowiedzialności za podanie całkiem zgodnego ze stanem faktycznym tweeta o pewnym działaczu, który przebywa w Norwegii. Wiele razy choćby Jarosław Kaczyński wstrzymywał język nie chcąc angażować się w długotrwałe i wyniszczające spory sądowe. Czy można się dziwić, że tak samo nie ma na to teraz ochoty Antoni Dudek? W żadnym razie!
Jest tylko jedna drobna subtelność: gdy Kaczyński wypowiadał się w ten sposób, był silnie atakowany za insynuacyjny styl wypowiedzi. Zresztą słusznie. Jakoś nie pamiętam, aby wówczas Dudek brał go w obronę. Z pewnością jest to wynikiem mojej słabej pamięci. Teraz jednak sam chce skorzystać z prawa, którego tylekroć odmawiano owemu "starszemu panu". Jak na człowieka, któremu od tylu lat leży na sercu jakość debaty publicznej w naszym kraju, jest to nieco zdumiewające. Tymczasem insynuacje są złe w każdym wykonaniu: Dudka, Kaczyńskiego, czy Tuska. Wystarczy to uznać i konsekwentnie się tego trzymać.
Swoim usuniętym wpisem, w którym z oburzeniem reagował na oburzenie wyborców Nawrockiego profesor Dudek zdawał się usiłować powrócić do swojej roli niezależnego arbitra polskiej sceny politycznej, na którą od wielu lat pracował. Obawiam się, że nie będzie to już możliwe. Nie można zaangażować się w kampanię silnym zdaniem negatywnym o jednym z kandydatów wygłoszonym w insynuacyjnym stylu, a następnie udawać, że nic się nie stało, a to wszystko było tylko bezstronną analizą wybitnego politologa, która spotkała się z niezrozumieniem politycznych troglodytów. Mleko się wylało i przyjdzie teraz stanąć do walki w tak przez siebie pogardzanej "partyjnej nawalance". A jedynym sposobem, w jaki krakowski profesor może się okazać w tym starciu przydatny jest kontynuowanie rozpoczętej linii komunikacyjnej o "niebezpiecznym Nawrockim". I w końcu odsłonięcie kart, gdy już sama insynuacja przestanie oddziaływać. Wielu pewnie czeka na tę chwilę, ale ja jej Dudkowi nie zazdroszczę.
Wracam po siedmiu latach. Prowadzę podcast o nazwie Coistotne, dotyczący głównie spraw międzynarodowych. Mówię o groźbach nuklearnych, polityce klimatycznej, budowie europejskiego mocarstwa, wzroście potęgi Chin i amerykańskich kłopotach z własnym państwem, o wszystkim tym, co jest w naszym świecie istotne. Podcast jest dostępny na Youtube i Spotify, ukazuje się nieregularnie, ale przynajmniej raz w tygodniu.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka